Droga do wspaniale zapowiadającej się kariery naukowej w stolicy stała otworem. Porzucił ją i wrócił w strony rodzinne, w swojski, przyjazny człowiekowi, pejzaż Od kiedy nauczył się mówić, ciągle pytał. Matka często czytała mu bajki, aż pewnego dnia ze zdziwieniem skonstatowała, że dziecko mające niewiele ponad trzy lata, zna wszystkie litery alfabetu. Wtedy też zaczął pisać własną Księgę Świata; rysował na przykład roślinę lub zwierzę i szczegółowo je opisywał. Czterolatkowi ojciec musiał kupić w Warszawie globus, a w krośnieńskiej księgami podręcznik K. Rudnickiego „Astronomia dla klas IV liceów ogólnokształcących”, gdyż w tym czasie Łukasz zainteresował się nauką o ciałach niebieskich. Również w „zerówce” nauczycielka nie wiedziała, co robić z nietypowym podopiecznym; gdy pozostałe przedszkolaki rysowały kreski i kółeczka, on – z nudów – czytał gazety. Dobrze grał też w szachy i brydża. Edukacja w ośmioklasowej szkole podstawowej trwała sześć lat: po ukończeniu klasy drugiej otrzymał promocję do czwartej, w kilka tygodni po rozpoczęciu nauki w siódmej przeniesiono go do ósmej. Egzamin wstępny do Liceum Ogólnokształcącego im. M. Kopernika w Krośnie zdał celująco jako 13-latek; był już wtedy od kilku lat, jako jedyny uczeń w województwie, stypendystą Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci (w domyśle szczególnie uzdolnionych), powołanego przez prof. Jana Szczepańskiego, a prowadzonego do dziś przez Ryszarda Rakowskiego. Studia podjął na Wydziale Biologii Uniwersytetu Warszawskiego, czwarty ich rok zaliczył w Anglii, w Bangor, jako stypendysta Wspólnoty Europejskiej. W Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie robił studium podyplomowe konserwacji zabytkowych założeń ogrodowych. Zanim skończył studia i obronił pracę magisterską, było wiadomo, że pozostanie na uczelni i poświęci się pracy naukowej. W 1999 roku doktoryzował się w temacie „Struktura roślinności i efekty brzegowe w strefie kontaktowej lasu i łąki”, pracując i prowadząc badania w Ogrodzie Botanicznym warszawskiego uniwersytetu, ale głównie w swych stronach rodzinnych, na Podkarpaciu. Otrzymał też Stypendium Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Droga do wspaniale zapowiadającej się kariery naukowej w stolicy stała otworem. Zamknął ją niespodziewanie podjętą, ale od lat w myślach „pieszczoną decyzją. -Porzucam uczelnię, swoich studentów, za pieniądze z funduszu kupuję ziemię i wracam w strony rodzinne, „gdzie woda czysta, a trawa zielona”, w swojski, przyjazny człowiekowi pejzaż Polski południowo-wschodniej. Ziemia była 17 hektarami zaniedbanych i zachwaszczonych pól uprawnych, kawałem łąk i rachitycznym lasem, pełnym młodych, nieużytecznych drzew – chwastów. Własnymi rękami wyciął te, które rosły za gęsto i – znów przy użyciu siekiery i piły – wzorując się na podręcznikach archeologii, zbudował ziemiankę, podobną do takich, w jakich mieszkali ludzie w czasach prehistorycznych. Mieszkanie w niej traktował jako zabawę, która pozwalała wyjść z narzuconego cywilizacją skostniałego schematu, zagranie, jak aktor, roli innej od tych, w których był dotychczas obsadzany, odrzucenie precz starych, od lat do znudzenia powtarzanych nawyków. Najważniejszy był nie smak pitraszonego na kamiennym palenisku jedzenia, ale zapach powietrza: świeży i nieznany. Potem kupił drewniany dom w Rzepniku, w gminie Wojaszówka. Zbliżenie do nieba Gdy miał sześć lat, ojciec zaprowadził go do mieszkania prezesa krośnieńskiego oddziału Towarzystwa Miłośników Astronomii, Jana Winiarskiego. Znany wszystkim mieszkańcom miasta, od lat uczył i opiekował się młodzieżą, nigdy przecież jednak przedszkolakami. Zapytał sześciolatka o księżyce Neptuna, bardziej dla żartu niż egzaminu. a usłyszał, że planeta, zaobserwowana przez Gallego, ma dwa księżyce noszące nazwy Tryton i Nereida, chłopiec opowiedział także o księżycach Phobos i Deimos krążących wokół Marsa, swobodnie operował jednostkami astronomicznymi. Wiedza dziecka o wszechświecie zaskoczyła, a nawet wyprawiła w zakłopotanie starego miłośnika astronomii. Mimo iż istniał statutowy zapis mówiący, że do PTMA mogą należeć tylko uczniowie szkół średnich i młodzież starsza, wręczył Łukaszowi Łuczajowi deklarację członka, którą ten własnoręcznie, w jego obecności wypełnił. Zarząd Główny w Krakowie długo zwlekał z podjęciem decyzji w tej bezprecedensowej sprawie, wreszcie 12 stycznia 1980 roku uczeń pierwszej klasy Szkoły Podstawowej nr 1 w Krośnie, Łukasz Łuczaj, został najmłodszym w Polsce członkiem PTMA. Gdy rodzina przeprowadziła się do nowego domu, 5-letni syn dostał oddzielny pokój z maszyną do pisania, globusem, akwarium z rybkami i stosem książek zdobytych
Tagi:
Teresa Ginalska