To były planowane mordy

To były planowane mordy

Monika Śladewska odpowiada Grzegorzowi Motyce z IPN na jego oceny działań UPA Pana publikacje nie tylko wywołują dyskusje, ale również protesty. Wielu kresowian po przeczytaniu Pana tekstów pyta, kto to jest Motyka i czyje interesy reprezentuje w IPN. Listy dotyczące Pana działalności publicystycznej są zamieszczane w historycznym czasopiśmie „Na rubieży”, zapewne je Pan czyta. Mimo że od dawna funkcjonuje termin „motykowanie historii”, dotąd pozostają bez odpowiedzi. Na mój tekst zamieszczony w 34. numerze „Przeglądu” zareagował Pan gwałtownie i w tym miejscu muszę podziękować Redaktorowi Naczelnemu „Przeglądu” za udostępnienie łamów tygodnika o zasięgu ogólnokrajowym, problem bowiem dotyczy poważnej zaszłości. W 36. numerze „Przeglądu” z przykrością przeczytałam, że mijam się z prawdą, przypisując Panu pogląd za pomocą zmanipulowanego cytatu, iż prowokacje sowieckiej partyzantki dały „początek napadom na polskie miejscowości”. Otóż mam przed sobą „Zeszyt Historyczny” nr 138/Instytut Literacki, Paryż 2001/ tom 517, s. 205. Grzegorz Motyka pisze: „W opracowaniu Siemaszków brakuje też szerszego tła […], niewiele jest w książce informacji o licznych sowieckich oddziałach partyzanckich, które próbowały narzucić miejscowej ludności totalną wojnę partyzancką, są podstawy, aby przypuszczać, iż właśnie prowokacja sowieckiej partyzantki doprowadziła do dezercji ukraińskiej policji do UPA, dało to początek napadom na polskie miejscowości”. Są to Pana słowa i z gruntu fałszywe domniemania, więc kto manipuluje? W moim artykule „Polityka nie zastąpi pamięci” podkreśliłam, iż sam fakt wysunięcia takiej tezy wskazuje na braki w edukacji historycznej. Do tego dodam, że historyk domniemywać nie powinien, naukowiec musi wiedzieć, że nauka polega na obiektywnym badaniu, a jeśli jest się pracownikiem IPN, nie może być w niej miejsca na własne poglądy, chyba że kierownictwo instytutu je podziela. Dokumenty autorstwa OUN, radzieckie i niemieckie jednoznacznie wskazują inspiratorów i realizatorów mordów planowych, doktrynalnych i okrutnych. Pisze Pan dalej, że ucieczka policji ukraińskiej nie miała nic wspólnego z planami likwidacji polskiej ludności, przygotowanymi przez OUN-B i UPA. Otóż miała, Panie doktorze. Ta policja ideologicznie podlegała OUN-B i skutecznie pomagała Niemcom już w 1942 r. w likwidacji nie tylko Obórek czy Jezierców. Na skutek donosów napadała na gospodarstwa Polaków, których właściciele należeli do przedwojennych organizacji wojskowych, i tak w dniu 18 marca 1943 r. do gospodarstwa mojej ciotecznej siostry w Chobucie przyjechali Niemcy z policją ukraińską, polecili kopać dół, jej mąż mimo zranienia zdołał uciec, natomiast kuzynkę, spodziewającą się dziecka, ukraińscy policjanci wgonili w druty i pocięli bagnetami. W dole zostało pięć osób, dwóch mężczyzn zbiegło. Wówczas z rąk niemieckiej żandarmerii i ukraińskich policjantów w sąsiednich wsiach zginęło 80 osób. Te fakty są dobrze opisane, tylko Pana uczciwość intelektualna nie pozwala o nich wspominać. I o tym, że owa policja uciekła w lasy z bronią i całym ekwipunkiem – miała czym mordować bezbronnych Polaków. Napisał Pan: „Nieprawdą jest również, abym nie uważał zbrodni na Wołyniu za ludobójstwo”. Śledzę Pana teksty i dotąd nie przeczytałam, że OUN-UPA odpowiada za zbrodnie ludobójstwa popełnione na kresowej ludności polskiej, i nie tylko, także ukraińskiej, oraz za pomoc Niemcom w likwidacji Żydów. W „Rzeczpospolitej” (12, 24-25.05.2003) pisze Pan: „Trudno zgodzić się z tak kategorycznym podejściem. „Ludobójstwo” jest terminem prawnym sprowadzającym wszystko, co wówczas wydarzyło się na Wołyniu, do problemu odpowiedzialności prawnej”. Powyższe daje wiele do myślenia i dlatego pewna grupa historyków stoi na stanowisku nieobciążania struktur OUN-UPA zbrodnią ludobójstwa, dla Pana i dla nich terminologia jest sprawą niezwykle ważną. W tej samej gazecie publicznie podzielił Pan polskich historyków na dwie grupy – umownie nazwał liberałami oraz konserwatystami. Przynależni do pierwszej grupy – według Pana – używają terminów konflikt, akcja antypolska, traktują równoważnie wszystkie wymienione przyczyny rzezi na Wołyniu, potępiają metody działania UPA, lecz wstrzymują się z osądem całej formacji. Drudzy (rozumiem konserwatyści) za jedyne dopuszczalne terminy uważają ludobójstwo lub akcję ludobójczą, potępiają UPA jako formację zbrojną. W cytowanym tekście zaliczył się Pan do liberałów. Dyskusja lub polemika z tymi historykami jest bezprzedmiotowa. Rzetelnych badaczy, którzy mają odwagę tę prawdę przekazać, atakuje Pan personalnie, przykładowo prof. Ryszarda Szawłowskiego za wstęp do pracy Siemaszków, dr. hab. Wiktora Poliszczuka za „Gorzką

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 39/2006

Kategorie: Historia, Polemika