Niepokorny Damaszek

Niepokorny Damaszek

Oskarżenia i groźby USA wobec Syrii mają umocnić amerykański porządek na Bliskim Wschodzie Jeszcze nie ostygły leje po bombach w Iraku, gdy Stany Zjednoczone zaczęły wywierać potężne naciski na Syrię. Wysocy urzędnicy waszyngtońskiej administracji oskarżają Damaszek o wszelkiego rodzaju zbrodnie. Ich zdaniem, syryjski reżim produkuje broń masowej zagłady, wspiera terrorystów, ma związki z Al Kaidą i udziela schronienia zbiegłym paladynom Saddama Husajna. Komentatorzy przypominają, że w końcu 2001 r., po zwycięskiej operacji przeciwko talibom w Afganistanie, podobne zarzuty Stany Zjednoczone wysunęły przeciwko Irakowi. Kilkanaście miesięcy później w trzytygodniowej kampanii obaliły reżim Saddama Husajna w Bagdadzie. Czy Damaszek będzie następną ofiarą prezydenta Busha? – zastanawiają się nie tylko arabscy politycy. Amerykanie zaś działają szybko. Zamknęli rurociąg, którym tania iracka ropa płynęła za syryjską granicę. Rzecznik Białego Domu, Ari Fleischer, nazwał Syrię „państwem łotrowskim”. Sekretarz obrony, Colin Powell, i szef amerykańskiej dyplomacji, Donald Rumsfeld, stwierdzili, że wobec Damaszku mogą zostać zastosowane sankcje polityczne i ekonomiczne. Prezydent George W. Bush surowo wezwał Syrię do „kooperacji”. Do chóru oskarżeń przyłączył się premier Izraela, Ariel Szaron, który uznał syryjskiego przywódcę Baszira el-Asada za „niebezpiecznego i popełniającego pomyłki człowieka”. „Trudno sobie wyobrazić, że administracja Busha traktuje swe oskarżenia poważnie, jeśli jednak traktuje je poważnie, wówczas musimy przygotować się na najgorsze”, ostrzega ukazujący się w Damaszku oficjalny dziennik „Syria Times”. Sekretarz generalny ONZ, Kofi Annan, koordynator polityki zagranicznej Unii Europejskiej, Javier Solana, a nawet najwierniejszy sojusznik Waszyngtonu, Tony Blair, wzywają Stany Zjednoczone w kwestii syryjskiej do umiarkowania. Wprawdzie prezydent Bush zapewnił, że nie zamierza prowadzić wojny z Syrią – na razie przecież USA mają niezliczone zadania w Iraku – jednak Waszyngton nie wyklucza ostatecznie konfrontacji zbrojnej. Reżim w Damaszku powinien się bać, gdyż strachem najlepiej wymusić posłuszeństwo. Syria ściągnęła na siebie gniew Wuja Sama, gdyż jako jedyny kraj arabski bezkompromisowo potępiła amerykańską inwazję na Irak. Prezydent Asad otwarcie wyraził nadzieję, że Amerykanie poniosą militarną klęskę lub też na skutek oporu społeczeństwa irackiego zostaną zmuszeni do ucieczki. Podczas gdy inne kraje regionu – Arabia Saudyjska, Jordania czy Egipt – zdobyły się tylko na werbalne wyrażenie sprzeciwu, Damaszek pozwalał arabskim ochotnikom, pragnącym stawić czoła amerykańskim „agresorom”, na przekroczenie irackiej granicy. W obronie reżimu Husajna zginęło co najmniej 100 Syryjczyków. Prawdopodobne jest również, że Damaszek potajemnie dostarczał armii Saddama broń i sprzęt wojskowy – okulary z noktowizorami oraz nowoczesne rakiety przeciwczołgowe produkcji ukraińskiej, które zniszczyły lub uszkodziły kilka amerykańskich pojazdów opancerzonych. Dyplomacja syryjska zachęcała też niezwykle ostrożnych irańskich mułłów do przeciwstawienia się amerykańskiej „agresji” na Irak. Jak się zdaje, prezydent Asad i jego doradcy zdawali sobie sprawę, że gdy już Amerykanie zainstalują się w Mezopotamii, Syria znajdzie się w kleszczach między terytoriami irackimi, zajmowanymi przez USA, a Izraelem i obszarami palestyńskimi, okupowanymi przez Izrael. Jordania i mająca znakomite stosunki z Izraelem Turcja również znajdują się pod amerykańskim wpływem. W tej sytuacji, jak rozumowali politycy w Damaszku, Stany Zjednoczone będą mogły z łatwością naciskać na Syrię, aby spełniała ich polityczne życzenia. Prezydent Asad i jego doradcy próbowali więc opóźnić amerykańskie zwycięstwo w Iraku. Kiedy oręż jedynego supermocarstwa zatriumfował w kraju nad Tygrysem, Waszyngton uznał, że należy wykorzystać dynamikę wygranej wojny, aby wziąć odwet na Damaszku. Neokonserwatyści w amerykańskiej administracji, z sekretarzem obrony, Donaldem Rumsfeldem, i jego zastępcą, Paulem Wolfowitzem, dążą do stworzenia nowego porządku na Bliskim Wschodzie. Groźby pod adresem Syrii mają powstrzymać Damaszek (i z pewnością także zaprzyjaźniony z nim Teheran) od destabilizowania sytuacji w Iraku, w którym Stany Zjednoczone montują właśnie posłuszny sobie rząd. Antysyryjskie pobrzękiwanie szabelką w Waszyngtonie nie znalazło zrozumienia w świecie. W Damaszku rządzi partia Baas, siostrzane ugrupowanie partii Baas Saddama Husajna. Jednak w odróżnieniu od niego przywódcy syryjscy, prezydent Hafez Asad (zmarły w 2000 r.) oraz jego syn Baszar, prowadzili roztropną politykę i nie łamali rezolucji ONZ. Syria jako

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17/2003, 2003

Kategorie: Świat