Big Brother na Antarktyce

Big Brother na Antarktyce

Życie na stacji polarnej MIKOŁAJ GOLACHOWSKI – jest biologiem, ekologiem i podróżnikiem, Dwukrotnie zimował na Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego (raz jako kierownik 32. Polskiej Wyprawy Antarktycznej), a jako przewodnik turystyczny regularnie odwiedza Antarktykę Zachodnią i wyspy subantarktyczne. Od paru lat poznaje także Arktykę, sześć razy dotarł na biegun północny. Cóż, to człowiek, który kocha zimno. Gapiłem się na bryłę lodu wielkości niedużej ciężarówki, unoszącą się przy naszej lewej burcie, i myślałem: niech mnie ktoś uszczypnie. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że dotarłem do Antarktyki! Oczywiście nie miałem pojęcia, że tak mi już zostanie. (…) Pracuję na Antarktydzie już taki kawał czasu, a nadal czasem wydaje mi się, że to sen. (…) Stację zbudowano wokół niewielkiej zatoczki na dużym płaskim terenie u podnóża miejscami stromych, lecz niezbyt wysokich wzgórz. Obok budynków rozciąga się jedna z największych w tej części Antarktyki podmokłych łąk, porośnięta głównie mchami i porostami. To obszar chroniony, jak wszystko, co w Antarktyce zielone i dzikie. Podobnie jak na stacjach innych krajów zabudowania Arctowskiego są pomalowane dość jaskrawo, zgodnie z polarną tradycją. Mają się rzucać w oczy – na wypadek zadymki. Teraz, gdy dysponujemy odbiornikami GPS, ma to pewnie mniejsze znaczenie, ale kiedyś ratowało ludziom życie. Naszym kolorem jest żółty, w odcieniu raczej klocków lego niż cytryny. Poza halami przemysłowymi budynki są parterowe i zrobione z podniesionych na betonowych słupach modułów wielkości kontenera. W centrum stacji rzuca się w oczy długa frontowa ściana z licznymi oknami – to nasz główny budynek, zwyczajowo nazywany Samolotem (…). Najbliższy od strony zatoki to laboratorium biologiczne, czyli moje miejsce pracy. Kawałek dalej, przy plaży, stoi laboratorium meteorologiczne. Potem Samolot. Za nim potężna hala agregatów: techniczne serce stacji. Oprócz trzech dieslowskich generatorów wytwarzających dla nas prąd, który ogrzewa również wszystkie budynki, jest tu duży warsztat mechaniczny, stolarnia, magazyny oraz sala sportowa z siłownią i pralnia. Za agregatami z prawej strony stoją dwie duże hale techniczne, w których trzymamy ciężki sprzęt, i kolejne magazyny, a także spalarnia odpadów. Na lewo od agregatów stoi mały budyneczek radiowy, a z tyłu, na samym końcu, mieści się kilka domków, w których mieszkają letnicy. (…) „Polar Pioneer” przywiózł wszystko, co miało nam być potrzebne przez najbliższy rok. Wyładunek statku i wstępne rozmieszczenie zapasów na stacji trwa zwykle trzy doby. W połowie listopada na Arctowskim jest jasno właściwie cały czas, więc jak tylko pogoda na to pozwalała, znosiliśmy po trapie kolejne skrzynki i pudła (…). W trakcie rozładunku właściwie nie robi się nic innego. Nie prowadzi się żadnych badań poza codziennymi pomiarami – każdy pomaga, jak może, bo statek nie może tak zbyt długo stać. Oczywiście jeśli jest taka możliwość, odbywają się nieformalne imprezy powitalno-pożegnalno-integracyjne, przekazywane są obowiązki i sprawy związane z poszczególnymi stanowiskami i zasadniczo dużo się dzieje. (…) • Świetlica Arctowskiego to towarzyskie serce stacji. Tu je się wspólne posiłki, ogląda filmy, tu odbywają się oficjalne spotkania, święta i ceremonie, a także całkiem nieoficjalne balangi. Zaraz za nią znajduje się kuchnia, a potem podręczny magazyn żywności i bund. Kiedy dotarłem na Arctowskiego po raz pierwszy, mieliśmy jeszcze zawodowego kucharza na cały rok. Teraz wyprawy są mniejsze i zawodowcy gotują tylko w lecie. W zimie na zmianę bierze się kuchenne dyżury. Taki dzień nazywa się na wyspie – trochę seksistowsko – Maria day, przy czym dziewczęce imię należy wypowiedzieć z wyraźnie hiszpańskim akcentem. Dyżury biorą wszyscy – kierownicy stacji również. W lecie dyżurny pomaga kucharce lub kucharzowi (obiera warzywa, nakrywa do stołu, zbiera naczynia i zmywa), odkurza i myje podłogi w całym Samolocie. W zimie musi również przygotowywać śniadanie, obiad i kolację. Po kuchennym dyżurze na ogół idzie się na nockę do hali agregatów, gdzie w dość sfatygowanej kanciapie można pracować, oglądać filmy, ćwiczyć albo prać na siłownio-pralni, byle co godzina sprawdzać liczniki i ogólnie upewniać się, że wszystko na stacji jest w porządku, nic się nie pali, wiatr niczego nie urywa itd. W niedziele nie trzeba sprzątać ani

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2016, 2016

Kategorie: Obserwacje