Chcemy żyć

Chcemy żyć

Dramat tysięcy ludzi czekających na przeszczep W Wielką Sobotę, w przeddzień Zmartwychwstania Pańskiego, w szpitalu Akademii Medycznej w Warszawie, zmarł pacjent oczekujący na przeszczepienie narządu. Nie doczekał się. Życie odebrały mu słowa polityków, rzucone dwa miesiące wcześniej w mikrofony i kamery telewizji. Niegodne, agresywne, brutalne i obliczone na poklask u gawiedzi. W lutym br. przy fleszach aparatów fotograficznych i przed kamerami telewizyjnymi na oczach pacjentów ze szpitala MSWiA w Warszawie wyprowadzono w kajdankach do aresztu znanego kardiochirurga. Minister sprawiedliwości na konferencji prasowej wydał wyrok bez sądu. Kilka tygodni później – w marcu – rozległy się głośne oskarżenia wobec krajowego konsultanta ds. hematologii, prof. Wiesława Jędrzejczaka. Tym razem ton nagonce nadał prorządowy „Dziennik”, zarzucając lekarzowi eksperymenty na pacjentach, choć ten zastosował sprawdzoną już w USA metodę leczenia, a specjalny zespół powołany przez ministra zdrowia oczyścił go z zarzutów. Od tamtego czasu Centrum Organizacyjno-Koordynacyjne do spraw Transplantacji Poltransplant w Warszawie odnotowuje w całym kraju spadek wykonywanych przeszczepień narządów. Nie ma dawców. Lekarze wstrzymują się od orzeczeń śmierci mózgu. Chorzy w modlitwach błagają o życie. Czy ktoś pomyślał o skutkach „Chciałabym pogratulować szanownym politykom i dziennikarzom spektakularnych wyroków wydanych przed sprawą sądową oraz tak lekko rzucanych ciężkich słów, sprzedających lepszą czy gorszą informację, dzięki której pogrążają Państwo jedną z dziedzin ratujących nasze życie. Czy ktoś z Państwa pomyślał o skutkach tak prowadzonej sprawy?”, pisze na forum Stowarzyszenia „Życie po przeszczepie” Adriana czekająca na swoje nowe serce. – Wiadomo, że aby dostać serce, trzeba czekać na czyjąś śmierć – zastanawia się zakwalifikowany do przeszczepu w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu Piotr Sikora. – Staram się o tym nie myśleć, ale nagłaśnianie tego w tak obrzydliwy sposób, twierdzenie, że handlowano narządami, powoduje, że ci, którzy czekają na różne przeszczepy, będą czekać jeszcze dłużej. Poznałem pana, który trzy lata temu stracił w wypadku córkę, miała 28 lat. Poproszono go wówczas o zgodę na przeszczep jej organów. Zgodził się. Teraz sam czeka na przeszczep i zastanawia się, jak to wówczas naprawdę z córką było. Po co wywoływać w ludziach takie dylematy? Piotr Sikora dowiedział się o konieczności przeszczepu serca dziesięć lat temu. – To była zwykła grypa, która dla mnie skończyła się tragicznie. Pracowałem jako malarz, do pracy jeździłem na rowerze. Zacząłem mieć napady duszności i szybko się męczyłem. Lekarz skierował mnie na EKG i okazało się, że mam powiększone serce i jego zapalenie. Leżałem najpierw w szpitalu w Tarnowskich Górach, potem w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Stwierdzono, że najlepszy byłby przeszczep. Jednak zabrzańscy kardiolodzy ustabilizowali serce na tyle, że operacja została odsunięta. Ale dostałem całkowity zakaz pracy. Nie mógł się z tym pogodzić. Miał dopiero 39 lat i mnóstwo energii. A tu konieczność renty, której komisja początkowo nie chciała mu przyznać ze względu na wiek. – Rentę muszę odnawiać co dwa lata, dopiero ostatnio przyznano mi na trzy. Przez blisko dziesięć lat Piotr Sikora dobrze funkcjonował. Regularnie brał leki, co miesiąc zgłaszał się na badania kontrolne, prowadził spokojny tryb życia. W ubiegłym roku źle się poczuł. Okazało się, że ma migotanie przedsionków. Przez wiele tygodni próbowano je ustabilizować, ale nie dało się. W takim stanie wypisano go do domu i dodatkowo przyplątało się zapalenie płuc. – Początkowo uznano, że czeka mnie przeszczep płucoserca. Byłem przerażony. Samo serce – pogodziłem się z tym i nawet nie odczuwam strachu. Ale płucoserce to dopiero nowość, porządnie się wystraszyłem. Na szczęście leki zastosowane przez kardiologów z zabrzańskiej kliniki pomogły, płuca wróciły do normy. Ale serce jest już w kiepskim stanie. Pan Piotr czeka cierpliwie. Wychodzi tylko na podwórko i kręci się po domu. Nawet wejście na piętro sprawia mu trudność. Podczas naszej rozmowy zadzwoniono z Zabrza i wezwano go na następny dzień na badania. Po odłożeniu słuchawki usiadł zdziwiony: – Wiem, że czeka mnie przeszczep. I wiem, że kiedyś zadzwoni telefon, przyślą po mnie karetkę i zawiozą prosto na stół operacyjny. Dlatego co miesiąc robię badania krzepliwości krwi, bo nie może być za rzadka. Ale ten telefon teraz mnie trochę zaskoczył. Poczułem się dziwnie, jak

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2007, 2007

Kategorie: Kraj