Najtańszy do kupienia jest sędzia

Najtańszy do kupienia jest sędzia

Były prezes polskich sędziów ujawnia, kto handlował meczami piłki nożnej Janusz Hańderek, b. przewodniczący Polskiego Kolegium Sędziów PZPN W ostatnim dniu czerwca do dymisji podał się przewodniczący Polskiego Kolegium Sędziów PZPN, Janusz Hańderek. Większość uważa, że była ona wymuszona, po pierwsze, kategorycznym żądaniem szefa Komisji Etyki, Jana Tomaszewskiego, by Hańderek jako „kapitan statku” zrezygnował; po drugie, postawą redaktora Hańderka podczas stanu wojennego; po trzecie, koniecznością całkowitej odnowy (personalnej i organizacyjnej) w środowisku sędziowskim. Pan Janusz zgodził się na udzielenie wywiadu „Przeglądowi”, jako jedynemu w kraju tygodnikowi, gdyż, jak powiedział, jest naszym wiernym czytelnikiem od zawsze… Jedyny słaby punkt w życiorysie – Już kilka osób zamieszanych w korupcyjną aferę piłkarską znajduje się w areszcie, kilku kolejnych zostało przesłuchanych, a pan, jak powszechnie się uważa, został zmuszony do rezygnacji… – To nieprawda. Była to wyłącznie moja osobista decyzja. Wręcz przeciwnie – prezes PZPN, Michał Listkiewicz, namawiał mnie do refleksji, żebym poczekał do posiedzenia zarządu i publicznie przedwcześnie nie informował o swoim postanowieniu. Jednak spodziewałem się ataku za moją zaszłość – pracę dziennikarską w okresie stanu wojennego. Bo to jedyny słaby punkt w moim życiorysie. – Czy faktycznie na pańskiej decyzji zaważyła przeszłość, czyli niechlubna działalność w stanie wojennym? – Opowiedziałem się i do dzisiaj opowiadam za stanem wojennym z pełnym moralnym przekonaniem, że dla Polski był niezbędny. Wtedy występowałem jako dziennikarz „Gazety Krakowskiej”, publikując wiele tekstów z imienia i nazwiska. Nigdy, w żadnym przypadku nie kryłem się za jakimś pseudonimem. – Rzeczywiście współpracował pan z ze służbą bezpieczeństwa? – Nie, po trzykroć nie. W redakcji odpowiadałem za działkę, która z natury rzeczy zakładała żywsze kontakty z milicją, prokuraturą i sądem. Dzisiaj oceniam, że wielu tekstów nie powinienem napisać. Ale jeszcze raz podkreślam, uważam, iż stan wojenny był koniecznością. Natomiast żałuję, że tak się zaangażowałem, ponieważ w okresie przemian okazało się, iż ludzie bardzo prominentni w tamtym systemie PRL nagle jakby zapominali o swoim życiorysie. Z jakąś taką dziwną łatwością odchodzili od tego, co mówili i czynili nawet jako sekretarze KC PZPR, jak chociażby towarzysz Marek Król z „Wprost”. To było dla mnie porażające, kogo tak na dobrą sprawę wspomagałem, a co sprawiło, że od 1989 r. postanowiłem, że jako dziennikarz nie będę więcej się zajmował polityką. Teraz na mój temat wypisuje się wierutne bzdury – nie byłem pracownikiem żadnych służb, nie brałem udziału w żadnych przesłuchaniach… Niemal od pierwszego momentu, kiedy Jan Tomaszewski został szefem Komisji Etyki, wielokrotnie nawoływał, że… Hańderek musi odejść! Jan Tomaszewski zawsze musi mieć wroga. Po nawoływaniu do odejścia Dziurowicza, Bońka, Listkiewicza tym razem padło na mnie. Uważa, iż za powstałą sytuację odpowiada kapitan statku. Tyle że zostałem kapitanem raptem w październiku 2004 r. Statek był już kompletnie dziurawy i tonął. Natomiast, przepraszam bardzo, pan Tomaszewski nie jest dla mnie na tyle istotną postacią, żeby mógł wpływać na moje decyzje dotyczące mojej osoby. Areszt czeka znacznie więcej osób – Pozostał pan w Zarządzie PZPN i o ile dobrze rozumiem, jest pan zdania, że pożar nie został jeszcze ugaszony. Nie wiadomo, jak się rozprzestrzeni, ale mamy prawo przypuszczać, że na tych kilku dotychczasowych aresztowaniach się nie skończy. – Obawiam się, że aresztowania dotkną znacznie większą liczbę osób. – To znaczy? – Stawiam, że jeśli chodzi o sędziów i obserwatorów, to przy wariancie optymistycznym za kratkami znajdzie się jeszcze osiem do dziesięciu osób. – A pesymistycznie? – Nawet do 20. – Dlaczego nie ma żadnego oddźwięku na apel wiceprokuratora generalnego, Kazimierza Olejnika, by zgłaszać się dobrowolnie i wyznać wszystkie winy. To, co prawda, wyeliminuje raz na zawsze ze środowiska sportowego, ale pozwoli zapewne uniknąć kary… – Proszę pana, przecież jest to apel człowieka, który nie zna realiów środowiska. To, z całym szacunkiem dla pana Olejnika, świadczy o słabości śledztwa, a także niestety o pewnej naiwności. Liczenie na to, że sędzia, obserwator lub działacz, który ma czymś pobrudzone ręce, przyjdzie i wszystko wyzna, nie zmienia faktu, że taki facet jest w środowisku skończony.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 29/2005

Kategorie: Sport