Bohaterowie z „czerwonego afisza”

Bohaterowie z „czerwonego afisza”

Szacuje się, że podczas II wojny w szeregach francuskiego ruchu oporu działało nawet 50 tys. Polaków

Jednym z symboli francuskiego ruchu oporu okresu II wojny światowej stał się „czerwony afisz”. Masowo rozlepiano go na ulicach Paryża i innych miejscowości wiosną 1944 r. „Czy to wyzwoliciele?”, pytał przechodniów plakat, prezentując im zdjęcia 10 partyzantów o obco brzmiących nazwiskach. Od razu też udzielał odpowiedzi, demaskując ich jako złowrogą „armię przestępczą”, stanowiącą element międzynarodowego spisku wymierzonego przeciwko Francji. Przy zdjęciach partyzantów były adnotacje typu: „węgierski Żyd”, „włoski komunista”, „Ormianin” czy „czerwony Hiszpan”. Przy aż czterech nazwiskach widniał dopisek: „polski Żyd”. Ten zabieg propagandowy miał konkretny cel. Przechodzień powinien był zobaczyć nie walczącego o wolność ojczyzny partyzanta, ale przestępcę, na dodatek cudzoziemca. Rozbudzanie ksenofobii i antysemityzmu miało utwierdzać Francuzów w wierności wobec reżimu Vichy, który wprawdzie kolaborował z niemieckim okupantem, ale wszem wobec głosił swoją troskę o utrzymanie porządku w kraju i ochronę francuskich interesów.

W ten sposób obiektem ataków propagandy stawali się także przybysze znad Wisły. Trudno precyzyjnie ustalić liczby, ale szacuje się, że podczas wojny przez szeregi francuskiego ruchu oporu przewinęło się nawet 50 tys. Polaków. Epizod ten słabo jest obecny w naszej pamięci historycznej. Być może dlatego, że większość polskich bojowników résistance należała do organizacji konspiracyjnych powiązanych z ruchem komunistycznym, na dodatek wielu z nich było pochodzenia żydowskiego.

Bohaterowie tego artykułu należeli do formacji o nazwie FTP (Francs-tireurs et partisans, Wolni Strzelcy i Partyzanci) – ponadpartyjnych, lecz zdominowanych przez komunistów, oddziałów zbrojnych francuskiej lewicy, tworzonych od jesieni 1941 r. Organizacja ta dzieliła się na część złożoną z Francuzów i część złożoną z obcokrajowców (FTP-MOI). MOI, Main-d’œuvre immigrée, czyli Imigrancka Siła Robocza – to nazwa przedwojennego związku pracujących we Francji imigrantów, w tym Polaków. Dzięki ugruntowanym wpływom w tych środowiskach komuniści mogli podczas wojny zwerbować do podziemia dziesiątki tysięcy obcokrajowców.

Przybysze z Polski

Szczególną sławę zdobyli sobie bohaterowie „czerwonego afisza”, czyli członkowie tzw. grupy Manouchiana. Jej nazwa pochodzi od nazwiska lidera – Missaka Manouchiana, ormiańskiego poety i działacza komunistycznego. Latem 1943 r. objął on dowództwo nad grupą bojowników FTP-MOI w okręgu paryskim. W tej międzynarodowej mozaice znalazło się miejsce także dla przybyszy z Polski.

Część przyjechała do Francji z rodzicami w dzieciństwie. Urodzony w Warszawie Mosze Fingercwajg przybył nad Sekwanę jako czterolatek, łodzianin Leon Goldberg miał lat pięć, warszawiak Marcel Rajman i pochodzący z Kraśnika Wolf Wajsbrot – w wieku ośmiu lat.

Szlama Grzywacz, szewc spod Mińska Mazowieckiego, jeszcze w Polsce trafił na pięć lat do więzienia za działalność w ruchu komunistycznym. Po zwolnieniu wyemigrował do Francji, a następnie w Hiszpanii zaciągnął się w szeregi Brygad Międzynarodowych. Po upadku republiki znalazł się w obozie dla internowanych we Francji, z którego jednak udało mu się uciec. W międzyczasie usunięto go z partii komunistycznej, gdyż wykazywał niezadowolenie z jej polityki.

Stanisław Kubacki, pochodzący z wielodzietnej rodziny małorolnego chłopa z wielkopolskich Siąszyc, wyjechał do Francji w poszukiwaniu pracy w wieku 17 lat. I on walczył w Hiszpanii, gdzie dosłużył się stopnia porucznika i został szefem służby transportowej w Brygadzie im. Jarosława Dąbrowskiego.

Bardziej krętą drogą przybyli nad Sekwanę Jonas Geduldig i Salomon „Willy” Szapiro. Geduldig, robotniczy syn z Hrubieszowa, mając 16 lat, wyjechał najpierw do Palestyny, tam zapisał się do organizacji komunistycznej, po czym i on zaciągnął się do Brygad Międzynarodowych. Ranny na froncie, wylądował, podobnie jak Grzywacz i Kubacki, w obozie dla internowanych we Francji i jemu również udało się uciec. Osiedlił się w Paryżu pod fałszywym nazwiskiem Michał Martyniuk. Szapiro, pochodzący z kupieckiej rodziny mieszkającej w małopolskiej Skale, też wyjechał jako młody chłopak na Bliski Wschód, uwiedziony syjonistyczną wizją zbudowania państwa żydowskiego. Szybko rozczarował się tym ruchem i związał dla odmiany z Komunistyczną Partią Palestyny, przez co trafił na dwa lata do brytyjskiego więzienia. W 1933 r. został zwolniony i wydalony, po czym osiedlił się w Austrii, a po zajęciu tego kraju przez Trzecią Rzeszę znalazł się w Paryżu.

Gdy hitlerowcy zajęli także Francję, przybysze z Polski dołączyli do ruchu oporu. Kubacki, członek Francuskiej Partii Komunistycznej, wszedł do konspiracji zaraz po ucieczce z obozu w początkach 1941 r. i natychmiast podjął się organizowania grup polskich imigrantów. Geduldig-Martyniuk, Grzywacz i Szapiro zaczęli od drobnych akcji sabotażowych w warsztatach rzemieślniczych. Obok starszych i zaprawionych już w bojach działaczy do ruchu oporu przyłączali się młodzi robotnicy, tacy jak nastoletni Wolf Wajsbrot. Pozostałych do podjęcia walki zmuszały okrutne represje zastosowane wobec społeczności żydowskiej. W grudniu 1941 r. ojciec Rajmana został aresztowany i wysłany do Auschwitz. W ciągu kilku miesięcy następnego roku to samo spotkało ojca i dwóch braci Fingercwajga, a także ojca, matkę i dwóch braci Goldberga. Od czerwca 1942 r. każdy Żyd musiał być oznakowany gwiazdą Dawida. Nie chcąc podzielić tragicznego losu krewnych, ci zdesperowani młodzi ludzie musieli zejść do podziemia. Dla niektórych ruch oporu był jedyną rodziną, jaka im pozostała.

Tak formowały się paryskie szeregi FTP-MOI. Pod kierownictwem najpierw rumuńskiego komunisty Borisa Holbana, a potem Missaka Manouchiana, zorganizowano kilka międzynarodowych oddziałów dywersyjnych. Przez kolejne dwa lata przewinęło się przez nie kilkaset osób, w tym kilkudziesięciu przybyszy z Polski. Oprócz wyżej wymienionych wskazać można choćby Leona Pakina, Mordkę Fefermana czy Maurycego Felda. Oni zginęli jako jedni z pierwszych, już w 1942 r.

Pokazowy proces

Paryska grupa FTP-MOI stała się postrachem niemieckiego okupanta. Pierwsze akcje zbrojne, o skromnej jeszcze skali, podjęte zostały w maju 1942 r. Z czasem ataki były coraz bardziej brawurowe. Grupa podkładała bomby, atakowała transporty wojskowe, dokonywała zamachów na hitlerowskich notabli, niszczyła tory i wykolejała pociągi. Najśmielsze akcje przeprowadzała grupa złożona z Marcela Rajmana, mającego polskie korzenie Raymonda Kojitskiego, Włocha Spartaca Fontana i Niemca Leo Knelera.

Od początku działalności FTP-MOI znajdowała się na celowniku francuskiej policji. Do jej zwalczania wyznaczono dwie brygady specjalne. Bojownicy kolejno ginęli bądź lądowali za kratami. W grudniu 1942 r. w ręce brygad wpadł m.in. Stanisław Kubacki.

Gdy dowództwo objął Manouchian, do dyspozycji miał tylko 65 ludzi. Mimo to paryska grupa wciąż przeprowadzała po kilkanaście akcji miesięcznie. Niemal wszystkie akty zbrojnego oporu w regionie paryskim były dziełem właśnie bojowników FTP-MOI. Największe wrażenie zrobił udany zamach na oficera SS Juliusa Rittera, odpowiedzialnego za wysyłanie Francuzów na roboty przymusowe do Niemiec. Trzy śmiertelne strzały oddał do niego Marcel Rajman.

Wokół grupy Manouchiana zaczęła jednak się zaciskać pętla, francuska policja wpadła na trop kolejnych członków ruchu oporu, a szczególnie cennych informacji udzielił im podczas przesłuchania aresztowany w październiku 1943 r. Josek Dawidowicz, pochodzący spod Bełchatowa komisarz polityczny FTP-MOI.

16 listopada 1943 r. na stacji Évry-Petit-Bourg policja aresztowała Missaka Manouchiana, a wraz z nim Józefa Epsteina, pochodzącego z Zamościa lidera FTP w okręgu paryskim. W tym samym okresie w wyniku obław za kraty trafili też Rajman, Geduldig, Goldberg, Grzywacz, Szapiro, Wajsbrot i inni bojownicy FTP-MOI. Siatka konspiracyjna została rozbita.

W sumie wpadło wówczas 68 osób. Aż 16 pochodziło z Polski. Aresztowani byli przesłuchiwani i torturowani przez prawie trzy miesiące. „Mój brat pierwszego dnia był bity przez pięć godzin. Dwa dni po aresztowaniu chodził z trudem i nie mógł już ani siedzieć, ani leżeć. Ciało miał czarne od ciosów, które mu zadawano”, wspominał Szymon Rajman, brat Marcela.

W końcu okupanci zdecydowali się na przeprowadzenie procesu pokazowego. Spośród pojmanych bojowników wybrano 23 osoby: ośmiu Polaków, pięciu Włochów, trzech Węgrów, trzech Francuzów, dwóch Ormian, Hiszpana i Rumunkę. Obok niedawno aresztowanych członków FTP-MOI znalazł się w tej grupie przetrzymywany już od ponad roku Stanisław Kubacki. Przedstawienie, którego normalnym procesem nazwać nie sposób, odbyło się przed niemieckim sądem wojskowym 19 lutego 1944 r. Bojowników obciążono odpowiedzialnością za dziesiątki zamachów i wykolejeń pociągów. Zarzucono im zamordowanie 150 osób i ranienie kolejnych 600. Bez żadnej możliwości obrony zostali natychmiast uznani za winnych i skazani na karę śmierci.

„Umieram za wolność, za Francję i za Polskę”, napisał wtedy Stanisław Kubacki w ostatnim liście do żony i syna. Leon Goldberg próbował przekazać kilka słów rodzinie, która prawie dwa lata wcześniej została wysłana do Auschwitz: „Drodzy rodzice! Jeżeli powrócicie, w co wierzę, nie płaczcie po mnie. Spełniłem swój obowiązek, walczyłem, tak jak mogłem. Macie jeszcze dwóch synów, niebawem staną się dorośli. Walczyłem po to, abyście Wy, Henrysiu, Maksie, mieli lepsze życie, po to, żebyście mając lat 20, nie wiedzieli, co to wojna. Jesteście młodzi, cała przyszłość przed Wami!”. Niestety, nikt z rodziny Goldberga nie powrócił z obozu zagłady.

22 członków grupy Manouchiana zostało rozstrzelanych 21 lutego w podparyskim forcie Mont Valérien. Jedyną kobietę wśród skazanych, Rumunkę Olgę Bancic, ścięto w Stuttgarcie 10 maja 1944 r. W międzyczasie stracono też Józefa Epsteina, a Josek Dawidowicz został za zdradę zlikwidowany przez ruch oporu.

Bohaterowie filmów

Tuż po egzekucji grupy Manouchiana na francuskich ulicach pojawił się wydrukowany w 15 tys. egzemplarzy „czerwony afisz”. Wymienionych zostało na nim 10 bojowników FTP-MOI: Manouchian, Rajman, Grzywacz, Wajsbrot, Fingercwajg, Fontano, Węgrzy Tamás Elek i József Boczor, Hiszpan Celestino Alfonso oraz Francuz o polskich korzeniach Robert Witchitz. Propagandowe hasła informowały o „przestępczej armii”, „żydowskim sadyzmie”, „międzynarodowym spisku wymierzonym przeciwko życiu Francuzów i suwerenności Francji”. Philippe Henriot, minister propagandy rządu Vichy, w wystąpieniach radiowych przestrzegał obywateli przed zbrodniczą działalnością partyzantów i podkreślał, że „za każdym razem, gdy milicja zdoła schwytać tych »patriotów«, ich szefami okazują się Polacy, Hiszpanie, Węgrzy”.

Przeciwko tej szowinistycznej kampanii wystąpiła przewodząca lewicowemu podziemiu Francuska Partia Komunistyczna. Wezwała Francuzów, by stanęli u boku walczących o wolność imigrantów, a nie podających się jedynie za Francuzów zdrajców z kolaboracyjnego rządu: „Kiedy Laval, Pétain, Darnand, Doriot, Déat, Henriot i wielu innych, którzy tylko noszą nazwiska francuskie, przeszli na usługi nieprzyjaciela, zdradzając swój własny kraj, ci robotnicy o obcych nazwiskach, którzy pracowali i żyli pomiędzy nami, podjęli walkę wspólnie z patriotami francuskimi. Naród Francji składa hołd tym mężnym ludziom, którzy nie wahali się poświęcić swego młodego życia, ażeby żyła Francja, ażeby świat został oczyszczony na zawsze z hitlerowskiego barbarzyństwa. Francja uważa ich za swoich przybranych synów, którzy przelali za nią swą krew. Poświęcenie tych ludzi jest tym szlachetniejsze, że Francuzi, tarzający się w błocie zdrady, obrzucają ich obelgami”.

„Czerwony afisz” odniósł skutek odwrotny do zamierzonego. Bojownicy podziemia coraz częściej zamiast z potępieniem spotykali się z sympatią i gestami solidarności ze strony Francuzów. A sama treść plakatu bywała „poprawiana” przez przechodniów, którzy ukradkiem dopisywali pod zdjęciami partyzantów: „Oni umarli za Francję”.

Dzieje grupy Manouchiana urosły nad Sekwaną do rangi legendy, a bojownicy FTP-MOI stali się nawet bohaterami filmów fabularnych. Tymczasem u nas, zgodnie z obowiązującym prawem, nie można by ich nawet legalnie upamiętnić! IPN, wyposażony dziś w potężne prerogatywy cenzorskie, dość skutecznie usuwa nieprawomyślne treści z polskiej przestrzeni publicznej. Nie ma wątpliwości, że zablokowałby próbę upamiętnienia polskich bohaterów francuskiego ruchu oporu, tłumacząc decyzję ich związkami z ruchem komunistycznym.

Fot. Wikipedia

Wydanie: 2019, 27/2019

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy