Bratobójczy ostrzał

Bratobójczy ostrzał

Polemika z Grzegorzem Konatem nt. jego tekstu o środowisku „Krytyki Politycznej” Środowisko „Krytyki Politycznej” to kolos na glinianych nogach. Efektowna wydmuszka. Ciekawy fenomen z dziedziny public relations. Taki mniej więcej obraz projektu politycznego z ulicy Chmielnej jawi się nam po przeczytaniu tekstu Grzegorza Konata, młodego ekonomisty z SGH, wyraźnie zatroskanego o przyszłość lewicy w Polsce. Zarzutów, „które dyskwalifikują „Krytykę” w obecnym kształcie jako bazę do stworzenia silnego i poważnego stronnictwa postępowego w naszym kraju”, autor wymienia co najmniej pięć. Łączy je wszystkie potężny ciężar gatunkowy i niski poziom odniesienia do rzeczywistości – trawestując sformułowanie prof. Marcina Króla, można powiedzieć, że autor tekstu „Krytyka, ale jaka?” intensywnie zmaga się z rzeczywistością przez siebie wyimaginowaną. Przywołując wyborcze hasło Billa Clintona (twardego, notabene, neoliberała): „Gospodarka, głupcze!”, autor tekstu już na samym początku wytacza przeciw „Krytyce Politycznej” najcięższą artylerię: „”Krytyka Polityczna” tworzy lewicę kulturalno-obyczajową, zamiast tak pożądanej i potrzebnej społeczno-ekonomicznej oraz wykazuje praktycznie zupełny brak zainteresowania kwestiami gospodarczymi”. Zarzut to tyleż poważny, co nieprawdziwy czy precyzyjniej – pozbawiony sensu. Dlaczego nieprawdziwy? Ponieważ gros publicystyki ludzi „KP” poświęcone jest właśnie gospodarce. Ciężkie boje z neoliberałami: Witoldem Gadomskim czy Waldemarem Kuczyńskim (felietonistą lewicowego ponoć „Przeglądu”) na łamach najbardziej poczytnych dzienników i tygodników, a także w mediach elektronicznych toczyli, obok Sierakowskiego, choćby Artur Domosławski, Kinga Dunin, Maciej Gdula czy Adam Leszczyński. Wbrew temu, co twierdzi Konat, „Krytyka” zamierza wydać książki o tematyce ekonomicznej (m.in. gigantów współczesnej ekonomii Richarda Floridy i Roberta Frydmana czy książkę socjologa Manuela Castellsa o fińskim modelu państwa dobrobytu), a niedawno opublikowała fundamentalną amerykańską pozycję poświęconą polskiej transformacji gospodarczej – „Prywatyzując Polskę” Elizabeth Dunn. Co ciekawe, nasz adwersarz w kwestii stosunku „KP” do gospodarki potrafi zaprzeczyć samemu sobie, kiedy dwa akapity dalej chwali nasze środowisko za to, że „słusznie potępia III RP za nieprzyzwoicie wręcz neoliberalne poczynania ekonomiczne”. Abstrahując od wątpliwej rzetelności autora w zbieraniu informacji, można też dostrzec problem daleko poważniejszy. W dobie „kapitalizmu kulturowego” kreślony przez Konata podział na lewicę „kulturową” i „ekonomiczną” nie ma sensu. Po pierwsze dlatego, że domeną gospodarki nie są już wielkie fabryki, lecz produkcja symboliczna, a zatem warunki naszego życia zależą w coraz większym stopniu od tego, jak zostanie skonstruowana sfera obiegu informacji i czy będzie ona reprodukować i pogłębiać zastane różnice społeczne, czy nie. Ekonomia i kultura nie stanowią już odrębnych sfer. Po drugie, tzw. problemy „obyczajowe” (prawo do aborcji, zakaz dyskryminacji ze względu na wiek, płeć czy orientację seksualną, rozdział Kościoła od państwa) mają ścisły związek z sytuacją ekonomiczną i pozycją społeczną. Zamożna kobieta może całkowicie legalnie dokonać zabiegu przerwania ciąży w dobrych warunkach (wystarczy polecieć samolotem do Szwecji i zapłacić za zabieg). De facto tylko kobieta, której na to nie stać, jest zagrożona sankcją karną i utratą zdrowia na skutek nielegalnego zabiegu w urągających przyzwoitości warunkach. Podobnie para homoseksualna z wyższej klasy średniej może swobodnie funkcjonować w swoim środowisku. Gorzej z tymi, którzy nie mają środków na przeprowadzkę do dobrej dzielnicy dużego miasta. O tym, że większość najcięższych i najniżej opłacanych prac wykonują kobiety – najliczniejsza z grup dyskryminowanych – nikogo chyba nie trzeba przekonywać. Nie od dziś też wiadomo, że nawet w najbardziej konserwatywnym społeczeństwie wolność wyboru stylu życia można sobie kupić – nam chodzi o to, żeby była dostępna niezależnie od zasobności portfela. Powyższe argumenty odpowiadają częściowo także na inny zarzut – alienacji. „Krytyka Polityczna” zostaje zestawiona z amerykańską Partią Demokratyczną, która w latach 80. i 90. odwróciła się od szerokich rzesz wykluczonych ekonomicznie, broniąc interesów partykularnych grup z elitarnych gett. Na ironię zakrawa fakt, że taką właśnie (prawdziwą!) opowieść z dziejów lewicy w USA możemy odnaleźć w „Co się stało w Kansas?” Thomasa Franka, książce wydanej przez… Wydawnictwo „Krytyki Politycznej”. Amerykańscy liberałowie (tzn. lewica) odrzucili ideały państwa opiekuńczego, by skoncentrować się na obronie praw mniejszości, przez co popchnęli masy zawiedzionych ludzi z dołów społecznych w objęcia konserwatywnych populistów. Lekcję amerykańską przerobiliśmy także

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 24/2008

Kategorie: Opinie