Przez dwa lata rządów SLD społeczeństwo nie miało okazji przekonać się, że ta ekipa rozwiązała jakieś problemy przeciętnego człowieka Rozmowa z prof. Januszem Reykowskim – Mówi pan, że od polityków powinniśmy oczekiwać, iż będą mieli sprecyzowane, jasno zakomunikowane społeczeństwu zadania, zgodne z założeniami programowymi formacji politycznej, którą reprezentują. I że te zadania będą skutecznie realizować. Czy rząd spełnia te oczekiwania? – Moja ocena byłaby raczej krytyczna. Z wyjątkiem energicznie realizowanego zadania dotyczącego akcesji nie widziałem dotychczas jasno sprecyzowanej i konsekwentnie realizowanej linii programowej. – Dlaczego tak się dzieje? – Na to pytanie nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. Nasuwa się tu kilka możliwych powodów. Jednym powodem tego, co krytycy określają jako brak efektywności rządzenia, może być niezbyt szczęśliwy dobór kadr na niektóre ważne stanowiska. Przykładów tego rodzaju było w ostatnich dwóch latach sporo. Ale nie tylko to. Być może, trudności, przed którymi stoi nasz kraj, w jakimś stopniu przerastają rządzącą ekipę. I nie tylko tę. Chyba prawie wszystkie dotychczasowe ekipy uginały się pod ciężarem trudności rządzenia. Wielu polityków i wiele ekip spaliło się w tej pracy. Skala trudności może też wiązać się z tym, że klimat uprawiania polityki w Polsce jest dla rządzących niesprzyjający. Wojna totalna na górze – Ten klimat to polska specyfika? – Nie. Ale chyba nie wszędzie relacja między tymi, którzy rządzą, a tymi, którzy pozostają w opozycji – formalnej lub nieformalnej – przybiera tak antagonistyczne formy. W ogromnej większości przypadków (choć na szczęście nie zawsze) przedsięwzięcia podejmowane przez aktualny rząd spotkają się ze zmasowanym atakiem wszystkich jego przeciwników. Założenia krytyki przyjęte są a priori. Ważne jest bowiem nie to, co ma być zrobione, lecz kto to chce zrobić. Nie jest to los wyłącznie tej ekipy – próby udaremnienia przedsięwzięć rządowych są stałym elementem toczącej się gry politycznej. – Zadaniem opozycji jest przecież wydobywanie słabych stron proponowanych programów… – Zgoda, antagonizm jest wpisany w demokratyczne formy sprawowania władzy. Ale, jak podkreślają liczni teoretycy demokracji, system ten opiera się na połączeniu dwóch elementów – konfliktu i konsensusu. Demokracja nie może dobrze funkcjonować, jeśli uczestnicy systemu władzy nie są w stanie spierać się konstruktywnie i w określonym zakresie współpracować. Jestem zdania, że w polskim życiu politycznym antagonizmy i konflikty zdecydowanie górują. Pewnym ograniczonym wyjątkiem jest sfera polityki międzynarodowej – tu niektóre formacje mogą osiągać pewne porozumienie. Natomiast w polityce wewnętrznej zasada jest prosta – należy udaremnić i zniweczyć każde przedsięwzięcie politycznego przeciwnika – jest ono „z natury” złe. – Dlaczego tak się dzieje? – Z pozoru dość łatwo byłoby to wyjaśniać niedojrzałością polskiej demokracji. Ale i tzw. dojrzałe demokracje miewają okresy, w których antagonistyczne tendencje bardzo się nasilają. Dochodzi wtedy do bezpardonowych walk politycznych. Tendencje te po jakimś czasie słabną. Rząd w okowach – A jak zachowują się w takiej sytuacji obecnie rządzący? Czy zdając sobie sprawę z oporu materii, uznali, że lepiej nikomu się nie narażać? Żeby tylko przetrwać do wyborów? – Bardzo trudno prowadzić jakąkolwiek politykę i nikomu się nie narażać. Poza tym narażać się można także dlatego, że żadnej polityki się nie prowadzi. Zresztą, jak pamiętamy, w czerwcu premier Leszek Miller podjął pewne kroki ofensywne. Ale jego przeciwnicy nie próżnowali. Jak się zdaje, atakującym udało się odwrócić społeczną uwagę od inicjatyw premiera. Tym bardziej że na porządku dziennym stanęły bardzo trudne problemy społeczne. – Czyli rząd podjął w czerwcu ofensywę, zderzył się z oporem materii i wszystko wróciło w stare koryto. Czy oznacza to, że rząd jest sparaliżowany? Że stał się niewolnikiem marnej popularności i największych mediów? – Chyba nie jest prawdą, że rząd siedzi z założonymi rękami, starając się doczekać do wyborów. Pojawiają się inicjatywy rozwiązania niektórych trudnych problemów państwa. Można się spierać o treść tych inicjatyw, ale są. Co zaś się tyczy tego, że horyzont czasowy działań politycznych bywa ograniczony cyklem wyborczym, w demokracji to fakt naturalny. A także naturalne jest, że politycy muszą się liczyć
Tagi:
Robert Walenciak









