Łatwiej ochraniać prezydenta Kwaśniewskiego niż premiera Buzka. Dlaczego? Gdziekolwiek jest prezydent, premier czy inna równie ważna osoba, pojawiają się i oni. Zawsze kilka kroków od osobistości, w garniturach, często w ciemnych okularach. Są w błędzie ci, którzy sądzą, że praca funkcjonariusza Biura Ochrony Rządu polega tylko na chodzeniu krok w krok za osobistością i na blokowaniu ulic, gdy jedzie przez miasto. Po każdej wizycie zagranicznego polityka, bez względu na to, czy trwa ona kilka godzin, czy kilka dni, pozostają opasłe tomiska. Rozpisywana jest niemal każda minuta wizyty: kilka wariantów sposobów zabezpieczeń, tras przejazdu, grafiki funkcjonariuszy (plany ochrony królowej Elżbiety II w Warszawie to trzy wielkie tomy dokumentacji). Takich wizyt jest co roku ponad 100, a BOR zatrudnia niespełna trzy tysiące osób. Każda z nich zarabia miesięcznie średnio 2700 zł brutto. Dostać pracę w BOR jest trudno. Co roku do działu kadr zgłasza się kilkaset osób. Wymogi teoretycznie są dwa: doskonałe zdrowie i minimum średnie wykształcenie. Najwięcej osób odpada z powodu alergii, wad wzroku i problemów z ciśnieniem, dyskwalifikujących kandydata na „borowika”. Chętny do pracy w BOR musi też przejść test na inteligencję. Zwrot z piskiem opon Jednak zaliczenie testów nie jest gwarancją otrzymania pracy. Najpierw muszą być wolne etaty – czasem jest jeden w ciągu roku, czasem kilkanaście. Nie ma żadnych reguł. Przekonała się o tym m.in. Małgorzata Bassa, mistrzyni Europy w dżudo, która na etat czekała dwa lata. Pierwszy miesiąc nowo przyjęty funkcjonariusz spędza na szkoleniu przygotowawczym. Wkuwa m.in. treść małej książeczki, która na pierwszy rzut oka wygląda jak podręcznik z kursu prawa jazdy – na rysunkach skrzyżowania, ronda, różne warianty wyprzedzania. Jednak nie ma pytań o ulice podporządkowane. Jest za to kilkanaście wariantów ustawienia kolumn samochodów przewożących ważną osobistość. Często przed kolumną jedzie tzw. samochód filtrujący, którego kierowca – funkcjonariusz BOR – informuje o ewentualnych problemach i zagrożeniach na trasie. Kolumnę otwierają i zamykają radiowozy, a po środku jadą limuzyny z VIP-ami. Najczęściej podczas takich przejazdów pomaga policja. Jednak BOR w repertuarze ma także tzw. pilotaż dynamiczny: kilku motocyklistów – „motardów” – toruje drogę limuzynom, zatrzymując ruch na mijanych skrzyżowaniach. (Nasi „motardzi” są łagodniejsi od hiszpańskich czy francuskich, którzy mają buty ze specjalnymi kolcami. Jeśli kierowca nie chce się usunąć z drogi, motocykliści kopią w samochód. Oczywiście, nie ma mowy, by ubezpieczyciel wypłacił później odszkodowanie za zniszczoną karoserię). Na szkoleniu uczy się także jazdy w kolumnie tak ścisłej, że samochody niemal ocierają się zderzakami. Funkcjonariusze muszą też umieć wykonać na małej przestrzeni zwrot samochodem o 180 stopni, nawet podczas jazdy z prędkością 100 km na godzinę. „Borowik” niejawny Dzień każdego „borowika” podzielony jest na trzy części: pracę, odpoczynek i szkolenie. Oficerowie muszą doskonalić nie tylko techniki jazdy w kolumnie czy strzelanie. Uczą się też m.in. wspinaczki wysokogórskiej i jazdy na nartach. – Jeśli VIP ma ochotę pojeździć na nartach, to przecież ochraniający go funkcjonariusz nie zostanie na szczycie albo nie powie, że poczeka na dole – mówi rzecznik Biura. Mimo że BOR może korzystać z materiałów policji i UOP, prowadzi również własne działania operacyjne. Po co takie uprawnienia? Szef BOR, gen. Mirosław Gawor, mówi, że funkcjonariusze muszą mieć pełną kontrolę nad tym, kto jest sąsiadem chronionych osób. Czy to osoba z przeszłością kryminalną, czy też uczciwy obywatel. Dzięki funduszowi na działalność operacyjną BOR może płacić swym niejawnym współpracownikom. W ustawie i przepisach wykonawczych z początku tego roku, które umożliwiają prowadzenie takiej działalności, znalazły się inne, równie ciekawe zapisy np.: funkcjonariusz, jeśli jest w mundurze, ma nosić beret pochylony w stronę lewego ucha, a przed użyciem broni musi krzyczeć: „BOR!”. Natomiast funkcjonariuszowi, który jest przewodnikiem psa, przysługuje wyższa norma żywności. W dresie i w krawacie Sprawa stroju bywa czasem kłopotliwa. Na przykład latem 1998 r., gdy do Polski przyjechał Javier Solana, wydawało się, że pierwszy dzień jego wizyty będzie miał charakter oficjalny – nasi BOR-owcy wystąpili w garniturach. Tymczasem gość zjawił się w stroju sportowym. Jeden z funkcjonariuszy opowiadał mi,
Tagi:
Agata Jabłońska









