Belka – SLD: Ananicz niezgody

Belka – SLD: Ananicz niezgody

Spór o szefa Agencji Wywiadu pokazał, jak naprawdę wygląda polska polityka Zanim Marek Belka ogłosił, że chce mianować Andrzeja Ananicza szefem Agencji Wywiadu, odbył parogodzinne spotkanie z klubem SLD. Spotkanie miało miejsce w Miedzeszynie, w granicach wielkiej Warszawy, w hotelu Boss. Tam, bez obecności dziennikarzy, i premier, i posłowie SLD mieli sobie szczerze pogadać. I pewnie szczerze rozmawiano, ale najwyraźniej nie o wszystkim. Bo nazwisko Ananicza w Miedzeszynie nie padło. O 17.00 Belka opuścił ośrodek, zostawiając polityków Sojuszu przy grillu. O 18.00 ogłosił kandydaturę nowego szefa Agencji Wywiadu. Tak rozpoczął się pierwszy poważny kryzys w stosunkach premier Belka – SLD. Bo Sojusz na kandydaturę Ananicza zareagował bardzo energicznie. „Andrzej Ananicz jest aktywnym politykiem, o wyrazistych, prawicowych poglądach. To podważa deklaracje Pana premiera o potrzebie apolitycznego fachowca na stanowisku szefa Agencji Wywiadu. Oczekujemy od Pana premiera rezygnacji z tej kandydatury”, to fragment listu, który na ręce Belki skierowali liderzy Sojuszu. Na który Belka odpowiedział krótko, że nie zrezygnuje. Wysyłając SLD do kąta. Sojusz zderzył się ze ścianą. Konstytucja jasno wszystko precyzuje, premier ma wielką swobodę w decyzjach kadrowych. To on kompletuje sobie ekipę. I partie, które poparły jego rząd, mają prosty wybór: albo działania Belki aprobują, albo nie. A jeśli nie? Odgłosy niezadowolenia wychodzące z SLD współgrają z odgłosami niezadowolenia dobiegającymi z… SdPl. Zanim Belka ogłosił nazwisko Ananicza, mianował Lecha Nikolskiego na stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Gospodarki. Tę decyzję komentował jeden z liderów Socjaldemokracji, Tomasz Nałęcz, który powiedział, że Socjaldemokracja, w związku z nominacją Nikolskiego, zastanawia się, czy nie wycofać swego poparcia dla rządu. Pomijając nieprzemyślaną wypowiedź Nałęcza, który z powodu Nikolskiego chciałby obalać rząd (nawet poseł Pietrzyk znajdował bardziej racjonalne motywy…), to wszystko dość dobrze ilustruje sytuację, w jakiej znalazł się premier. Który zaczął układać rząd po swojemu i wywołał tym samym wielką konsternację wśród polityków. Wcześniej na czele Ministerstwa Finansów postawił liberała Michała Gronickiego, a resort zdrowia oddał Markowi Balickiemu i jego ekipie z Unii Wolności. A teraz chce Annę Radziwiłł mianować wiceministrem edukacji. Ukłon w stronę Platformy? Belka na takie sugestie odpowiada śmiechem. Bo nominacja Lecha Nikolskiego o tym nie świadczy. Dodajmy, że premier jeszcze w ubiegłym tygodniu przymierzał się do nominacji gen. Andrzeja Anklewicza, byłego wiceministra spraw wewnętrznych, na stanowisko Generalnego Inspektora Informacji Finansowej. Klucza politycznego do tego wszystkiego przyłożyć się nie da. Więc? Metoda Belki Czy to jest szaleństwo, czy też metoda? Do tej pory nasza polityka była przewidywalna aż do bólu. Polski polityk kierował się prostymi kryteriami – robił to, co uważał za dobre dla siebie i swojej partii, i to, co uważał za złe dla swoich przeciwników. Marek Belka zburzył te zwyczaje. Działa zupełnie inaczej. Dla jednych jest to idealizm, dla drugich naiwność – w każdym razie premier podejmuje decyzje, nie patrząc na interesy partyjne, w poprzek politycznych podziałów. To zaskakujące, bo w sumie, jako wicepremier i minister finansów, Belka spędził w dwóch rządach ponad 20 miesięcy, tymczasem okazuje się zupełnie impregnowany na myślenie w kategoriach partii, zaplecza politycznego, najbliższych wyborów. Mówił o tym w wywiadzie dla radiowych „Sygnałów Dnia” kilkanaście dni temu: „To są te krzyki polityków, bo politycy narzucili społeczeństwu następujący obraz polityki, myśląc, że to jest na ich korzyść: my jesteśmy tutaj czerwoni, czarni, biali, zieloni, niebiescy i wara wam mieszać nas, bo my jesteśmy spod różnych kolorów. Czerwony musi mieć czerwonego, biały białego… Nieważne, czy ktoś jest kompetentny, czy nie, ważne, że jest się tego samego koloru. Ludzie mają to po dziurki w nosie. I myślę, że w przypadku tej nominacji, tej kandydatury, wyszło szydło z worka, jeśli chodzi o prawdę o polskiej polityce”. Prawda Belki Nominacja Ananicza oprócz partyjnego myślenia polityków pokazała coś jeszcze – krótką ławkę Sojuszu. Nie jest tajemnicą, że premier proponował stanowisko szefa AW innym osobom. Bardzo namawiał do tego Jerzego Koźmińskiego, byłego ambasadora Polski w USA, ale Koźmiński odmówił i mało kto temu się dziwi, bo to postać większego formatu. Po nim premier rozmawiał z Bartłomiejem Sienkiewiczem,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 32/2004

Kategorie: Wywiady