Nie boję się Wigilii

Nie boję się Wigilii

Zbliża się Boże Narodzenie, a wraz z nim wszystkie intelektualne kłopoty. 25 marca Anioł Pański (podług apokryfów Gabriel mu było, jak Narutowiczowi albo Márquezowi) poinformował męża Maryi, cieślę Józefa, że „z Ducha Świętego jest to, co się w niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus”. Czy więc Jezus jest z Ducha Świętego, czy z Boga Ojca, bo Trójcy Świętej (Jezus dopiero miał przyjść na świat) jeszcze nie było (co najwyżej Dwójca, a Bóg nie był jeszcze Bogiem Ojcem, tylko najzwyczajniejszym Bogiem)? Bardzo to skomplikowane i wręcz jakimś in vitro trąci, ale przynajmniej tajemnicze i uroczyste. O moich związkach z Basią zawiadomił przyszłą teściową jasielski nauczyciel matematyki pan Laskowski (jego córka studiująca na UJ niejedno o mnie słyszała). Nie twierdził wprawdzie, że odznaczam się narcyzmem i pyszałkowatością – te cechy charakteru wykrył we mnie jak dotąd jedynie Tomasz Jastrun – ale pośpieszył donieść, że jestem rozwodnikiem, rozpustnikiem, niedowiarkiem, lekkoduchem i w ogóle osobnikiem wysoce wszetecznym. Przerażona tym zwiastowaniem mama Basi, z którą dopiero później się poznaliśmy i serdecznie polubiliśmy, zaproponowała córce, że sama będzie wychowywać dziecko (w Jaśle, na pobożnym Podkarpaciu!), byle tylko z dala ode mnie. Wypisz wymaluj historia króla Heroda, ale może i cieśli Józefa, o którym tyle wiadomo,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2019, 52/2019

Kategorie: Felietony, Ludwik Stomma