Brytyjski Japończyk

Brytyjski Japończyk

Tezy naukowe na mój temat bywają zwariowane. Jedna sugerowała, że powieść „Okruchy dnia” ma coś wspólnego z… kanibalizmem

Kazuo Ishiguro – brytyjski pisarz, scenarzysta filmowy

Jeśli powieść – tak jak pańskie – ma metaforyczny wymiar, rozbudza wyobraźnię. Czasem nadmiernie. Czytałam mnóstwo analiz „Okruchów dnia”, wśród nich dowody na to, że chociaż historia kamerdynera dzieje się w przedwojennej Anglii, to w rzeczywistości miał pan na myśli społeczeństwo japońskie. Dziwią pana czasem analizy pańskich książek?
– Każdy ma prawo do swojej interpretacji. Ale frustrujące są przypadki, gdy ktoś, zanim otworzy książkę, już ma na jej temat gotową teorię. Najmniej podobają mi się akademickie interpretacje, które na siłę wtłaczają mnie w jakiś nurt literacki. Każdego pisarza to denerwuje. To prawie negacja tego, co robimy jako artyści. Czytałem zwariowane tezy z prac uniwersyteckich. Jedna nawet sugerowała, że powieść „Okruchy dnia” ma coś wspólnego nie tylko z kolonializmem, ale i z… kanibalizmem. Podobno odzwierciedla lęki białych kolonialistów przed byciem zjedzonym przez kanibali. Wszystko przez jedną scenę – gdy umiera ojciec kamerdynera Stephensa, przed jego pokojem stoi płacząca kucharka, a na twarzy ma resztki tłuszczu z pieczeni, bo pochylała się nad piecem. Stephens czuje więc w pokoju zapach pieczonego mięsa i to ma być metafora. Czasem życzyłbym sobie, żeby naukowcy pisali swoje eseje, nie wykorzystując moich powieści…

Bohaterami książki „Nie opuszczaj mnie” są klony. Ale nie chodzi w niej o dyskusję na temat etyczności powoływania ich do życia. I nie jest to właściwie historia o klonach, prawda?
– Jest w tym samym stopniu o klonach co „Okruchy dnia” są książką o kamerdynerach. To tylko pierwszy plan. Trzy razy zabierałem się do napisania tej powieści. Przy pierwszej próbie w 1990 r. nie było tam nic o klonach, tylko o młodych ludziach, nad którymi wisiało nuklearne zagrożenie. Klonowanie to ostatni element układanki, który znalazłem dopiero cztery lata temu. Starałem się wyobrazić sobie, jak wyglądałby świat, gdyby zamiast odkrycia broni nuklearnej nastąpił gigantyczny rozwój biotechnologii. Tak więc rzeczywiście klonowanie nie jest sednem tej historii. Lubię, gdy moje powieści mają metaforyczny wymiar, z początku nieoczywisty. Chciałbym, żeby czytelnik odnalazł w tej historii analogię do własnego życia. Żeby zagłębiając się w tę z pozoru dziwną opowieść, doszedł do wniosku, że być może to historia życia nas wszystkich. Bo wszyscy zmagamy się z przemijaniem i perspektywą śmierci, wiemy, że nasz czas jest ograniczony. Warto więc zapytać, co jest ważne i czy sztuka, przyjaźń albo miłość rzeczywiście są w stanie coś zmienić. (…)

Dlaczego we wszystkich pana książkach przewija się temat pamięci i wspomnień?
– Gdy byłem młodszy, pisanie powieści miało wiele wspólnego z moimi własnymi wspomnieniami. Zbudowałem w wyobraźni obraz Japonii z nostalgicznych, dziecięcych wspomnień. Potem zdałem sobie sprawę, że nawet te niedoskonałe, ale cenne echa pamięci się zacierają. Moje pierwsze powieści były próbami uchwycenia tego świata w książce, zachowania tej „mojej Japonii”, nim zniknie. Tak więc naturalne było, że moi narratorzy patrzą wstecz na swoje życie. Ale z czasem zafrapowały mnie inne aspekty pamięci – co i dlaczego ludzie ukrywają albo zakłamują w swojej przeszłości, także sami przed sobą. Teraz najbardziej fascynuje mnie, jak pamiętają społeczeństwa. Trochę flirtowałem z tą tematyką w przeszłości, ale do końca nigdy jej nie zgłębiłem. Niektórzy moi narratorzy mogli być uznawani za reprezentantów całych narodów w momentach dziejowej zmiany. Ale sposób, w jaki pamięta i zapomina społeczeństwo, jest zupełnie różny od tego, jak to się dzieje u jednej osoby. W społeczeństwie jest wielu ludzi, którzy mają interes w tym, żeby walczyć o sprawy pamięci, bo kontrolując przeszłość, decyduje się o tym, co stanie się wkrótce. (…)

Dlaczego nie pisze pan o współczesnej Wielkiej Brytanii? Często pojawiają się zarzuty pod adresem brytyjskich literatów, że za mało ich zajmuje rzeczywistość za oknem.
– Jest tylu świetnych dziennikarzy, którzy opisują codzienne życie…

To nie rola dla literatury?
– Są świetni pisarze, którzy starają się tym zajmować i mam dla nich wiele podziwu. Ale moim zdaniem dziennikarstwo i kino dokumentalne osiągnęły duży stopień wyrafinowania i spełniają swoją rolę bardzo dobrze. Pisarzowi szalenie trudno z nimi konkurować – my pracujemy nad powieścią trzy, cztery lata, wychodzi na rynek rok później, a tłumaczenie nawet dwa lata później. To strasznie nieporadny sposób reagowania na aktualne wydarzenia; może się okazać, że książka komentuje zjawisko, które już przeminęło. Jeśli chciałbym coś skomentować, naturalną drogą jest publikacja w gazecie. Siła literatury, według mnie, leży w tym, że potrafi przemawiać do różnych pokoleń. Dzisiaj mają dla nas znaczenie te dzieła, które traktują o czymś więcej niż o kwestiach ważnych dla danej epoki, mają jakiś uniwersalny temat. (…)

Fragmenty wywiadu, który ukazał się 44. numerze PRZEGLĄDU w 2005 r.

Wydanie: 2017, 41/2017

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy