Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Władysław Bartoszewski, gdy (po raz drugi) obejmował MSZ, ogłosił, że niczym nie będzie się różnił od Bronisława Geremka i że wszystko pozostanie po staremu. No, niezupełnie tak jest – nowy minister dystansuje starego ministra w jednej dziedzinie: szybkości. I nie idzie tu o szybkość mówienia, ale o szybkość ambasadorskich nominacji. W MSZ naliczono już ośmiu kandydatów na ambasadorów, których nazwiska wysłał minister Bartoszewski do Kancelarii Prezydenta z prośbą o ich akceptację. Ciekawe, czy ją otrzyma? Bo prezydent zapowiedział wcześniej, że w okresie wyborczym, żadnych decyzji tego typu nie będzie podejmował.

Zresztą ów niespodziewany, wakacyjny ruch w MSZ dotyczy nie tylko stanowisk najwyższych. Trwa w tej chwili wielka ewakuacja, w której w cenie są i te mniej eksponowane. Po prostu w MSZ kalkuluje się tak: władzę za parę miesięcy weźmie SLD, więc trzeba ewakuować się za granicę, by tam przeczekać (za dobre pieniądze) złe czasy.

Zresztą nie są to nastroje tylko urzędników z alei Szucha. Nie tak daw­no w Brukseli był minister Bartoszew­ski i prawicowa prasa tę wizytę opisy­wała. No cóż, nie była ona wielkim suk­cesem, Bartoszewski nie był przyjmo­wany na wysokim szczeblu, Romano Prodi, który wcześniej chętnie rozma­wiał z Leszkiem Millerem, dla ministra w rządzie Buzka nie miał czasu.

Co zresztą osoby śledzące reakcje zachodnich decydentów na wydarze­nia w Polsce absolutnie nie dziwi. Mamy fatalną opinię w Europie i niewiele jest faktów świadczących o tym, że szybko się ona zmieni. I nie pomogą tu żadne rozpaczliwe akcje promocyjne. Takie jak na przykład ta z końca lipca, kiedy to Komitet Inte­gracji Europejskiej zaakceptował wniosek szefa MSZ dotyczący uru­chomienia z rezerwy celowej budże­tu państwa na rok 2000 środków w wysokości 8,82 min zł na realizację „Programu Ramowego Promocji Za­granicznej Akcesji RP do UE”. Efekt tego jest taki, że we wrześniu-paździeniku polskie placówki dostaną szybkie pieniądze do wydania, pod hasłem promowania wejścia Polski do Unii Europejskiej. I pewnie je wy­dadzą. A z jakim skutkiem? Oczeki­wanym… Parę firm zachodnich na tym zarobi, a standing Polski popra­wi się o dwa promile.

W tym samym czasie, kiedy w KIE i w MSZ (i w Minister­stwie Finansów) dzielono te kilka milionów, standing Polski na Zachodzie spa­dał o kilka-kilkanaście procent. Kto czyta choćby niemieckie gazety, ten wie, o co chodzi. Lustrację prezyden­tów relacjonowały one z nieukry­waną pogardą – dla jej pomysło­dawców i wykonawców.

W MSZ można urobić się po łokcie, zupełnie bez sensu. Gdzieś mignęło nam hasło z lipca, że polskim towa­rem eksportowym ma być nasza kul­tura. No, przy budżecie placówki na promocję kultury wynoszącym 2-3 tys. dolarów rocznie, to istotnie wiel­ki eksport nas czeka… Teraz wymy­ślono, że będziemy prowadzić wielkie akcje promocyjne za miliony dola­rów. A w międzyczasie produkujemy pasztety typu lustracja czy (wcze­śniej) awantury z Rosją. I ta słoma z butów nam wychodzi.

Żadne miliony nie wystarczą żeby przestała kłuć w oczy.

 

Wydanie: 2000, 33/2000

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy