Bloki jak zabytki

Bloki jak zabytki

W Opolu Lubelskim w strefie objętej nadzorem konserwatorskim znalazły się bloki z lat 60. i 70. Nawet najdrobniejszy remont, który zmieniałby chociaż trochę wygląd zewnętrzny PRL-owskich bloków w Opolu Lubelskim, wymaga zgody wojewódzkiego konserwatora zabytków. Aby zrozumieć ten paradoks, trzeba cofnąć się do lat 70., kiedy to wyznaczona została strefa ochrony konserwatorskiej. I tak zwykłe, niewyróżniające się niczym budynki traktowane są od tamtej pory niczym zabytki. – Mamy naprawdę cenne zabytki, takie jak pałac Lubomirskich czy obiekty poklasztorne – wyjaśnia burmistrz Opola Lubelskiego, Dariusz Wróbel. – Niestety, w strefie chronionej znalazły się także najzwyklejsze bloki mieszkalne i teraz trudno to wszystko wyprostować. Już od czterech lat staramy się, by ograniczona została strefa ochrony konserwatorskiej, ale na razie bez rezultatu. Nic bez zgody konserwatora Burmistrz Wróbel przyznaje, że PRL-owskie bloki w strefie ochronnej to kuriozalna sprawa. Wykrył ją właśnie cztery lata temu, gdy jeszcze był zastępcą burmistrza i odpowiadał m.in. za gospodarkę przestrzenną. Gmina przystąpiła wówczas do opracowania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego i wtedy dostrzeżono ten oczywisty absurd. Przecież zabudowa z lat 60. i 70. nie może być traktowana jak zabytki. Pracownica urzędu Beata Gałek uważa, że sam konserwator także widzi potrzebę zmiany. Wnioski, które do niego wpływają, dotyczą bowiem budynków nieposiadających żadnej wartości zabytkowej. Jednak z przyczyn formalnych konserwator musi się nimi zajmować. Decyzje należy zaopiniować co do architektury, całego wyglądu zewnętrznego, a przecież szkoda na to czasu. W urzędzie uważają, że na rozstrzygnięcie tej sprawy trzeba będzie jeszcze poczekać. Niełatwo ją odkręcić. Od lipca wniosek jest już u generalnego konserwatora zabytków. – Pewnie jeszcze rok będziemy musieli poczekać na wypis – przypuszcza burmistrz. Do tego czasu wszyscy, którzy chcą inwestować w strefie, muszą projekt danego przedsięwzięcia uzgadniać u wojewódzkiego konserwatora zabytków. To wydłuża czas rozpoczęcia robót o przynajmniej o miesiąc, dwa. Zwłaszcza że konserwator nie od razu wydaje zgodę, nieraz trzeba z nim coś uzgodnić, dostosować się do zaleceń, wskazówek. – Bloki nie powinny być w strefie ochronnej, bo nie są związane z żadnym wydarzeniem historycznym ani żadną znaczącą postacią naszego miasta – twierdzi wiceprezes Towarzystwa Przyjaciół Opola Lubelskiego, Józef Zagozdon. – To przecież bloki takie jak inne. Trzeba w nich nieustannie coś remontować, poprawiać, zmieniać, a tu nic nie można bez zgody konserwatora. Jeśli zabytek, to gdzie pieniądze z ministerstwa W 1972 r. na mocy decyzji ówczesnych służb konserwatorskich część Opola Lubelskiego, gdzie znajdowały się dawniej ogrody i sady pałacowe rodziny Lubomirskich, została objęta ochroną konserwatorską. Dzisiaj decyzja z początku lat 70. nie ma żadnego uzasadnienia. Dwa lata temu zostały ścięte ostatnie drzewa pamiętające czasy magnackiej rodziny. – Uwarunkowania prawne nie nadążyły za rozwojem tej części miasta, za jego współczesną zabudową – uważa burmistrz. Najwięcej problemów ze strefą ma Lokatorsko-Własnościowa Spółdzielnia Mieszkaniowa. W strefie ochronnej znajdują się wszystkie 15 budynków, które do niej należą na terenie Opola Lubelskiego. – Jakiekolwiek prace remontowe wydłużają się w czasie, nawet zmianę elewacji musimy uzgadniać z konserwatorem – wyjaśnia prezes spółdzielni, Edward Jędrych. – W ubiegłym roku występowaliśmy o zgodę na docieplenie ścian bloków przy ulicy Puławskiej i Kraszewskiego i musieliśmy sporządzić dokładne projekty wszystkich prac. Prezes pokazuje decyzję wojewódzkiego konserwatora zabytków, która pozwala na prowadzenie prac budowlanych, docieplenie ścian zewnętrznych i zmianę kolorystyki elewacji. W piśmie sporo miejsca zajmuje uzasadnienie, w którym można przeczytać, że blok usytuowany jest w obrębie historycznego układu urbanistycznego i podlega prawnej ochronie konserwatorskiej. Prace inwestycyjne zgodnie z ustawą o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami wymagają uzyskania pozwolenia. I tylko dlatego, że inwestycja nie będzie miała wpływu na chroniony układ, konserwator uznaje ją za dopuszczalną. – Ze względu na to, że nasze zasoby znajdują się w strefie chronionej, dodatkowych kosztów nie ponosimy – wyjaśnia prezes i zaraz dodaje żartem: – Powinniśmy dostać raczej dofinansowanie na utrzymanie bloków. Oczywiście nasz wniosek nie miałby żadnych szans, bo jakież to są zabytki? Na daszek dodatkowa zgoda Właściciele punktów usługowych i handlowych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2007, 2007

Kategorie: Kraj