Kraj

Powrót na stronę główną
Kraj

Jak przeżyć w szpitalu?

Brud, niesprawna aparatura zagrażająca życiu – oto obraz pokazany z raportu Państwowej Inspekcji Pracy W pewnym szpitalu (proszono o anonimowość, bo komedia mieszała się z tragedią) stół operacyjny zawalił się w czasie operacji. Znieczulony chory pozostał w błogim stanie – niestety, metalowa konstrukcja połamała nogi chirurgom. Inne przykłady pochodzące z kontroli Państwowej Inspekcji Pracy przeprowadzonej w 37 szpitalach są już jawne. W Limanowej protetykę stomatologiczną przerobiono na dzienny oddział psychiatryczny. Niestety, zapomniano, że przyjdą tu specyficzni pacjenci. Okna nie zostały oszklone szkłem hartowanym. Szpital kliniczny w Lublinie był remontowany w 1997. Niestety, zapomniano o klimatyzacji i wentylacji w salach porodowych, a sala operacyjna miała całe 15 m kw. Pacjentom i pracownikom warszawskiego szpitala na Bródnie grozi zmurszała elewacja jednego z budynków. W Kowarach lada moment może runąć komin. To już fachowo nazywa się katastrofą budowlaną. Podobnie jest w Bydgoszczy. Jeden z budynków szpitala zakaźnego może być używany tylko do maja 2002 r. W co drugim szpitalu można wpaść w dziurę (w najlepszym wypadku) lub wlecieć w tunel kotłowni, co jest wersją najgorszą. Wpadki mają także szacowne instytucje. Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi nie oznakowało w aptece materiałów łatwopalnych,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Jak powstrzymać Kaczmarka

Debata nad wnioskiem o odwołanie ministra skarbu miała swoje drugie dno To wszystko rozgrywa się w tym samym czasie. Minister skarbu, Wiesław Kaczmarek, krok po kroku wymienia zarządy spółek skarbu państwa. Jednocześnie prokuratura coraz śmielej wysuwa oskarżenia wobec byłych szefów państwowych spółek. Z kolei opozycja, ta jej część, która wywodzi się z dawnej koalicji, z AWS i Unii Wolności, wysuwa wniosek o wotum nieufności wobec Kaczmarka. Związek między tymi sprawami narzuca się sam. Zacznijmy od zarzutów prokuratury. Są one poważne, dobrze udokumentowane i dotyczą w zasadzie jednego – dziwnych, niekorzystnych kontraktów, które podpisywali prezesi oraz transferów finansowych. Spółki, mimo iż same miały kłopoty finansowe, były nadzwyczaj hojne dla prawicowych partii i przedsięwzięć przez nie firmowanych. Tam kierowane były państwowe pieniądze. Przekręty wychodzą na światło dzienne w tempie mniej więcej takim, w jakim dawne zarządy tracą kontrolę nad dokumentami swoich firm. W ostatnich dniach prokuratura oskarżyła byłego prezesa i jego zastępcę w KGHM Polska Miedź, byłego rzecznika ministra spraw wewnętrznych, którego firma wyprowadzała pieniądze z państwowej spółki PZU-Życie (jej były szef, Grzegorz Wieczerzak, od miesięcy jest w areszcie), byłego szefa PZU. Coraz energicznej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

W odpowiedzi ofiarom III Rzeszy

Po wywiadzie z prof. Jerzym Sułkiem, przewodniczącym Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie („Przegląd” nr 1 br.), otrzymaliśmy wiele telefonów i listów od osób zainteresowanych wypłatą świadczeń. – Najwięcej wątpliwości dotyczyło wysokości dopłat. Powinny je rozproszyć zamieszczone obok tabele. -Nasi czytelnicy pytali też, do kiedy można składać wnioski o świadczenia z fundacji. Ostateczny termin minął 31 grudnia ub. roku. Teraz, do końca marca, można już tylko uzupełniać „wnioski nieformalne”, czyli sformułowane na niewłaściwym formularzu, z brakującą dokumentacją itd. Dowodami mogą być dokumenty i zaświadczenia wydane przez: – Główną (lub Okręgową) Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – Instytut Pamięci Narodowej, – Międzynarodowe Biuro Poszukiwań Czerwonego Krzyża w Bad Arolsen, – inne agendy międzynarodowego lub Polskiego Czerwonego Krzyża, – państwowe muzea odpowiednich obozów koncentracyjnych, – władze alianckie w czasie wojny i po jej zakończeniu, – zakłady karne na podstawie ksiąg więźniów z okresu okupacji, – władze niemieckie w czasie II wojny światowej, niemieckich pracodawców, którzy korzystali z niewolniczej pracy obywateli polskich, bądź ich prawnych następców, oraz inne instytucje dysponujące dokumentacją dotyczącą robotników przymusowych, – Żydowski Instytut Historyczny, – archiwa państwowe (krajowe

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Nie ma ciszy w monasterze

Polaków w stosunku do Białorusinów cechuje mentalność kolonizatorów – twierdzi białoruski pisarz, Sokrat Janowicz – U nas tylko died i baba, i kuroczka raba – żartują mieszkańcy Ryboł, prawosławnej wsi położonej w pół drogi między Białymstokiem a Bielskiem. Na 202 numery ostał się zaledwie jeden gospodarz, co to ma parę krów, ale i od niego mleczarnia nie chce zabierać mleka. Ośrodek zdrowia zamkną w styczniu. Szkołę, w której ławkach siedzi czterdzieścioro dzieci, pewnie czeka to samo. Ludziska wymierają. Wszystko idzie na zatracenie. Wieś zachwyca pięknem drewnianej architektury. Ażurowe okiennice, ozdobne narożniki na węgłach, fantazyjne wykończenia dachów i bajeczna kolorystyka. Nad niską zabudową góruje biała cerkiew pod wezwaniem Świętych Kosmy i Damiana. W niej cudowna ikona Bogarodzicy Hodegetrii z XVII w. Druga, mniejsza cerkiewka – błękitnozielona – mieści się na cmentarzu na samym krańcu Ryboł. Wokół niej na nagrobkach wschodniobrzmiące nazwiska i sentencje. „Ty uże doma, a ja jeszczio w gostiach”, napisał ktoś na grobie bliskiej sobie osoby. Księdza Grzegorza Sosnę, proboszcza tej prawosławnej parafii, zastaję przy zwykłych, gospodarskich zajęciach. – Pierwszą zasadą Biblii jest: „W pocie czoła będziesz chleb zdobywał”. Tymczasem chleba się nie szanuje, stracił on jakąkolwiek wagę i nieraz zostaje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Lawina nie wybiera ofiar

Dwóch tatrzańskich ratowników zginęło, walcząc o życie turystów, którym zabrakło wyobraźni Zakopane. 2 stycznia 2002 r. W dyżurce centralnej bazy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego siedzą w pełnej gotowości ratownicy w czerwono-czarnych kamizelkach. Na każdej z nich jest emblemat TOPR-u: niebieski krzyż w białym polu, a pod nim gałązki kosodrzewiny. Zoltan, dorodny wilczur, bacznie obserwuje wchodzących. Sekretarka Zuza odbiera telefony, sprzęt „w szafie”, czyli podręcznym magazynie gotowy jest do akcji ratunkowej. Jeśli zajdzie potrzeba, ratownicy natychmiast wyruszą w góry. Tylko czarne wstążki, którymi przewiązano toprowskie flagi, przypominają, że nie wszyscy stawią się na wezwanie. Dwóch spośród nich przed kilkoma dniami odeszło na wieczną wartę. On to kochał Naczelnik Tatrzańskiego Pogotowia Ratunkowego Jan Krzysztof jest zajęty – informuje mnie dyżurujący ratownik – rozmawia z rodzicami zaginionych. – Trzeba w takich sytuacjach mówić prawdę, chociaż bywa to trudne. Ale nawet pogrążeni w rozpaczy rozumieją, że nic więcej nie możemy zrobić – powiedział mi później naczelnik. – Być może dlatego, że ludzie mają do nas zaufanie i wierzą nam. Co nie znaczy, że rodzice nie próbują zrobić wszystkiego, co mogą, już na własną rękę, aby szukać i ratować swoje dzieci. Przerywamy rozmowę, bo na progu dyżurki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Stoi w zaspie lokomotywa

PKP zastosowało stary chwyt – nie informować pasażerów, niech czekają Wiało, duło, sypało już od sylwestra. Ale apokalipsa przyszła w ub. środę, gdy wiele osób wracało z sylwestra, wczasów, od rodzin. W zaspach stanęły zarówno ekspresy, jak i pociągi podmiejskie. Od morza do gór. Pierwszy sygnał: 7 kilometrów od Działdowa utknął w górze śniegu pociąg z setką pasażerów. Kolej jeszcze nie podnosiła alarmu. Przez przypadek informację o tym miała na bieżąco policja – pociągiem jechał do pracy komendant policji z Lidzbarka Welskiego. Wkrótce okazało się, że pociąg z Zakopanego do Olsztyna ma opóźnienie 11 godzin. A potem już na wszystkich peronach i dworcach kolejowych tylko klekotały „stroniczki” na tablicach informacyjnych: Pociąg z…. opóźniony… minut…. godzin… I tak przez całą dobę. W zaspie Jeszcze tragiczniej było na południu Polski. Pospieszny wyjeżdżający z Przemyśla o 17.15 (planowy przyjazd do Szczecina o 7.33 następnego dnia rano) spóźniony był 360 minut. W okolicy Częstochowy dramatyczne chwile przeżyli nie tylko pasażerowie pociągów, ale i kolejarze. O pierwszej w nocy zakopał się w dwumetrowej zaspie na torach pług, wysłany do odśnieżania szlaku linii Chorzów-Siemkowice. Półżywa załoga przez 2,5 godziny czekała na pomoc w 20-stopniowym mrozie. Wreszcie wysłano lokomotywę, by ściągnęła zawalidrogę z torów. Niestety, utknęła 10 kilometrów przed pługiem. Rano przebijała

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Gruba kreska Leszka Millera

„Raport Otwarcia” nie przynosi sensacji. Prezentuje dane nieokraszone komentarzem. I na tym polega jego siła Grzegorz Rydlewski, szef zespołu doradców premiera Millera, prezentując „Raport otwarcia”, podkreślał: „Ten raport nie był pisany z punktu widzenia sędziego śledczego, ale z punktu widzenia analityka”. I dodawał: „Raport jest fotografią przedstawiająca stan polskich spraw jesienią 2001 r.”. Zastrzegając przy tym: „Nie jest to ocena czterech lat rządu Buzka, bo tę dali wyborcy”. W takiej atmosferze przedstawiono długo oczekiwany dokument, będący zapisem tego, co rząd Leszka Millera przejął po poprzednikach. Jeżeli więc ktoś oczekiwał, że zaprezentowane zostaną w nim grzechy i winy ekipy Buzka, afery i przekręty tamtych lat – to pewnie będzie rozczarowany. Ale też raport niesie bardziej ambitne zadania. Tradycja remanentu Jest już tradycją, że każda przychodząca ekipa sporządza bilans otwarcia, a każda odchodząca – bilans zamknięcia. To dobra tradycja, politycy – niczym księgowi – powinni przedstawiać wyborcom stan przejmowanej bądź oddawanej firmy. Jednocześnie stwarza to pokusy, którym politycy przeważnie ulegają – upiększenia własnych dokonań, przyczernienia działań rywali. Tak było z „Raportem zamknięcia” rządu Jerzego Buzka, który – odchodząc – przedstawił wielki, liczący 595

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Dziesięciu partyjnych fachowców

Czy Rada Polityki Pieniężnej gra przeciwko rządowi? Na naszych oczach tworzy się mit Rady Polityki Pieniężnej – ciała niezależnego i mądrego, które chce zniszczyć Leszek Miller, do spółki z PSL-em i Unią Pracy. To jest zły mit. Rada jest ciałem upolitycznionym, tak jak tylko możliwe jest to w Polsce. Jej większość stanowią nominaci AWS-u i Unii Wolności. I do tego skrajni monetaryści. Jest ciałem omylnym – jej prognozy oraz wypowiedzi niektórych jej członków wielokrotnie tego dowodziły. Jest wreszcie ciałem zadufanym i oderwanym od rzeczywistości. Narodziny Dzisiejsza opozycja bardzo chętnie o tym zapomina – obecni członkowie RPP powoływani byli nie na zasadzie parlamentarnego konsensusu, ale tak, że AWS i Unia Wolności wzięły wszystko. Członków Rady wyłaniano (na sześcioletnią kadencję) na przełomie grudnia 1997 r. i stycznia 1998 r. I bynajmniej nie ukrywano, że jest to wybór polityczny. W grudniu 1997 r. „Gazeta Wyborcza” pisała: „Ustawa (o NBP) zakłada, że po trzech przedstawicieli do Rady wytypuje Sejm, Senat i prezydent. (…) Rządząca koalicja postanowiła zgłosić sześciu swoich kandydatów, wyczerpując tym samym pulę przewidzianą dla parlamentu. – Uznaliśmy, że o opozycję zatroszczy się prezydent, zgłaszając swoich kandydatów – powiedział nam wczoraj Jerzy Osiatyński

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Siedmiu liderów co roku

Rozpoczęła się V edycja Nagrody Gospodarczej Prezydenta RP, zwanej Polski Nobel Gospodarczy Rozpoczęła się V Edycja Nagrody Gospodarczej Prezydenta RP. Mimo że przyznawana jest zaledwie od 1998 roku, stała się najbardziej prestiżowym wyróżnieniem za osiągnięcia gospodarcze w Polsce i często nazywana jest Polskim Gospodarczym Noblem. O pozycji tej nagrody decyduje fakt, że przyznawana jest ona osobiście przez głowę państwa. Jej znaczenie ugruntowuje także autorytet członków Kapituły i instytucji zgłaszających kandydatów. Opinia o Polsce ma się poprawiać Nie bez znaczenia w ocenie środowisk gospodarczych jest to, że kandydatury typowane są nie z inicjatywy samych zainteresowanych, ale przez organizacje reprezentujące te środowiska, przez organizatorów najpoważniejszych programów i konkursów gospodarczych. Istotny dla budowania opinii o nagrodzie jest jej honorowy charakter, brak jakichkolwiek obciążeń finansowych, opłat konkursowych itp. Co roku przyznaje się wyróżnienia najlepszych z najlepszych w kilku kategoriach, ale istotny jest cel nadrzędny – prezydent pragnie bowiem w taki obiektywny sposób wyłonić grupę liderów, która zdolna będzie zbudować nie tylko pozycję własnych firm, ale osiągając sukces rynkowy, budować prestiż i uznanie dla całej polskiej gospodarki, spełniać wręcz rolę motoru napędowego. Prezydent Aleksander Kwaśniewski, którego jednym z zadań jest promocja gospodarki i narodowych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Nowy wiek w informatyce

Plougtkowanie pod Giewontem Tytuł artykułu z błędem zwraca uwagę na nazwę ciekawego stowarzyszenia PLOUG, które skupia użytkowników specyficznego oprogramowania komputerowego (Polish Oracle Users Group), systemów Oracle służących w biznesie, nauce i administracji. Jednym z największych atutów rynkowych firmy Oracle jest umiejętność przyciągania ludzi, którzy na co dzień korzystają ze skomplikowanego oprogramowania. Dzięki temu przestają być zwykłymi klientami, a stają się sympatykami a nawet hobbystami wszelkich nowinek informatycznych. Ważnymi wydarzeniami w życiu PLOUG są regularne ogólnopolskie konferencje i warsztaty, na których użytkownicy systemów Oracle poznają się i biorą udział w spotkaniach zawodowo-towarzyskich. Konferencje i warsztaty odbywają się tradycyjnie jesienią w Zakopanem-Kościelisku. Ostatnia, VII już konferencja poświęcona była systemom informatycznym u progu nowego wieku, a zwłaszcza ich wydajności i bezpieczeństwu. Tegoroczny PLOUG zgromadził 350 osób, które w ciągu czterech dni miały aż 80 godzin zajęć teoretycznych i praktycznych. Jak bardzo napięty był program, niech świadczy to, że referaty odbywały się równolegle na dwóch niezależnych sesjach, więc uczestnicy zostali zmuszeni do wyboru najbardziej interesującej tematyki. Równolegle do wykładów odbywały się też zajęcia warsztatowe przy komputerach, służące poznaniu nowych produktów informatycznych, technologii i aplikacji. Nawet w trakcie bardzo interesującej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.