Gospodarka to nie jedyny cel wstąpienia Polski do Unii. Nie mniej ważny jest cel polityczny i cywilizacyjny Alain de Crombrugghe stwierdza dobitnie: „Budżet jest kluczowym elementem niezbędnej stabilności makroekonomicznej” (A. de Crombrugghe „Budżet państwa – jego stabilność i trwałość, Warszawa 1995, s. 5). Perspektywa ekonomiczna – do której ogranicza się Crombrugghe – nie pozwala jednak zobaczyć całości obrazu. Więcej można dostrzec, oglądając go z wielu stron. Podstawy innej, politycznej perspektywy zawarte są w konstytucji: jeśli projekt ustawy budżetowej nie zostanie przedstawiony w odpowiednim terminie do podpisu prezydentowi, ten „może w ciągu 14 dni zarządzić skrócenie kadencji Sejmu” (art. 225). Oznacza to uznanie, że politycy dotychczas zasiadający w parlamencie i rządzie nie wywiązali się ze swego (corocznie powtarzającego się) zadania i konieczna jest ich zmiana. Budżet ma więc znaczenie dla stabilności politycznej. Istotną rolę odgrywa też w utrzymywaniu się równowagi społecznej. W jej przypadku nie ma jednak żadnych granic, dat lub liczb, znanych ex ante, których przekroczenie wyraźnie powoduje kryzys. Nie znaczy to jednak, że granice takie w ogóle nie istnieją i że wszelkie drogi są właściwe, a wybór między nimi ma charakter techniczny. Tak mogą sądzić tylko ci, którzy w ekonomii lub polityce nie dostrzegają w ogóle społeczeństwa, a jeśli już czasem go widzą, to jako przeszkodę w powodzeniu własnych działań. Nie ma powodu odmawiania im dobrych intencji, bo działania te z reguły motywowane są dobrą wolą. Są one rezultatem pewnego sposobu myślenia. Perspektywa społeczna jest niezbędna do dostrzeżenia większego fragmentu rzeczywistości. Ma specyficzną właściwość: ukazuje świat mamiący pozorami miękkości i uległości (jeśli oglądać go ex ante), który później okazuje się twardy, mający swoiste właściwości i boleśnie karzący tych, którzy nieskromnie uzurpują sobie nad nim nadmierną władzę. Ustawa budżetowa dlatego jest tak ważna, że właśnie wymaga spojrzenia z różnych perspektyw, dopiero łącznie dających pełniejszy obraz. Budżet na 2002 r., przedstawiony Sejmowi przez rząd Leszka Millera, zawierał trzy istotne założenia. Dwa z nich sformułowane zostały wprost, trzecie jest zawarte w tekście implicite. Pierwsze założenie ma charakter ekonomiczny, a ściślej: dotyczy polityki pieniężnej. Już w projekcie budżetu (na s. 20 Uzasadnienia) sformułowano konieczność zmiany „nadmiernie restrykcyjnej polityki pieniężnej NBP”, której to zmiany może tylko dokonać kierownictwo Narodowego Banku Polskiego wraz z Radą Polityki Pieniężnej. Kierownictwo NBP jest absolutnie niezależne od rządu i od parlamentu – stanowi komponent liberalny (lub „arystokratyczny”) w systemie demokratyczno-liberalnym. Nie byłoby to przeszkodą, lecz zaletą, gdyby nie fakt, że jak dotychczas sternicy NBP kierują się innymi celami niż rząd i rozbieżność ta ma charakter konfliktowy. By zamiary rządu mogły się udać, by budżet był wykonany i główny cel – tzn. zdynamizowanie gospodarki i wprowadzenie jej na drogę wzrostu – osiągnięty, konieczna jest zmiana polityki monetarnej. Władze monetarne powinny obniżyć stopy procentowe, na to jednak rząd nie ma wpływu, a prezydent (który mianował prezesa NBP) uchyla się od wywierania silniejszego i skuteczniejszego nacisku. Drugie założenie jest natury społecznej i politycznej. Niezbędna jest przynajmniej akceptacja społeczeństwa, a właściwie coś więcej: aktywne wsparcie i współdziałanie obywateli. Autorzy ustawy budżetowej piszą wprost o zagrożeniu, którego treścią może być brak poparcia dla planu naprawy finansów publicznych w parlamencie i wśród partnerów społecznych rządu” (Uzasadnienie projektu budżetu, s. 20). Jednak ten warunek sformułowany jest zbyt wąsko. Oczywiście, koniecznie jest poparcie polityczne w parlamencie, podobnie jak niezbędne jest wsparcie „partnerów społecznych rządu”. Ale realny warunek polityczny i społeczny ma zasięg szerszy, a przez to jest trudniejszy do spełnienia. Liczy się nie tylko poparcie polityczne w parlamencie, ale również tych ugrupowań, ośrodków i grup, które ani nie znalazły się w Sejmie, ani nie mają w nim pośredniej reprezentacji. Biorąc pod uwagę fakt, że od dawna w wyborach uczestniczy u nas połowa uprawnionych i że część partii odpada po zebraniu zbyt małej liczby głosów, to tych niezwiązanych z Sejmem jest dużo. Są oni częścią jeszcze większej grupy Polaków, którzy nie identyfikują się z żadną partią polityczną ani nie mają poczucia, że instytucje państwa dobrze spełniają swe zadania. Ograniczenie się do istniejącej w parlamencie reprezentacji politycznej i do partnerów społecznych rządu oznacza przypisywanie
Tagi:
Paweł Kozłowski









