Brazylijska policja militarna w beznadziejnej walce z handlarzami narkotyków miała licencję na zabijanie Członkowie jedynej takiej w cywilizowanym świecie policji noszą na czarnych mundurach tarcze z niezwykłym emblematem: złowrogo uśmiechniętą trupią czaszką. W górną część czerepu wbity jest sztylet, a sama czaszka przedstawiona jest na tle dwóch skrzyżowanych pistoletów. Gdyby taki policjant pojawił się np. na Uniwersytecie Warszawskim, aby „zapewnić tam ład”, studenci pokładaliby się pewnie ze śmiechu. Jednak w Brazylii ten emblemat budzi u jednych dreszcz i nienawiść, u drugich, zwłaszcza u mieszkańców zamożnych osiedli i dzielnic strzeżonych przez prywatną policję, odruch sympatii. Kraj się rozwija, bogatych i korzystających z usług firm ochroniarskich przybywa. Na 600 tys. agentów policji państwowej przypada w Brazylii około 1,8 mln prywatnych policjantów, czyli ochroniarzy. Umundurowani są podobnie – na czarno, prawie zawsze noszą na służbie kamizelki kuloodporne. Dalsze 800 tys. agentów prywatnych policji pracuje nielegalnie, bez licencji. Są chętnie wynajmowani jako tańsi i bardziej bezwzględni, ponieważ rekrutują się często ze środowisk przestępczych. Studentom i profesorom uniwersytetu w gospodarczej i finansowej stolicy Brazylii, ponaddwudziestomilionowym Săo Paulo, było nie do śmiechu, gdy 1 czerwca tego roku nad ranem brazylijskie siły porządkowe, w tym policja militarna, opanowały kampus uniwersytecki, ustawiając samochody patrolowe przed wejściem do każdego budynku. Rektor i władze miejskie wezwały ich w celu przerwania trwającego od tygodni strajku głodowego 5 tys. nienaukowych pracowników uczelni, którzy mieli być zwolnieni z pracy w ramach redukcji kosztów. Operacja miała świetnie przygotowaną oprawę prasową. Czytelnikom wmawiano od wielu dni, że jest to „izolowana akcja grupy wichrzycieli, niemająca poparcia ogółu pracowników”. Reakcją na interwencję caveiroes, trupioczaszkowców – jak nazywa ich brazylijska ulica – było pojawienie się w kampusie kilka godzin później setek profesorów i tysięcy studentów. Milczące początkowo zgromadzenie solidarności ze strajkującymi rosło z godziny na godzinę, aż przekształciło się w wiec. Policja, która interweniując w fawelach, wielkich slamsach otaczających Rio de Janeiro, Săo Paulo i inne miasta brazylijskie, użyłaby siły, tym razem została odwołana z terenu uniwersytetu. Był to wynik interwencji prezydenta Luiza Inacia Luli da Silvy u władz stanu Săo Paulo. On sam, tokarz z zawodu, jeszcze z czasów, gdy był działaczem związkowym, pamiętał wiele takich sytuacji. Próba użycia siły policyjnej wobec pracowników największego brazylijskiego uniwersytetu odbiła się w całej Ameryce Łacińskiej niedobrym echem. Wywołała także gorzkie reminiscencje wśród demokratycznych polityków w kraju i części opinii publicznej. Zaczęto mówić i pisać, że w Brazylii powracają metody stosowane za czasów rządów junt wojskowych w latach 60. i 70, kiedy większość uniwersytetów w całym kraju była permanentnie i fizycznie okupowana przez wojsko i policję. W tej atmosferze rząd Luli i prokuratura odważyły się w lipcu podjąć pierwszą poważniejszą próbę ograniczenia rosnącej roli policji militarnej. Organizacje obrony praw człowieka i najpoważniejsze instytucje międzynarodowe z ONZ na czele od dawna alarmowały w sprawie bezkarności brazylijskiej policji militarnej i formalnie nielegalnych szwadronów śmierci, złożonych z członków rozmaitych obywatelskich „milicji” oraz policjantów po cywilnemu. Wynikiem ich działalności są znajdowane w Rio rano na ulicach miasta zwłoki młodocianych złodziei i handlarzy narkotyków, często jeszcze dzieci. Zwłoki uprząta się z ulic, a śledztwa w takich sprawach są zwykłą formalnością. Śmierć ofiar przypisuje się na ogół „porachunkom między gangami”. Pod koniec lipca tego roku największe brazylijskie dzienniki, „O Jornal do Brasil” i „O Estado de Săo Paulo”, przyniosły niezwykłą wiadomość. Prokuratura Krajowa ogłosiła, że prowadzi śledztwo przeciwko 30 oficerom policji i szeregowym policjantom podejrzanym o przeprowadzanie „nielegalnych egzekucji”. Dochodzenie dotyczy śmierci 20 mieszkańców tzw. niebezpiecznych dzielnic Rio, to znaczy faweli. Wszyscy zostali zastrzeleni w latach 2007 i 2008 z regulaminowej broni używanej przez policję. Tylko w dwóch wypadkach sporządzono formalne akty zgonu. Podejrzani policjanci bronią się, twierdząc, że byli to przestępcy, którzy stawiali opór. Elitarne Bataliony do Specjalnych Operacji Policyjnych, inaczej policja militarna, są szkolone i uzbrojone jak SWAT i używane głównie do ataków na gangi narkotykowe mające bastiony i kryjówki w brazylijskich fawelach. Według
Tagi:
Mirosław Ikonowicz









