Konflikt wokół karykatur Mahometa uwypuklił odrębność cywilizacji muzułmańskiej i judeochrześcijańskiej Płonące na Bliskim Wschodzie ambasady, tysiące rozwścieczonych ludzi, rzucane publicznie groźby i ofiary śmiertelne… A wszystko za sprawą karykatur opublikowanych w duńskiej gazecie „Jyllands-Posten”, później przedrukowanych przez wiele europejskich dzienników. „Przestańcie. W niebie nie ma już dziewic! – napomina zamachowców samobójców Mahomet na jednym z feralnych rysunków. Na drugim widzimy Proroka z turbanem, w który włożona jest odpalona bomba. „Te karykatury to bluźnierstwo i atak na islam”, twierdzą przedstawiciele muzułmańskiej diaspory w Europie, a tłumy na arabskich ulicach nie pozostawiają wątpliwości, że nie jest to odosobniony głos. „Te rysunki, to wyraz wolności słowa, jednej z nadrzędnych wartości naszej cywilizacji”, bronią się europejscy wydawcy. Za sprawą publikacji karykatur w „Rzeczpospolitej” na orbicie konfliktu arabsko-europejskiego znaleźli się również Polacy. „Po publikacji prywatnego dziennika w małym kraju europejskim państwa islamskie odwołują swoich ambasadorów i domagają się przeprosin od polityków. Publicznie palone są flagi Danii, a terroryści grożą zamachami i porwaniem obywateli krajów, w których wolne i niezależne od państwa dzienniki, w imię solidarności, opublikowały karykatury. Wolna prasa i wolne państwa nie powinny ulec temu szantażowi. (…) Zdecydowaliśmy się przedrukować te karykatury, bo odrzucamy metody, do których odwołali się islamscy przeciwnicy publikacji. Wolności wypowiedzi trzeba bronić. Także wtedy, kiedy nie zgadzamy się z ich treścią”, deklarował na łamach „Rz” jej naczelny, Grzegorz Gauden. Kilka dni później, po przeprosinach polskiego rządu (współwłaściciela dziennika), również naczelny „Rz”, nieodwołując wcześniejszych argumentów, przeprosił wszystkich, którzy publikacją karykatur poczuli się urażeni. Otwarte pytania Sprawy jednak, jak chciałby tego red. Gauden, nie można uznać za zamkniętą. Nadal bowiem otwarte pozostają pytania o granice wolności słowa oraz o celowość i racjonalność artystycznych prowokacji. Kwestią do dyskusji jest również to, jak Europa (i Polska) – mając wśród swoich obywateli kilkanaście milionów muzułmanów – winna rozmawiać z krajami Bliskiego Wschodu. Czy ma to być język konfrontacji, podkreślający powiązanie światowego terroryzmu z tym regionem, czy też język ugodowy, nastawiony na rozłożone w czasie niwelowanie źródeł konfliktu. I wreszcie wśród specjalistów zajmujących się mediami nadal dyskutowane są powody, dla których „Rz” zdecydowała się włożyć kij w mrowisko. Prof. Mirosław Karwat, politolog i medioznawca, w intencjach „Rz” dopatruje się prowokacji marketingowej. – „Rzeczpospolita” ma ugruntowaną pozycję na rynku, jednak nawet giganci muszą walczyć o swój byt – przekonuje profesor. – Nie wykluczam również, że jedną z motywacji była chęć zademonstrowania naszej nieperyferyjności, tego, że i my bierzemy udział w ważnych, europejskich dyskusjach. – Jakiekolwiek jednak były te powody, sama publikacja jest dowodem lekkomyślności – dodaje prof. Karwat. – Z chwilą gdy zaangażowaliśmy się w Iraku, dołączyliśmy do grona potencjalnych celów islamskich terrorystów. Teraz zaś ostentacyjnie im o sobie przypomnieliśmy. – Darujmy sobie polityczną poprawność i powiedzmy wprost: bazą dla współczesnego terroryzmu są kraje islamskie – mówi Jerzy Dziewulski, dawny poseł, dziś niezależny specjalista ds. zwalczania terroryzmu. – Ale czy taki stan rzeczy upoważnia nas do atakowania samych podstaw islamu? Bo tak właśnie należy odbierać karykatury, wykorzystujące wizerunek Mahometa. Jeśli przyjmujemy strategię bezwzględnej walki z terroryzmem, także w sferze symbolicznej, piętnujmy samych terrorystów. Publikujmy ich karykatury, nazywajmy bandytami; nie czyńmy tego jednak z wykorzystaniem symboliki religijnej. Choćby z powodów pragmatycznych. Przeciwdziałanie terroryzmowi to także pewna forma wyprzedzania – zjawisk, zdarzeń, sytuacji, które mogą wskazywać lub nawet wskazują na to, że zamach może nastąpić. W obliczu napięć w świecie muzułmańskim, gdzie ortodoksyjni wyznawcy usiłują skierować walkę terrorystyczną na tory konfrontacji między religiami, powielenie karykatury Mahometa to poważny błąd. Przecież to woda na ich terrorystyczny młyn… Szanowany, nie kultywowany – Daleki jestem od lekceważenia takich konsekwencji publikacji jak zwiększenie zagrożenia terrorystycznego, jednak z punktu widzenia prawa mamy do czynienia z dość jednoznaczną sytuacją – mówi prawnik, prof. Zbigniew Hołda. – Wolność słowa i wypowiedzi to jedno z zasadniczych praw zawartych w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, w Polsce mające status zasady konstytucyjnej. To prawda, jest to prawo ograniczalne – w naszym kraju
Tagi:
Marcin Ogdowski









