Aktualne

Powrót na stronę główną
Aktualne

Wigilia pierwszy raz dniem wolnym od pracy

Już od tego roku, Wigilia jest dniem wolnym od pracy. To długo wyczekiwana zmiana, która ułatwi życie milionom pracowników w całej Polsce. Do tej pory dla wielu z nas Wigilia była dniem pracy i to pracy podwójnej. Jedno to praca zawodowa,

Aktualne Od czytelników

Listy od czytelników nr 50/2025

Prywatyzacja edukacji w natarciu

Ciekawa jestem poziomu nauczania w domach. I co z identyfikowaniem się takich dzieci z rówieśnikami? Co z socjalizacją społeczną? Mam mieszane uczucia.
Małgorzata Markiewicz

Zamiast brać przykład z najlepszych, np. z Finlandii, staczamy się po równi pochyłej. Znakomicie potwierdza to felieton prof. Widackiego o nieukach, nie wiadomo po co marnujących czas i pieniądze (swoje – pal diabli, ale dlaczego publiczne?) na różnych „uczelniach”.
Janusz Mikołaj Kowalski

Stronnictwo długiego trwania

Waldemar Pawlak jest bardzo sprytnym politykiem, który nie o jedną, ale o dwie głowy przerasta większość obecnej sceny politycznej w Polsce. Generalnie ta nasza scena polityczna to tragedia. Intelektualne miernoty, od prawa do lewa. Pawlaka zdecydowanie zaliczam do pierwszej ligi, a nawet do politycznej ekstraklasy.
Damian Paweł Strączyk

Jeśli dobrze pamiętam, to PSL rzadko widzi wrogów, z tym zastrzeżeniem, że widzi ich chyba wyłącznie w koalicjach rządzących, które współtworzy. Czy koalicjant jest z prawa, czy z lewa, czy z centrum, wydaje się najmniej istotne. Ważne, żeby był.
Michał Błaszczak

Czy naprawdę musimy wycierać ręce świeżo ściętym drzewem?

Brzmi jak żart, ale to rzeczywistość, którą od lat akceptujemy. Na polskim rynku trwa ciche, ale poważne zjawisko: zdecydowana większość dostępnego na rynku papieru toaletowego i ręczników papierowych powstaje wyłącznie z celulozy, czyli z bezpośredniej wycinki lasów.

Produkty zawierające makulaturę są marginesem, a często nie ma ich w ogóle na sklepowych półkach. (…) Na tym tle jeszcze bardziej rażący jest fakt, że produkty z czystej celulozy – powstające w całości z wycinki lasu – są oznaczane jako „eco”, mimo że ich główny surowiec nie ma nic wspólnego z ekologią. To manipulacja konsumentem i przykład greenwashingu w najczystszej postaci. (…)

W dobie elektryfikacji, gospodarki obiegu zamkniętego i presji na ograniczenie emisji dwutlenku węgla fakt, że tak podstawowy produkt powstaje niemal wyłącznie z dziewiczego drewna, brzmi jak ponury żart. Tym bardziej że makulatura jest dostępna, tańsza, a technologia pozwala na jej bezpieczne wykorzystanie. To skandal. Skandal, że w 2025 r. jednorazowy produkt kupowany codziennie przez miliony ludzi powstaje w sposób sprzeczny z zasadami zrównoważonego rozwoju. Skandal, że konsument nie ma dostępu do podstawowej informacji o składzie produktu i źródle surowca (…). Skandal, że branża może bezkarnie naklejać zielone liście na opakowania, choć w środku znajduje się produkt pochodzący wyłącznie z wycinki lasów. (…)
Las Wycinany

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Notes dyplomatyczny

Kandydat, który się podoba

Wypomniał nam jeden z czytelników, że piszemy o prof. Janie Stanisławie Ciechanowskim, który jest spoza MSZ i jedzie na stanowisko ambasadora, a pomijamy zawodowych dyplomatów.

OK, napiszmy więc o zawodowcach. Na tej samej komisji, na której prezentowana była osoba prof. Ciechanowskiego, przedstawiany był Marcin Kubiak, kandydat na ambasadora w Kenii. To rzeczywiście zawodowy dyplomata, choć wykształcenie ma nietypowe jak na MSZ, jest bowiem lekarzem, skończył Akademię Medyczną w Warszawie i przez rok pracował w szpitalu. To było dawno, jeszcze w pierwszej połowie lat 90. Potem rozpoczął studia w KSAP, no i jako ksaper trafił do dyplomacji. Tu znalazł sobie miejsce – jako specjalista od Afryki. I zapewniło mu to ciekawą karierę.

Zaczynał w ambasadzie w Nairobi. Potem wrócił do centrali, następnie został wysłany jako ambasador do Zimbabwe, później był ambasadorem w RPA. Wrócił do kraju, był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego. A w lipcu 2015 r. uzyskał nominację na ambasadora w Malezji.

I to jest rzecz interesująca – ponieważ PiS pamiętało mu ministrowanie w rządzie Ewy Kopacz, Witold Waszczykowski z Kuala Lumpur go odwołał, zdecydowanie przed terminem. Ewidentnie chodziło o to, by mu pokazać, że jest w niełasce, po jego powrocie do Warszawy bowiem placówka w Malezji przez wiele miesięcy pozostawała nieobsadzona. I wreszcie wysłano na nią ściągniętego z emerytury 68-letniego Krzysztofa Dębnickiego, byłego ambasadora w Mongolii i Pakistanie, a przede wszystkim orientalistę i dziennikarza.

Co ciekawe w tej sytuacji,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Przebłyski

Karol Modzelewski – Bielany pamiętają

Karol Modzelewski powrócił do Warszawy z Wrocławia w roku 1995. Zwolnił się etat mediewisty na Uniwersytecie Warszawskim, mógł więc wrócić na swój uniwersytet. Wrócił, zamieszkał na Bielanach, w bloku robotników z Huty Warszawa.

Bielany pamiętają swojego profesora. Burmistrz dzielnicy Grzegorz Pietruczuk wystarał się o mural autorstwa Wilhelma Sasnala, wymalowany na jednym z bielańskich bloków, oraz tablicę pamiątkową umieszczoną przed domem, w którym Modzelewski mieszkał. Ostatnio zaś, razem z Instytutem Narutowicza, zorganizował okolicznościową sesję z okazji 88. rocznicy urodzin profesora.

Mogliśmy go wspominać. Wielką postać polskiej lewicy.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Przebłyski

Bańka w chińskim basenie

Czy Witold Bańka, prezes WADA, polegnie na Chińczykach? A wyrok wykona Travis T. Tygart, szef USADA, amerykańskiej agencji antydopingowej? Domaga się on audytu w Światowej Agencji Antydopingowej. Zarzuca Bańce zamiecenie pod dywan dopingu, czyli 23 pozytywnych wyników testów u chińskich pływaków w czasie pandemii. Nie zbadano im próbek B. Nikogo nie zawieszono. Nikogo nawet nie przesłuchano. Urzędnicy WADA są objęci dochodzeniem amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości. Także Bańka. Zarzuca się mu, że w sprawie dopingu chińskich pływaków blisko współpracował z wiceprezes z Chin Yang Yang.

Coś ukrywają. Boją się publicznej konfrontacji i odpowiedzi na zarzuty Amerykanów. Może Bańka przypomni sobie słowa Ziobry, kiedyś partyjnego kolegi, że niewinni nie mają czego się bać.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Dlaczego Polacy dają się tak łatwo nabierać na przedświąteczne oferty?

Prof. Andrzej Falkowski,
psycholog biznesu, Uniwersytet SWPS

Nie tylko Polacy. Podatność na przedświąteczne zakupy dotyczy ludzi w wielu krajach, bo wszyscy mamy podobny system poznawczy. Wbrew założeniu pytania nie każdy „daje się nabierać”, ale większość rzeczywiście kupuje więcej i drożej. Wynika to m.in. z długich, ciemnych jesienno-zimowych wieczorów, gdy brakuje nam bodźców i szukamy stymulacji. Często właśnie w centrach handlowych. Drugi czynnik to bodźce świąteczne: kolędy, choinki, zapachy, które uruchamiają pamięć autobiograficzną i wywołują pozytywne emocje. One przesłaniają analizowanie ceny i wzmacniają zakupy impulsywne. Nie zawsze jest to „nabieranie”, choć sprzedawcy często podnoszą wtedy ceny.

Dr hab. Katarzyna Sekścińska,
ekonomistka i psycholożka, Katedra Psychologii Biznesu i Innowacji Społecznych, UW

Okres świąteczny działa na nas wyjątkowo: kojarzy się rodzinnie i pozytywnie, dzięki czemu łatwiej zapominamy o kosztach. Świąteczny nastrój osłabia naszą czujność i refleksję na temat tego, czy sensowne jest wydawanie pieniędzy. Twierdzimy też, że „pod choinką coś musi być”, więc kupujemy, by dopełnić społecznego obowiązku. Jesteśmy bombardowani ofertami od wczesnej jesieni, np. akcjami typu Black Friday i Cyber Monday, a przez to kupujemy więcej rzeczy, często niepotrzebnych. Prowadzi to do zmęczenia, paraliżu decyzyjnego i kupowania czegokolwiek, by mieć to za sobą. Niestety, dzisiejszy świat sprawia, że bardziej niż kiedykolwiek dotąd nauczyliśmy się okazywać miłość przez prezenty. I to materialne. Wydaje nam się, że ich jakość świadczy o uczuciach. Chcemy stworzyć idealny klimat świąt, dlatego łatwo ulegamy pokusie kolejnych zakupów.

Dr Mateusz Polak,
psycholog, UJ

Przede wszystkim koniec roku został zmieniony w „święto konsumpcji” – tradycja ustępuje kupowaniu prezentów i wystawnego jedzenia, co wywołuje szaleństwo zakupowe. Presja czasu powoduje z kolei, że decyzje podejmujemy w sposób nieprzemyślany, co zwiększa naszą podatność na zabiegi marketingowe. Sprzedawcy odwołują się przy tym do naszych bardzo podstawowych potrzeb, których realizacja jest niezmiernie przyjemna. Widząc produkt na promocji, czujemy, że łapiemy okazję, jesteśmy jak prehistoryczny łowca, który upolował coś wielkiego. Reklamy pokazują nam idealny świąteczny czas w rodzinnym gronie, jeżeli tylko kupimy dany produkt. Próbuje się też pokazywać nam, że zakup będzie świadczył o naszym bogactwie i sukcesie, łechcząc samoocenę. Często kupujemy więc produkt nie dla produktu jako takiego, lecz dla pięknych scenariuszy w naszej głowie.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Przebłyski

Piesiewicz, księża i kryptowaluty

Rozpaczliwie ratujący się przed dymisją i utratą milionowych dochodów (jeszcze) prezes PKOl Radosław Piesiewicz szuka tego ratunku… w niebie. Na zimową olimpiadę we Włoszech zaprosił trzech kapelanów. Piesiewicz najlepiej wie, w jakim stanie jest organizacja, którą, na nieszczęście polskiego sportu, kieruje. Trudno liczyć na medale. Pozostaje modlitwa o cud. Ratowanie posady jest dla Piesiewicza bezcenne. Przecież i tak zapłacą podatnicy.

A w samym PKOl? Otwarta wojna. Prezes wypowiedział ją wiceprezesom. Listy, by zrezygnowali, wysłał do prezesa żeglarzy Tomasza Chamery, Adama Korola i szefa sportu w Polsacie Mariana Kmity.

Kmita odpisał mu m.in. tak: „Okres Twojej prezesury to spór, kłótnie i niepokoje”, „Donosisz i pomawiasz publicznie Telewizję Polsat”. Nad Piesiewiczem wisi także inny topór – umowa sponsorska z Zondacrypto, giełdą kryptowalut. Firmą, której jeden szef zaginął, a drugi unika wizyt w Polsce.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne

Koniec z „umowami śmieciowymi” zamiast etatu. Państwowa Inspekcja Pracy (PIP) z nowymi uprawnieniami

Prawo to prawo – musi być i będzie egzekwowane. Rząd kończy prace nad ustawą wzmacniającą Państwową Inspekcję Pracy. Celem reformy jest skuteczniejsze egzekwowanie przepisów Kodeksu pracy, walka z patologicznym samozatrudnieniem i przywrócenie uczciwych zasad na rynku pracy.

Państwowa Inspekcja Pracy została powołana po to, by stać na straży ochrony praw pracowników. Reforma PIP, wpisana do Krajowego Planu Odbudowy (KPO), daje tej instytucji realne narzędzia, by była skuteczna i sprawcza w walce z patologiami rynku pracy.

Reforma nie zmienia Kodeksu pracy, ale sprawi, że jego przepisy będą wreszcie skutecznie egzekwowane. Celem reformy PIP jest uszczelnienie systemu zatrudnienia i przeciwdziałanie fałszywemu samozatrudnieniu oraz zastępowaniu etatów umowami cywilnoprawnymi.

Nowe przepisy wprowadzą mechanizm administracyjnego stwierdzania istnienia stosunku pracy – w sytuacji, gdy zawarto umowę cywilnoprawną, a praca faktycznie spełnia przesłanki zatrudnienia pracowniczego. Strony będą miały zapewnioną pełną ścieżkę odwoławczą: od decyzji inspektora do Głównego Inspektora Pracy, a następnie do sądu pracy.

Reforma PIP zakłada również:

  • wprowadzenie zdalnych kontroli oraz elektronicznej dokumentacji kontrolnej;
  • wymianę informacji między PIP, Zakładem Ubezpieczeń Społecznych i Krajową Administracją Skarbową, co usprawni analizę ryzyka i typowanie podmiotów do kontroli;
  • opracowywanie przez Głównego Inspektora Pracy rocznych i wieloletnich programów kontroli opartych na analizie ryzyka;
  • zaostrzenie kar grzywny za wykroczenia przeciwko prawom pracownika – tak, by odstraszać od łamania przepisów i chronić uczciwych przedsiębiorców.

 

Uszczelnienie systemu i korzyści dla budżetu państwa

Tak jak od lat konsekwentnie walczymy z luką VAT, tak samo powinniśmy walczyć z luką śmieciową, czyli fikcyjnym samozatrudnieniem i nielegalnym obchodzeniem prawa pracy. Obie luki mają podobne skutki: miliardowe straty dla budżetu i ogromne koszty społeczne.

Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że obowiązkowe przekształcanie fałszywego i niezgodnego z prawem samozatrudnienia w etaty przyniosłoby budżetowi państwa około 212 milionów złotych rocznie za każde 10% takich przekształceń. To niebagatelna kwota.

Reforma PIP nie tylko zwiększy bezpieczeństwo pracowników, ale też zmniejszy dziurę budżetową, ograniczając skalę strat wynikających z nielegalnych form zatrudnienia.  Słusznie zyskane środki mogą zasilić np. ochronę zdrowia, czy edukacje.

 

Społeczne poparcie dla zmian

Reforma PIP ma szerokie poparcie społeczne. Z badania CBOS przeprowadzonego na zlecenie Dziennika Gazety Prawnej wynika, że 59,7% Polaków popiera przyznanie Inspekcji Pracy kompetencji do przekształcania umów cywilnoprawnych w etaty. Przeciwnych jest 27,8%, a 12,4% nie ma zdania.

To poparcie pokazuje, że większość obywateli oczekuje państwa, które nie przymyka oka na łamanie prawa pracy. Reforma nie wprowadza nowych obowiązków dla przedsiębiorców – wymaga jedynie przestrzegania już obowiązujących przepisów.

Warto przypomnieć, że reforma nie zmienia Kodeksu pracy – jedynie uszczelnia jego egzekucję. Sprzeciw wobec tych zmian to de facto przyzwolenie na łamanie obowiązującego prawa. Projekt jest elementem Krajowego Planu Odbudowy – realizacją kamieni milowych A71G i A72G, które zobowiązują Polskę do wzmocnienia ochrony pracowników i uszczelnienia systemu egzekwowania prawa pracy. Ustawa ma wejść w życie 1 stycznia 2026 roku. Jej brak w tym terminie oznaczałby dla Polski ryzyko kar finansowych, które ostatecznie zapłaciliby wszyscy – zarówno pracownicy, jak i przedsiębiorcy.

 

Pracodawcy nie mają się czego obawiać

Państwowa Inspekcja Pracy już dziś może wydawać polecenia zatrudnienia na umowie o pracę, wszczynać postępowania wykroczeniowe i kierować sprawy do sądu pracy. Reforma jedynie usprawni i przyspieszy te procesy.

Pracodawcy, którzy budowali konkurencyjność na omijaniu przepisów, będą musieli dostosować się do zasad obowiązujących wszystkich. Koniec z konkurencją opartą na łamaniu prawa – uczciwi przedsiębiorcy nie mają się czego obawiać. Zyskają ci, którzy przestrzegają zasad. Stracą ci, którzy budowali przewagę na nieuczciwości.

 

– Wzmacniamy Państwową Inspekcję Pracy, by skutecznie walczyć o uczciwy rynek pracy. Prawo to prawo – i będzie egzekwowane – podkreśla ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.

Na rynku pracy wszyscy muszą grać fair. Wzmocniona Inspekcja Pracy ma być gwarantem, że to prawo przestanie być fikcją.

 

Bezpieczna praca – stabilne życie

Umowa o pracę to nie tylko formalność – to gwarancja bezpieczeństwa, stabilności dochodów i dostępu do świadczeń społecznych. Daje prawo do urlopu, składki na ubezpieczenia zdrowotne, emerytalne i rentowe, a także ochronę związaną z rodzicielstwem.

Reforma PIP oznacza większe bezpieczeństwo rodzin, stabilniejsze dochody gospodarstw domowych i ograniczenie zjawiska ubóstwa pracujących. Państwo nie może dłużej akceptować sytuacji, w której młodzi ludzie słyszą: „B2B, zlecenie albo do widzenia”. Swoboda zawierania umów nie oznacza dowolności w obchodzeniu prawa pracy.

Jak w ruchu drogowym – można wybrać, czy prowadzi się auto, motocykl czy ciężarówkę, ale trzeba mieć prawo jazdy odpowiedniej kategorii. Tak samo: jeśli istnieje stosunek pracy, musi być umowa o pracę.

 

Reforma PIP – krok w stronę dojrzałej gospodarki

Wzmocnienie Państwowej Inspekcji Pracy to nie tylko ochrona pracowników, lecz także inwestycja w nowoczesną, odpowiedzialną gospodarkę, w której prawo jest realnie egzekwowane, a nie tylko zapisane na papierze.

Aktualne Przebłyski

Ojciec Chaberek – nowy Darwin

Jak pod ręką nie ma aresztantów, to uczelnie muszą szukać innych pomysłów. Często tak kompletnie od czapy jak propozycja Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Już sama nazwa konwersatorium, „Wiara i Rozum”, zapowiada, że musi być gorąco. A jak jeszcze zaprosi się dominikanina dr. hab. Michała Chaberka, odlot gwarantowany. To gość, który obala teorię Darwina. I ewolucję, bo „ewolucja nie myśli. Nie działa ze względu na cel. Zatem nie stanowi dostatecznej przyczyny powstania nowego gatunku”. I tak przez godzinę z hakiem. A swoją drogą, jak się słucha ojca Chaberka, to można zwątpić w ewolucję. W naukę na UAM też.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Przebłyski

Przepisali Biblię w areszcie

Do tej uczelni pomysł przepisywania Biblii pasuje jak ulał. Bo i gdzie to zrobić, jak nie na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim? A precyzyjniej – w Areszcie Śledczym w Lublinie. Studenci KUL mieli okazję do kontaktu z aresztem. A 80 aresztantów, pewnie dość dla siebie niespodziewanie, zajęło się pracami ręcznymi. Czyli przepisywaniem Biblii i ozdobnymi malunkami. Zajęło im to trzy miesiące. Sukcesem aresztantów pochwalił się oczywiście rektor KUL. Ks. prof. Mirosław Kalinowski docenił dzieło, które po raz pierwszy zostało użyte podczas mszy inaugurującej rok akademicki 2025/2026 w Centrum Studiów KUL dla osadzonych. Może w przyszłości Wydział Prawa na KUL zaproponuje aresztantom przepisanie Kodeksu karnego?

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.