Buzek i cud nad Wisłą

Buzek i cud nad Wisłą

Prawica próbuje po raz trzeci przekonać Polaków, że szef rządu AWS ma własne zdanie i nie radzi się już Mariana Krzaklewskiego Równia pochyła. Tak w prywatnych rozmowach określają sytuację rządu Jerzego Buzka pracownicy Kancelarii Premiera. Część urzędników z tzw. Buzkowego naboru, ci, co jeszcze dwa miesiące temu paradowali po korytarzach gmachu w warszawskich Alejach Ujazdowskich z wyniosłymi minami i telefonami komórkowymi za pasem, niemal otwarcie dziś mówi, że najwyższy czas rozejrzeć się za jakąś nową posadą. “Ten bajzel potrwa jeszcze najwyżej kilka miesięcy” – przewidują młodzi awuesowcy sprowadzeni do rządu przez pierwszego sekretarza premiera (i zarazem działacza prawicowej młodzieżówki) Krzysztofa Kwiatkowskiego. Stan apatii, z jednej strony, i bezhołowia z drugiej – sprawił, że wolniej krążą po Kancelarii ważne dokumenty, i tylko urzędniczej rutynie “starych” pracowników gmachu – żartują niekiedy znawcy kulis funkcjonowania rządu – zawdzięcza kraj, że wszystko się ciągle nie rozsypuje. Znamienne, że sam Jerzy Buzek zdaje się myśleć zupełnie inaczej. Uważni obserwatorzy zachowań polskiego premiera zwrócili uwagę na demonstrowaną w telewizji podczas koalicyjnego kryzysu AWS-UW “stanowczość” szefa rządu i podkreślanie przez niego “odpowiedzialności za Polskę”. Po wyjściu ministrów Unii Wolności z rządu doszły do tego kolejne gesty mające utwierdzać opinię publiczną w przekonaniu, że Jerzy Buzek (wreszcie) panuje nad sytuacją. Najwięcej medialnego szumu wywołała – zadziwiająco szybka, jak na tego premiera, pisano – decyzja o nominacjach dla nowych szefów resortu sprawiedliwości, transportu i na stanowisko wicepremiera. Część mniej doświadczonych dziennikarzy uwierzyła nawet, że Jerzy Buzek samodzielnie nominował nowych ministrów, ponieważ – jak podawali podekscytowani radiowi reporterzy – czołowi działacze AWS w Sejmie zapewniali ich, że “nic wcześniej nie wiedzieli”. Przy tej okazji cyniczni parlamentarzyści ukuli od razu anegdotę, jak to wiceszef Akcji, Jerzy Rybicki, wmawia łatwowiernej dziennikarce, że on osobiście dopiero od niej dowiaduje się, że Jerzy Kropiwnicki zostanie ministrem rozwoju regionalnego, a Lech Kaczyński obejmie resort sprawiedliwości, a potem mruga na boku do znajomego posła i szepcze: “Dobrze, że to miłe dziecko nie zapytało mnie o Mariana (Krzaklewskiego – przyp. PS), bo ja już dalej nie mogę kłamać”. Naiwna wiara części sprawozdawców sejmowych to oczywiście jedno, a drugie to poważny zamysł, jaki narodził się w elitach polskiej prawicy, by w nowych warunkach politycznych wypromować teraz premiera Jerzego Buzka, jako szefa rządu mniejszościowego, na człowieka, który wreszcie ma własne zdanie. Wychodząc z ostatniego kryzysu bez unijnego partnera w rządzie, część działaczy Akcji uznała, że może to być “nowy początek” w procesie odwojowywania społecznego poparcia. Gdyby – kalkulują politycy prawicy – udało się przekonać zwyczajnych ludzi, że za złe notowania władzy odpowiedzialny był Leszek Balcerowicz, który “blokował premiera”, sytuacja AWS za kilka miesięcy byłaby bardziej optymistyczna. Być może udałoby się wtedy uniknąć druzgocącej klęski w wyborach w 2001 roku, jaką na razie przepowiadają prawicy wszystkie ośrodki badania opinii publicznej. Szczególne znaczenie w takiej strategii może mieć właśnie wizerunek Jerzego Buzka. Uwikłany w beznadziejną walkę z Aleksandrem Kwaśniewskim faktyczny lider AWS, czyli Marian Krzaklewski, martwi się raczej, żeby nie stracić resztek społecznego poparcia, niż liczy polityczne zyski z kampanii 2000. Na tym tle “lojalny aż do bólu wobec Mariana”, jak mówi się w Akcji, premier może powoli ciułać polityczne punkty dla swojego obozu. “Jeśli Buzkowi uda się przekonać Polaków, że w rządzie mniejszościowym wziął wreszcie sprawy we własne ręce, obecne oceny premiera mówiące o zaufaniu ledwie 20% wyborców ulegną zmianie” – twierdzi jeden z posłów AWS. Podobno takie nadzieje podsycają niektórzy zaprzyjaźnieni z prawicą specjaliści od public relations, przekonując, że generalnie ludzie “chcieliby lubić Jerzego Buzka”, bo “dobrze się prezentuje na ekranach TV i elegancko wysławia”, ale nie mogą, bo rządzi gorzej niż jakikolwiek jego poprzednik od 1989 roku. Mówią o tym wyniki kolejnych badań socjologicznych, w których respondenci dostają zadanie, by wskazać najbardziej rzucające się w oczy cechy premiera. Przez kolejne lata wynik się praktycznie nie zmienia. Ludzie powtarzają niemal

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 25/2000

Kategorie: Kraj