Brak snu jest jak debet na koncie – rozmowa z dr n. med. Michałem Skalskim

Co 20 lat o godzinę skraca się czas przeznaczony na sen Dr n. med. Michał Skalski, psychiatra, kierownik Poradni Leczenia Zaburzeń Snu Szpitala Nowowiejskiego w Warszawie, członek Polskiego Towarzystwa Badań nad Snem Rozmawia Agata Grabau Czy nasz sen zmienił się w ostatnich dziesięcioleciach? Śpimy mniej czy więcej niż nasi dziadkowie i rodzice? – Zdecydowanie się zmienił. Szacuje się, że co dwie dekady czas przeznaczony na sen skraca się o godzinę. Ze światowych badań wynika, że kilkadziesiąt lat temu nasi dziadkowie spali po dziewięć-dziesięć godzin, w latach 60.-70. spano około ośmiu godzin, teraz – sześć-siedem. Podobne dane zbieramy w Polsce: pierwsze badanie robiono w 1996 r. – wtedy przeciętna długość snu wynosiła około siedmiu-ośmiu godzin. W najnowszych badaniach widać, że i u nas ten czas się skrócił do sześciu-siedmiu godzin. Jakie skutki ma to skrócenie snu? – Różnorakie. Konsekwencje bezpośrednie dają o sobie znać od razu – człowiek niewyspany zachowuje się, zwłaszcza na drodze, jak człowiek pijany: ma zaburzenia koncentracji, zwolnione reakcje, słabszą sprawność psychomotoryczną i gorszą pamięć. Do tego dochodzą skutki długofalowe. Najczęściej mówi się o związku skrócenia czasu snu ze wzrostem otyłości. Rośnie ciśnienie krwi, organizm jest bardziej pobudzony, zwiększa się też zagrożenie chorobami układu krążenia. Odkryto, że nawet małe dzieci im krócej śpią, tym bardziej są otyłe. Te wyniki potwierdzają się w różnych grupach etnicznych. Ale to nie znaczy, że każdemu niezbędne jest np. osiem godzin snu. Można spać mniej? – Kilka lat temu pojawiła się praca badacza snu Jima Horne’a „Czy rzeczywiście musimy tyle spać?”. Wnioski, które wynikały z obserwacji zwierząt laboratoryjnych, były zadziwiające. Kiedy trzymamy zwierzę w laboratorium, w klatce, śpi bardzo długo. Później, wypuszczane na wolność i monitorowane, te same zwierzęta spały znacznie krócej, bez szkody dla organizmu. Luksusowe warunki, kiedy nie trzeba walczyć o byt ani o pożywienie, sprawiają, że sen się wydłuża, choć wcale nie jest to niezbędne. Przekładając to na ludzkie doświadczenia, osoby funkcjonujące w trudniejszych warunkach, np. żołnierze na froncie, też sypiają czasem po kilka godzin i radzą sobie z tym, nie umierają z powodu bezsenności. Spać efektywniej To znaczy, że możemy bezkarnie skrócić sobie godziny snu? – Do pewnego stopnia. Ostatnio stało się głośno o doniesieniu amerykańskich naukowców, którzy przekonali grupę ochotników do wcześniejszego wstawania, np. nie o ósmej, ale o szóstej rano. Po kilku tygodniach badani czuli się wyraźnie lepiej, byli aktywniejsi, bardziej rześcy. To by się zgadzało z obserwacjami u pacjentów z zaburzeniami snu – jedną z podstawowych technik leczenia bezsenności jest skracanie ram snu, żeby nie leżeć bezczynnie w łóżku. Skrócenie czasu snu poprawia też jego efektywność: pacjent śpi krócej, ale głębiej. Im bardziej jestem zmęczony, im dłużej, intensywniej czuwałem, tym bardziej regenerujący jest mój sen, więc wstanę bardziej wypoczęty. Określenie tego, ile faktycznie snu potrzebujemy, jest bardzo trudne i nieprecyzyjne. Przesada w żadną stronę nie przynosi dobrych efektów. Jeśli sen jest dłuższy niż dziewięć godzin, wzrasta ryzyko różnych powikłań somatycznych. Z badań wynika, że najlepiej, jeśli śpimy od pięciu do ośmiu godzin. Przy przekraczaniu tej długości w którąkolwiek stronę rośnie otyłość i ryzyko śmiertelności. Oczywiście jest kilka procent ludzi, którzy są tzw. short sleeperami, przez całe życie wystarczają im np. cztery godziny snu, lub long sleeperami, którzy potrzebują dziewięciu-dziesięciu godzin. To zwykle cecha genetyczna. Potrzeba snu zmienia się też w ciągu życia, małe dziecko śpi dłużej niż osoba w podeszłym wieku. – To prawda, im jestem starszy, tym mniejsze staje się moje zapotrzebowanie na sen. Młody człowiek, student, spokojnie może przespać pięć-sześć cykli snu, człowiek w średnim wieku – cztery, osoba starsza – trzy. Każdy cykl snu trwa 90-100 minut. Trzy cykle zapewniają regenerację, to część obligatoryjna, poniżej której nie da się zejść bez konsekwencji zdrowotnych. Dawniej mówiono, że najlepiej się położyć przed północą. – Najgłębszy jest zwykle sen na początku nocy, po zaśnięciu, kolejne cykle są coraz płytsze. Ale sama pora zasypiania jest uwarunkowana

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 43/2011

Kategorie: Zdrowie
Tagi: Agata Grabau