”Biskup” kościoła kochanków

”Biskup” kościoła kochanków

Płacił składki na ZUS i zryczałtowany podatek jak duchowny, zabrakło mu tylko wiernych Największym marzeniem 36-letniego Marcina W., kilkakrotnie w przeszłości karanego, znanego głównie w środowisku krakowskich gejów, było posiadanie własnego Kościoła i pełnienia w nim funkcji biskupa. Nie czekając na uzyskanie wpisu swojego Kościoła Braci Polskich Arian-Uni-tarian w RP “Unitarianum Polonorum” do rejestru Kościołów i innych związków wyznaniowych prowadzonego przez MSWiA, już uważał się za biskupa. W Urzędzie Skarbowym Kraków-Prądnik zarejestrował się jako duchowny, podał, że jego Kościół liczy 880 członków, on jest dożywotnim biskupem i zaczął sumiennie płacić zryczałtowany podatek dla duchownych. Jako duchowny zarejestrował się też w krakowskim ZUS-ie, będąc również rzetelnym płatnikiem i licząc, że w przyszłości uzyska taką emeryturę jak księża. Przyjmował też darowizny od firm dla nowego Kościoła, którego biskupstwo mieściło się w jego mieszkaniu w jednym z bloków na krakowskim osiedlu Azory. Mieszkał tam z 18-letnim kochankiem. Interes z Kościołem zaczął się kręcić i gdyby nie zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, przekazane ministrowi sprawiedliwości, Hannie Suchockiej, przez Departament Wyznań MSWiA, to nowy krakowski biskup dalej robiłby karierę. Marcin W. stanął właśnie przed Sądem Rejonowym dla Krakowa-Krowodrzy, gdyż poza kilkoma swoimi kochankami nikogo nie potrafił przekonać do nowego wyznania. Żadnego kłopotu nie sprawiło mu napisanie statutu Kościoła, opracowanie założeń wiary, zmyślenie opisu dotychczasowej działalności i praktyk religijnych. Najtrudniejszą rzeczą było sporządzenie protokołu z zebrania założycielskiego i listy członków założycieli. To właśnie za sfałszowanie tych dokumentów i próbę wyłudzenia rejestracji, odpowiada teraz przed sądem. Na wezwania sądu członkowie założyciele nie zgłaszają się lub przychodzą i dziwią się, że powołali do życia nowy Kościół. Natomiast Marcin W. zaprzecza, że wyłudził podpisy i twierdzi, że każda osoba poznała statut nowego Kościoła oraz kredo wiary i doskonale wiedziała, co podpisuje. Tadeusz S., mieszkaniec domu pomocy społecznej, przyszedł do sądu o kulach, prowadzony przez opiekuna. – To było przypadkowe spotkanie, powiedział, abym to podpisał, bo on zakłada jakąś fundację – zeznał Tadeusz S. – Tylko raz go widziałem, o żadnym Kościele nie mówił. – A czy na tej kartce, na której świadek złożył swój podpis, był jakiś nagłówek, czy było napisane, w jakim celu oskarżony zbiera podpisy? – zapytała prowadząca rozprawę sędzia Renata Rusińska. – Nie wiem, proszę Wysokiego Sądu, ja jestem niepiśmienny. Kolejny świadek, Władysław S., z zawodu kierowca, obecnie bezrobotny, opowiedział, jak doszło do podpisania przez niego listy członków-założycieli. – Pracowałem u jednej pani jako kierowca. Jej sąsiadka prosiła mnie, abym jej znajomemu podpisał się na liście, bo chce założyć jakiś Kościół. Nie mam pojęcia, o co to mogło chodzić. Oskarżony wsiadł do mojego samochodu, spisał dane z dowodu osobistego i kazał mi się podpisać. Powiedział, że jak będzie miał więcej podpisów, to będzie mu łatwiej założyć ten Kościół i pomagać innym. – Czy interesował się świadek losem tego Kościoła, czy był na zebraniu założycielskim? – Nigdzie nie byłem, to była tylko taka sąsiedzka przysługa. Dwaj biskupi kochankowie Na początku tworzenia nowego Kościoła Marcin W. miał wspólnika, Przemysława Z., mieszkańca Skawiny, również karanego za oszustwa i wyłudzenia pieniędzy i też obracającego się w środowisku krakowskich homoseksualistów. W tym duecie dwóch kandydatów do objęcia biskupstwa na początku przewodził Przemysław Z. i on przeforsował, że siedzibą biskupstwa będzie jego mieszkanie w Skawinie. W zależności jednak od stanu aktualnych stosunków pomiędzy wspólnikami, czy byli czymś więcej niż przyjaciółmi, czy też śmiertelnymi wrogami, siedziba władz kościelnych znajdowała się raz w Skawinie, drugi raz w Krakowie, w mieszkaniach jednego z nich. Pierwszy wniosek o rejestrację Kościoła Braci Polskich Arian-Unitarian w Rzeczypospolitej Polskiej “Unitarianum Polonorum” Przemysław Z. i Marcin W. złożyli wspólnie w lipcu 1997 roku, ale wkrótce się pokłócili, bo każdy z nich chciał być zwierzchnikiem Kościoła. Po awanturach Marcin W. złożył w Departamencie Wyznań MSWiA niemal identyczny wniosek o rejestrację Kościoła o tej samej nazwie, eliminując jednak Przemysława Z. z grona członków-założycieli. W obydwu przypadkach ministerstwo odmówiło przyjęcia deklaracji o utworzeniu nowego związku wyznaniowego ze względu na uchybienia prawne. 3 listopada 1997 roku Marcin W. zostaje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 23/2000

Kategorie: Kraj