Brudy w lubelskiej policji

Brudy w lubelskiej policji

Współpraca z gangsterami, podejrzenie o korupcję, przekraczanie uprawnień, pozbywanie się niewygodnych funkcjonariuszy – takie zarzuty stawia się szefom policji w Białej Podlaskiej, Chełmie i Lublinie 10 grudnia do budynku komendy policji w Białej Podlaskiej wkroczyło sześciu agentów Urzędu Ochrony Państwa. Chwilę później wyprowadzili z gabinetu szefa bialskiej policji, mł. insp. Władysława Sz. Policja nałożyła embargo na informacje dotyczące aresztowania komendanta. Kilka dni później Andrzej Wasiak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie, poinformował, że sprawę prowadzi wydział ds. przestępczości zorganizowanej, ponieważ Władysław Sz. nawiązał bliską współpracę z gangiem i przekazywał im informacje w zamian za łapówki, wyroby jubilerskie i sprzęt RTV. Tymczasem w Chełmie od wielu miesięcy tajemnicą poliszynela jest, że tamtejszych oficerów policji często odwiedza pewien Ukrainiec, który czuje się w komendzie jak u siebie. Wiadomo też, że ok. 200 zatrzymanych na granicy w Dorohusku i sprawdzonych przez chełmską policję luksusowych samochodów odjechało na Ukrainę, bowiem nie stwierdzono dokonania w nich przebicia numerów ani innych fałszerstw. Taki właśnie luksusowy mercedes zatrzymano w lutym ub.r. Jurijowi G. i do wyjaśnienia sprawy odstawiono na parking przy Komendzie Miejskiej Policji w Chełmie. Niedługo potem Ukrainiec otrzymał telegram, w którym anonimowy nadawca zaproponował mu odpłatną pomoc w odzyskaniu samochodu. Jurij G. odrzucił ofertę. Następnie dostał wiadomość, już z chełmskiej policji, że może przyjechać po odbiór pojazdu. Jakież było jego zaskoczenie, kiedy przed komendą w Chełmie czekał na niego mężczyzna podający się za prokuratora. Twierdził, że załatwi zgodę na zwolnienie mercedesa, o ile dostanie 500 dolarów. Ukrainiec był uparty. Sam udał się do prokuratury, w której bez problemów otrzymał stosowne dokumenty. Kiedy z papierami stanął przed właściwym naczelnikiem w chełmskiej komendzie policji, usłyszał, że wystąpiły pewne trudności i auto musi być jeszcze raz sprawdzone. Tym razem Jurij G. poszedł na skargę do komendanta chełmskiej policji, Ryszarda Bondyry. Mimo złożonego doniesienia wskazanemu przez Jurija G. oficerowi policji, który usiłował zablokować oddanie mu auta, włos z głowy nie spadł. Szef policjantów w Chełmie nie wszczął postępowania dyscyplinarnego przeciwko oficerowi również wtedy, gdy ten niespodziewanie pojawił się w lokalu, w którym policjanci zabezpieczali alkohol bez akcyzy, przejął kierowanie akcją i spowodował, że nie zabezpieczono przedmiotów stanowiących dowód przestępstwa. Życzliwość, z jaką Ryszard Bondyra traktował sąsiadów zza wschodniej granicy, ujawniła się już 10 sierpnia 1998 r. Tego dnia chełmska drogówka zatrzymała ładę, której właścicielem był Ukrainiec. Ponieważ nie posiadał ubezpieczenia OC, zabrano mu dowód rejestracyjny. Chwilę potem przyjechał komendant z Chełma i nakazał zwrócenie obcokrajowcowi dowodu rejestracyjnego. Informację o tym wydarzeniu przekazali zwierzchnikom komendanta działacze ze Związku Zawodowego Policjantów. Rok później Hieronim Woźniakowski, dyrektor Inspektoratu Komendy Głównej Policji, poinformował związkowców, że komendant Ryszard Bondyra „podejmując decyzję o wydaniu samochodu i dowodu rejestracyjnego obywatelowi Ukrainy, postąpił wbrew przepisom ustawy o ruchu drogowym, przekraczając tym samym swoje uprawnienia”. Prokuratura umorzyła jednak postępowanie ze względu na znikomą szkodliwość społeczną czynu, a insp. Zbigniew Głowacki, komendant wojewódzki policji w Lublinie, nabrał wody w usta. Niewygodny Niezwykłą natomiast aktywność wykazał natomiast lubelski komendant w sprawie Andrzeja K., naczelnika sekcji techniki kryminalistycznej Komendy Miejskiej Policji w Chełmie i biegłego sądowego z zakresu badania oznaczeń identyfikacyjnych pojazdów. 5 września 1999 r. około godz. 22.40 nadkomisarz Andrzej K. uczestniczył w kolizji drogowej. Ponieważ wracał z przyjęcia, na którym był alkohol, jego samochód prowadził szwagier Mieczysław P. W lutym 2000 r. Kolegium do Spraw Wykroczeń przy Sądzie Rejonowym w Chełmie uznało Mirosława P. winnym spowodowania kolizji drogowej. Orzeczenie uprawomocniło się. Minęło siedem miesięcy. Oto niespodziewanie komendant wojewódzki policji w Lublinie uchylił prawomocne już rozstrzygnięcie, przejął sprawę do własnego prowadzenia i wydał orzeczenie dyscyplinarne wydalające ze służby Andrzeja K. Ten odwołał się do komendanta głównego policji, który wskazał na uchybienia w postanowieniu lubelskiego komendanta. W związku z tym insp. Głowacki musiał „umorzyć postępowanie dyscyplinarne wobec nadk. Andrzeja K. z powodu braku dostatecznych dowodów popełnienia przewinienia dyscyplinarnego”. Na tym sprawa powinna zakończyć

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2002, 2002

Kategorie: Kraj