Kara śmierci za poronienie

Kara śmierci za poronienie

W USA przeciwnicy aborcji już nie terroryzują kobiet chcących przerwać ciążę. Stosują kruczki prawne Od kiedy płód jest człowiekiem? W Ameryce – gdzie od ponad 30 lat formalnie wolno dokonywać aborcji – pytanie to wywołuje znowu wielkie emocje. Zaledwie kilka dni temu prezydent George W. Bush podpisał ustawę zabraniającą aborcji w zaawansowanej ciąży poprzez uśmiercenie płodu przed jego usunięciem. Nowe prawo niezorientowanym może się wydawać nie tylko humanitarne, ale wręcz naturalne. Żadna późna ciąża nie powinna być przerywana. Ale – jak wskazują działacze ruchów proaborcyjnych w Stanach – pod płaszczykiem humanitaryzmu, kuchennymi drzwiami konserwatywni Republikanie doprowadzili w ten sposób do zakazu takiej aborcji, nawet jeśli dalsze noszenie ciąży grozi matce nienarodzonego dziecka śmiercią lub trwałym kalectwem. Są adwokaci amerykańscy, którzy dodają do tego jeszcze jedna złą – dla zwolenników rozumnej aborcji – informację. Ważnym uzasadnieniem wprowadzenia nowej ustawy George Bush i jej twórcy uczynili prawną kwalifikację (późnego) płodu jako istoty ludzkiej. W ten sposób, ostrzegają amerykańscy liberałowie, coraz szybciej zbliża się perspektywa, że w niedługim czasie każdy płód, od samego poczęcia, uznany zostanie przez sprytnych konserwatywnych ustawodawców za człowieka z pełnymi prawami obywatelskimi. I wielkie osiągnięcie Ameryki, jakim jest od 1973 r. prawo kobiety do decydowania o tym, czy chce bądź nie chce urodzić noszonego we własnym brzuchu dziecka, zostanie zlikwidowane. Obawy takie nie są pozbawione racjonalnych podstaw. W ciągu ostatnich 20 lat USA przeżyły trzy wielkie debaty na temat prawa do aborcji. W latach 80. dwaj konserwatywni prezydenci, Ronald Reagan i George Bush Senior podjęli polityczny wysiłek, by obalić bądź zdezawuować decyzję Sądu Najwyższego USA z 1973 r., który po latach sporów w tej sprawie uznał wówczas jednoznacznie, że aborcja to kwestia prywatnego wyboru kobiety. Wskutek ich działań, niektórych przeprowadzanych w praktyce na pograniczu legalności, doszło m.in. do zakazania przerywania ciąży w szpitalach korzystających z funduszy publicznych oraz ograniczeń w informowaniu pacjentek o możliwości aborcji. Niechętna postawa administracji republikańskiej i aktywne działania ruchów Pro-Life sprawiły także, że w latach 80. w 83% amerykańskich hrabstw w praktyce zaprzestano stosowania w szpitalach aborcji. Tolerowano wówczas nawet takie oczywiste wynaturzenia, jak otaczanie klinik aborcyjnych pikietami i transparentami o treści: „Uwaga! Wkraczasz w strefę działań wojennych. Przebywanie w odległości 300 stóp od (tego) budynku grozi okaleczeniem lub śmiercią”. Ośmioletnia prezydentura Billa Clintona była przeciwieństwem takiego działania. Clinton – który zawsze deklarował się jako zwolennik wolnego wyboru kobiety – zaczął proces powrotu w tej dziedzinie do normalności, doprowadzając m.in. do zaostrzenia kar dla wojujących, łamiących prawo antyaborcjonistów. Jeśli w latach 80., poza wyjątkami zabójstw czy też brutalnych pobić, sprawcy przestępstw popełnianych w walce z aborcją mogli liczyć na szybkie zwolnienie z aresztu, od 1994 r. unikanie wyroku sądowego za podobne czyny stało się w praktyce bardzo trudne. Już sam udział w demonstracji naruszającej spokój szpitala zaczął być karany nawet rokiem pozbawienia wolności lub grzywną w wysokości do 100 tys. dol. Za bardziej drastyczne zachowania można było spędzić wtedy w więzieniu trzy i więcej lat. Na tej podstawie sąd w stanie Oregon przyznał też 107 mln dol. odszkodowania dla grupy ginekologów przerywających ciąże, którym antyaborcjoniści pozakładali strony internetowe, zatytułowane „Teczki Norymberskie”, zapowiadające „drastyczne kary dla morderców”, gdzie wymienione były nazwiska ginekologów, a także ich adresy, numery telefonów i numery rejestracyjne samochodów, wreszcie imiona ich dzieci i współmałżonków. Bill Clinton odmówił też podpisania ustawy o zakazie przerywania późnych ciąż, którą teraz podpisał Bush Junior. Dziś już wyraźnie polityczne wahadło przechyliło się ponownie w stronę przeciwników aborcji. George W. Bush, podobnie jak ojciec, zapowiedział jeszcze w kampanii wyborczej, że ograniczy prawo do przerywania ciąży. Tym razem jednak i amerykański prezydent, i neokonserwatywni przeciwnicy aborcji zrezygnowali z działań nielegalnych czy nawet po prostu działania z otwartą przyłbicą. „Znamienne, że prawa do przerywania wczesnej ciąży nikt w Kongresie USA w sensie prawnym już

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 48/2003

Kategorie: Świat