Bukmacher kontra deweloper

Bukmacher kontra deweloper

Rywalizacja o stołek prezesa PZPN będzie bezpardonowa

Wszystko odbyło się niczym w powieści sensacyjnej trzymającej w napięciu do ostatniej strony – 28 września, dokładnie o godz. 23.58 obywatel Józef Wojciechowski potwierdził oficjalnie swój udział w wyborach na prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Dlaczego zaledwie dwie minuty przed upływem terminu zgłoszeń? Otóż dlatego, że tak jak się spodziewano, dziwnym zrządzeniem losu zaledwie parę minut po północy kilka klubów wycofało swoje rekomendacje dla niego. Reakcja była spóźniona i z mocy związkowego prawa nieważna. Zyskaliśmy natomiast pewność, że 28 października, podczas zjazdu sprawozdawczo-wyborczego futbolowej centrali, nikt nie będzie się nudził. Bo kiedy zmierzą się lobbysta bukmacherki z multimilionerem deweloperki, musi być ciekawie.
Najlepiej zorientowani twierdzą, że już w nocy z 28 na 29 września w „kwaterze głównej” zapanował lekki popłoch. To przecież żadna tajemnica, że ludzie Bońka dążyli do tego, by kontrkandydata po prostu nie było. Większość uważała, że dotychczasowy szef przedłuży swoje panowanie przez aklamację. Wtajemniczony działacz zwierzył mi się, rzecz jasna anonimowo: – Wszystko już było poukładane, funkcje rozdzielone, a co najgorsze – nowe kredyty pobrane, a teraz diabli wiedzą, co jeszcze z tego wyniknie.

Popierają wojciechowskiego

W minionych miesiącach padało sporo nazwisk tych, którzy ewentualnie mieli stanąć do rywalizacji z Zibim. Mówiono o prezesie białostockiej Jagiellonii Cezarym Kuleszy (obecnie przedstawiciele klubów Ekstraklasy i I ligi jednogłośnie popierają jego kandydaturę na stanowisko wiceprezesa PZPN ds. piłkarstwa profesjonalnego), szefie rady nadzorczej Ekstraklasy SA Macieju Wandzlu, znanym działaczu Zdzisławie Kręcinie i wreszcie o byłym zawodniku reprezentacji Cezarym Kucharskim. Ten ostatni (uważany za najpoważniejszego konkurenta) niemal do ostatniej chwili nie zdradzał swoich planów. Teraz wiadomo, że popiera Wojciechowskiego. – Zrezygnowałem, bo jako menedżer reprezentuję ponad 30 zawodników i byłoby to w stosunku do nich niepoważne. Ponadto rodzina i najbliżsi przyjaciele odradzali mi start w wyborach – stwierdził. Z jakiego powodu popiera nowego kandydata? Bo ma on realny program rozwoju i dofinansowania całej naszej piłki, a kluby i związki regionalne właściwie wykorzystają stworzone przez niego możliwości. Czy „Kucharz” naprawdę wierzy, że w przypadku wyboru Wojciechowskiego nastąpi dobra zmiana? Wedle jego słów objęcie prezesury przez JW może być milowym krokiem w rozwoju polskiego futbolu.
Mamy już pierwsze sygnały, że rywalizacja o stołek szefa największej sportowej organizacji będzie bezpardonowa. Niemal natychmiast ostrzelano Wojciechowskiego z armat największego kalibru. Przyrównywano go do szemranych biznesmenów, tworzono listy hańby klubów, które go rekomendowały, kpiono, że wystartuje w wyborach jako działacz Stali Rzeszów. Ale – jak czujnie zauważył Paweł Czado z katowickiego oddziału „Gazety Wyborczej” – kiedy w 1999 r. Boniek startował jako działacz Górnika Zabrze, nikomu to nie przeszkadzało.
Popierający Wojciechowskiego Kucharski i znany były bramkarz, a obecnie celebryta Radosław Majdan złożyli u ministra sportu Witolda Bańki pismo. Zawarte w nim tezy mają uniemożliwić Bońkowi start w wyborach na prezesa PZPN. Nie zamieszkuje on w Polsce, a według statutu PZPN jest to warunek kandydowania na prezesa związku. Ponadto wielokrotnie deklarował, że podatki płaci we Włoszech. Kontrowersje wzbudza również od dawna zaangażowanie Bońka w reklamę firmy bukmacherskiej. Majdan komentuje:
– Wypytywany, gdzie mieszka, Boniek odpowiada to, co jest dla niego wygodne. W przypadku funkcji prezesa PZPN deklaruje, że mieszka w Polsce. Jeśli jednak chodzi o reklamowanie nielegalnie działającej w Polsce firmy bukmacherskiej, zasłania się włoskim obywatelstwem. Do łamania ustawy hazardowej dochodzi aspekt moralny i etyczny. Sternik piłkarskiej centrali wspiera firmę, która odprowadza podatki za granicę.
Podobnej treści zawiadomienia przesłano do Komisji Kontroli Etyki i Dyscypliny UEFA oraz Komisji Etyki FIFA.
Minister sportu wysłał do Zbigniewa Bońka pismo w tej sprawie. Oczekuje od prezesa PZPN, że w ciągu tygodnia ustosunkuje się  do zarzutów, jakie znalazły się w doniesieniu złożonym przez Majdana i Kucharskiego.

500 milionów+

Wojciechowski opublikował 7 paź­dziernika ostre oświadczenie: „Prezes PZPN wykorzystuje sukcesy reprezentacji Polski do tego, żeby przykryć prawdziwe problemy polskiej piłki. Wydając miliony złotych na marketing i PR, udaje mu się je ukryć i tuszować.
W czasie kiedy Zbigniew Boniek grzeje się w świetle sukcesów reprezentacji, upadają kolejne polskie kluby. Kibice, dziennikarze i miłośnicy polskiej piłki boją się zmian. W czasie gdy Zbigniew Boniek zgromadził na koncie PZPN 160 mln zł, w ogromne kłopoty finansowe popadło 15 klubów z trzech najwyższych klas rozgrywkowych. Symbolem upadku polskiej piłki klubowej jest sprawa Dolcanu Ząbki. Klub zwrócił się do PZPN z prośbą o pożyczkę na dokończenie sezonu. Podobno chodziło o 300 tys. zł. PZPN odwrócił się do nich plecami.
W czasach gdy Zbigniew Boniek zarządzał Widzewem, dochodziło w nim do działań korupcyjnych na szeroką skalę. Klub upadł i Zbigniew Boniek również mocno przyczynił się do tego upadku. Ogromnym, nierozwiązanym wciąż problemem polskiej piłki jest kwestia incydentów na stadionach. Zbigniew Boniek zostawił polskie kluby same z tym problemem. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że na finał Pucharu Polski race na stadion wjechały akredytowanym samochodem PZPN.
Chcę zapowiedzieć, że w ciągu mojej kadencji w PZPN zainwestuję co najmniej 500 mln zł w polską piłkę. Będą to środki własne PZPN, które Zbigniew Boniek »trzyma« na koncie na 2% rocznie, ale także środki z obligacji UEFA i Ministerstwa Sportu i Turystyki. Jeśli trzeba będzie, zainwestuję również swoje prywatne pieniądze. Jestem przekonany, że niezależnie od wyników wyborów mój start i tak przyniesie pozytywne efekty”.

Stawia na Bońka

Całkowicie odmienne zdanie ma szef Małopolskiego Związku Piłki Nożnej Ryszard Niemiec: – Dlaczego zagłosuję na Zbigniewa Bońka? Ponieważ, po pierwsze, nadał polskiej piłce dynamizm i własnym autorytetem uchronił ją (i nadal chroni) od interwencji sił politycznych, dążących do ręcznego sterowania nią. Pozwoliło to na skoncentrowanie się PZPN na wykonywaniu swoich statutowych zadań, po raz pierwszy od 17 lutego 1998 r.! Po drugie – przeorał swoją świadomość, zgłębił (w pierwszych dwóch latach kończącej się kadencji) problemy piłki amatorskiej, docenił istotę działania, mechanizmy i uwarunkowania terenowych struktur dyscypliny (PZPN, okręgów i podokręgów). Odszedł daleko od stereotypu „dobrze opłaconego człowieka z laptopem” jako alternatywy kadrowej dla społeczników posługujących w polskim buszu związkowym i klubowym. Po trzecie, stał się dojrzałym liderem środowiska, potrafiącym wsłuchiwać się w racje działaczy o odmiennych punktach widzenia. Ewoluował od typu „monarchy absolutnego” ku „monarchii oświeconej”, z rosnącym znaczeniem jej „konstytucyjnych” ograniczeń. Dlatego znalazł wspólny język z „oświeconą opozycją”. Po czwarte, ma rezerwy we własnym potencjale, także na kierunku międzynarodowym – niebawem będzie pewnym kandydatem na członka Komitetu Wykonawczego UEFA (bez konkurencji wśród naszych działaczy). To wartość sama w sobie, zważywszy na megaabsencję przedstawicieli Polski od zamierzchłych czasów śp. Leszka Rylskiego.

Dziennikarskie za, a nawet przeciw

Znany dziennikarz Marek Wawrzynowski tak maluje przedwyborczy obraz: – Wolę stan, jaki jest. Przeciętnie, ale stabilnie, jak mówi powiedzenie. Nawet jeśli Boniek nie zrobił wystarczająco dużo, by go jednoznacznie poprzeć, znamy go i wiemy, czego się po nim spodziewać. Wiemy już, że nie jest zdolny do wielkich rzeczy, ale może wprowadzić małe usprawnienia. Nie zbuduje maszyny, ale na jakiś czas ją naprawi, nie położy nowego asfaltu, ale zalepi dziury. Taki pan złota rączka. Gdybym miał mu wystawić ocenę w skali od jednego do sześciu, byłoby to coś między trojką z plusem a czwórką z minusem. Zdał do następnej klasy, ale rodzice nie oprawią świadectwa w ramki, raczej wrzucą do teczki z napisem „inne dokumenty”.
Jego rywal, właściciel firmy JW Construction, to kandydat dość egzotyczny, niepewny i bardzo kontrowersyjny. To facet, który może zatrudnić jako selekcjonera reprezentacji Polski nawet Fabia Capella, tylko po to, żeby w przypływie gniewu zwolnić go po jednym słabszym meczu. Tak jak zrobił w Polonii np. z Bogusławem Kaczmarkiem. Moim zdaniem właśnie wtedy zaprzepaścił szansę na to, żeby zarządzana przez niego drużyna z Warszawy stała się poważnym klubem. JW nie stworzył solidnych klubowych fundamentów, do tego wszystko u niego odbywało się z hukiem. Teoretycznie dobrze dla dziennikarzy, bo są fajne historie, ale szybko staje się to męczące. Jeden ze znajomych Wojciechowskiego przekonuje, że multimilioner z Ząbek bardzo się zmienił, zrozumiał swoje błędy i chciałby dać coś od siebie piłce nożnej. Nie wiem za bardzo, co o tym świadczy, dlaczego ktoś miałby mu wierzyć. A jednak informacja o kandydowaniu przez Wojciechowskiego spowodowała stan alarmowy. Dlaczego? Bo panuje przeświadczenie, że Wojciechowski po prostu może sobie te wybory kupić. Wystarczy, że obieca wsparcie finansowe swojej firmy tu i tam. Nie byłaby to żadna nowość. Każdy, kto trochę siedzi w piłce, orientuje się, że wybory prezesa PZPN nigdy nie były konkursem najlepszych programów. To festiwal obietnic: co dla was zrobię za związkowe pieniądze. I to też powód, dla którego ta kandydatura musiała wywołać taką panikę w kręgach władzy. Nie ma przecież nic gorszego niż wizja wysychającego źródła.
Wawrzynowskiemu wtóruje m.in. Dariusz Tuzimek: – Pomyślałem, że to kandydat nieco egzotyczny, zaskakujące, że w ogóle się zgłosił, i że z Bońkiem – oraz machiną medialną na jego usługach – raczej nie ma szans. Że urzędujący prezes pewnie go jakoś ogra, tak jak Borussia Legię. Czyli nie ma się czym podniecać, bo i tak jest pozamiatane. I wtedy zaczęły się dziać rzeczy dziwne. Paradziennikarska szczujnia do wynajęcia ruszyła do bezprecedensowej kampanii obrzydzania Wojciechowskiego i tych, którzy dali mu rekomendację. Pewnie zaraz sprawdzą, czy nie miał dziadka w Wehrmachcie.
Kierujący „Piłką Nożną” Adam Godlewski komentuje: – Po zmasowanej napaści na Wojciechowskiego – który, co wyraźnie podkreślam, nie jest z mojej bajki, właśnie z uwagi na fakt, w jaki sposób władał (bo trudno to nazwać zarządzaniem) Polonią – powszechne stało się przeświadczenie, że właśnie on zepchnął Czarne Koszule w otchłań. Tymczasem to całkowita nieprawda. Owszem, świeżo kreowany kandydat na szefa PZPN panował przy Konwiktorskiej po bizantyjsku, raptownie, na dodatek otaczając się doradcami o wątpliwych kompetencjach, ale zostawił stołeczny klub z solidnym składem i w dobrej kondycji finansowej. Źle wybrał jedynie kontrahenta, któremu odsprzedał udziały. Miał plan, żeby z Polonią zagrać w Lidze Mistrzów, skończyło się na Lidze Europy po czwartym miejscu wywalczonym w 2009 r. Obiektywnie rzecz ujmując, Zbigniew Boniek jako właściciel Widzewa był daleki od takiego wyniku.
Nie dajcie zatem się zwieść, słysząc słowa: kabaret, cyrk lub lista hańby odnoszące się do wyborów w federacji piłkarskiej. 16 rekomendacji, które udało się wyrwać Wojciechowskiemu, to triumf demokracji. PZPN istnieje prawie 100 lat i nic nie wskazuje, żeby miał się zawalić z tego powodu, że do wyborów przystąpi JW. Przeciwnie, dzięki temu – czyli ożywczej konfrontacji dwóch koncepcji – związek może być wyłącznie lepszy w kolejnej kadencji.
Jak mawiał klasyk: debata oczyszcza! A jak wynika z dziennikarskich opinii, są za, a nawet przeciw.

Prawda i tylko prawda

Zdaję sobie sprawę, że ustępującemu szefowi zawsze jest trudniej. Można dokładnie policzyć plusy i minusy jego działalności, podczas gdy adwersarzowi wystarczy zsumowanie tego, co uważa za złe, i dorzucenie kilku obietnic. Taka jest specyfika każdej kampanii wyborczej.
Przed Walnym Zgromadzeniem Sprawozdawczym Polskiego Związku Piłki Nożnej w maju 2014 r. zadałem Zbigniewowi Bońkowi 12 pytań (PRZEGLĄD nr 12/2014). Nie raczył odpowiedzieć, zaszczycił mnie jedynie dość nerwową rozmową telefoniczną. W konkluzji usłyszałem, że nie musi na nic odpowiadać ani z niczego się tłumaczyć. Tym razem mam ledwie kilka pytań:
1. Jeżeli pozostanie pan na stanowisku prezesa PZPN, czy nadal będzie lobbować na rzecz jednej z zagranicznych firm bukmacherskich, nielegalnie działającej w Polsce (patrz art. 25 Kodeksu Etyki FIFA, mówiący, że żaden działacz piłkarski nie ma prawa mieć związków z firmami bukmacherskimi)?
2. Ile wynosił fundusz reprezentacyjny prezesa i jakie były wydatki z tego tytułu podczas minionej kadencji?
3. Dlaczego zapanowała kompletna cisza na temat nowej siedziby związku i co się stało z zakupioną pod jej budowę działką?
4. Zadeklarował pan, że sprawy zachowania kadrowiczów nie zamiecie pod dywan. Jaka jest zatem prawda o przebiegu zgrupowań reprezentacyjnych piłkarzy?
5. Jaką właściwie rolę odegrał pan w procesie przekształceń własnościowych w łódzkim Widzewie?

Mam nadzieję, że doczekam się wreszcie odpowiedzi i prawdy – tylko prawdy! W chwili kiedy przesyłam tekst do redakcji, wtajemniczeni obstawiają 60:40 na korzyść Zibiego. Odradzam Bońkowi lekceważenie nieprzewidywalnego konkurenta. Już teraz widać, że na dwoje babka wróżyła. Jeżeli stawią się wszyscy delegaci, będzie ich 118. Do wygrania w I turze potrzeba większości bezwzględnej 50% plus jeden; w następnej już tylko większości bezwzględnej. W każdym razie ani dla Zibiego, ani dla Wojciechowskiego nie będzie to bułka z masłem. I nie wystarczy opędzić rywalizacji sloganem, że „łączy nas piłka”.

Wydanie: 2016, 43/2016

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy