Co Amerykanie robią w Polsce

Co Amerykanie robią w Polsce

Są wszędzie. Tajni doradcy, lobbyści, biznesmeni, łowcy głów… Najpierw chodzą do McDonalda, bo to przypomina im dom. Potem bez problemu jedzą pierogi, schabowego i bigos. Amerykanie w Polsce. Większość z nich trafiła tutaj przez przypadek. Ot, szukali pomysłu na życie. To zrządzenie losu pchnęło ich w nasze strony. I zostali. Szybko asymilują się z Polakami i zakochują w kraju, którego tak naprawdę do końca nie rozumieją. A może właśnie dlatego kochają Polskę – bo jest w niej taki fajny chaos? Sobota, 25 stycznia 2003 r. Beverly Soudrette, Amerykanka z Los Angeles, wybrana na sołtysa Kłopotnicy. Wsi niefigurującej na większości map, gdzieś między pagórkami nieopodal Szklarskiej Poręby. Co innego Preston Smith, redaktor naczelny anglojęzycznego miesięcznika „Poland Monthly”, który urzęduje na 23. piętrze reprezentacyjnego wieżowca w samym sercu Warszawy. Podobnie jak Kai Schoenhals, właściciel restauracji „Sens” przy Nowym Świecie w stolicy, prywatnie mąż Kasi Figury. Również Karen i Dawid, amerykańskie małżeństwo, które prowadzi antykwariat przy krakowskim Rynku. W wygodnym biurze gości przyjmuje Matthew Tebeau, szef polskiego oddziału firmy doradztwa personalnego Ray & Berndtson. Wszyscy wsiąkli już w tutejszy klimat. Zapuścili korzenie. Tylko Ben, który chce pozostać anonimowy, stawia w Polsce pierwsze kroki. Nieplanowana egzotyka Preston Smith, nim przyjechał do Polski, snuł się po świecie. Wyjeżdżał z USA i wracał. Skończył studia, mieszkał w Australii i Francji. W Stanach pracował jako dziennikarz. Ale w Europie wszystko zaczęło się zmieniać. Zdecydował się pojechać do Czech. Pracował jako tłumacz, agent biura turystycznego. – Miałem w Polsce dziewczynę, często tu wpadałem. Podobał mi się temperament ludzi. W Czechach często spotykałem się z rasizmem. W Pradze Murzyni powiedzieli mi: „Jeżeli chcesz mieszkać w kraju, gdzie ludzie są bardziej tolerancyjni, jedź do Polski” – opowiada. Prof. Adam Bromke, politolog, uważa, że Polska zawsze była krajem otwartym dla cudzoziemców. – Od lat byliśmy przyzwyczajeni do obecności obcokrajowców: Niemców, Ukraińców, Rosjan. A i innej maści narodowości przewijały się nad Wisłą. Polska jest gościnna, a Amerykanie światowi, dlatego czują się u nas tak dobrze – wyjaśnia. Przygoda z Polską w wydaniu Kaia Schoenhalsa zaczęła się nietypowo. Był pierwszym Amerykaninem urodzonym w Polsce po II wojnie światowej, z mamy – amerykańskiej Irlandki i taty – Niemca. Jednak przez wiele lat nic go z naszym krajem nie łączyło. Ponownie zjawił się tu na początku lat 90. Przyjechał z Grecji. Na rowerze. Również w żyłach Beverly Soudrette płynie irlandzka krew wymieszana z krwią Czirokezów. Przed przyjazdem do Polski pracowała w teatrze, gdzie lepiła protezy do charakteryzacji. Występowała w zespole punkowym. Dzisiaj lubi ciszę. Nic dziwnego, w Kłopotnicy w kilkunastu domach mieszka zaledwie kilkadziesiąt osób. Za to okolica słynie z pięknych krajobrazów. I właśnie w tym krajobrazie zakochała się Bev, kiedy przyjechała do Polski. – Nigdy nie myślałam, że wyląduję w takim egzotycznym dla Amerykanów kraju – mówi. Ale poznała Polaka i wyszła za mąż. Do Polski przyjechali na początku 1989 r. Na wakacje… Wakacyjny wypad przedłużył się także w przypadku Matthew Tebeau. Miał wpaść na chwilę, został 13 lat. – To długa historia – wzdycha. – Pierwszy raz byłem tu 18 lat temu. Zimą, w lutym. Wszędzie było strasznie ciemno. Studiował wtedy we Francji. I zamiast na wypad na narty do Szwajcarii przyjechał do Polski. Spotkał kobietę. Zakochał się. Znajomość zakończyła się, ale sentyment pozostał. Kiedy na początku lat 80. zaczął pracę w USA, często wspominał chwile spędzone nad Wisłą. – To był czas zmian. Postanowiłem więc wyjechać do Polski. Na dwa lata… – śmieje się Mathew. – Wszystko było bardzo egzotyczne. Nie znajduję odpowiednich słów na wytłumaczenie tego. Po prostu „poczułem tę polską ziemię”. Także Ben nie przypuszczał, że na dłużej osiądzie w Polsce. Skończył studia i wybrał się w podróż po Europie. – Moi dziadkowie pochodzili z Krakowa. Wyjechali przed II wojną światową. Postanowiłem poznać ich kraj, tym bardziej że nadal mam tu kuzynów. Odwiedziłem Kraków i Warszawę. Spodobało mi się. Poza tym wiedziałem, że chcę uczyć angielskiego gdzieś w Europie – opowiada. Zahaczył się w szkole językowej.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 21/2004

Kategorie: Kraj