Celował w marszałka, zastrzelił prezydenta – rozmowa z prof. Pawłem Samusiem

Celował w marszałka, zastrzelił prezydenta – rozmowa z prof. Pawłem Samusiem

Jak potoczyłyby się losy Polski, gdyby Eligiusz Niewiadomski zabił Józefa Piłsudskiego prof. Paweł Samuś, Katedra Historii Polski Najnowszej Uniwersytetu Łódzkiego Rozmawia Krzysztof Pilawski Panie profesorze, czy międzywojenna Polska byłaby innym państwem, gdyby morderca prezydenta Gabriela Narutowicza, Eligiusz Niewiadomski, zrealizował swój główny cel – zastrzelił Józefa Piłsudskiego? – Historyk nie myśli w kategoriach, co by było, gdyby… Może jedynie formułować ostrożne tezy na podstawie biegu wydarzeń. 11 grudnia 1922 r. na ulicach Warszawy polała się krew. Od kul przeciwników politycznych zginął robotnik socjalista Jan Kałuszewski. Prawicowi manifestanci zastosowali terror wobec nestora polskiego socjalizmu Bolesława Limanowskiego i Ignacego Daszyńskiego, zmierzających na zaprzysiężenie Gabriela Narutowicza. Prezydenta elekta w czasie jego przejazdu ulicami lżono, obrzucano grudami błota i śniegu. Prawica chciała zablokować ceremonię, by nie dopuścić do objęcia urzędu przez legalnie wybraną głowę państwa. Premier Julian Nowak i minister spraw wewnętrznych Antoni Kamieński nie panowali nad sytuacją, dali się zastraszyć tłumowi. Rządziła ulica podjudzana przez prasę obozu narodowego. Stanisław Stroński zatytułował artykuł w „Rzeczpospolitej” „Ich prezydent”. „Kurier Poznański” odnotował, że w czasie przysięgi Gabriel Narutowicz nie ucałował krzyża. Prezydenta przedstawiano jako bezbożnika lekceważącego polską tradycję, pachołka Żydów. W tej atmosferze Eligiusz Niewiadomski, malarz znający doskonale anatomię człowieka, dokonał królobójstwa – zastrzelił w Zachęcie pierwszego w historii Rzeczypospolitej prezydenta. Polsce groziło rozpętanie wojny domowej. Polska na kruchym lodzie Jakie byłyby jej skutki? – Nieobliczalne. Rozruchy w Warszawie mogłyby się rozlać na cały kraj. Wydarzenia jesieni 1923 r. w Krakowie pokazały, że robotnicy potrafią sięgnąć po broń, strzelać do wojska i policji. W sytuacji ostrego konfliktu być może bezczynne nie pozostałyby mniejszości narodowe, w tym największa, pięciomilionowa ukraińska. Wielu Ukraińców miało świeżo w pamięci wojnę z Polską w 1918 i 1919 r., nie identyfikowało się z państwem polskim, bojkotowało je, nie płacąc podatków, uchylając się od poboru do armii, nie biorąc udziału w wyborach. Napięta była sytuacja na Białorusi, gdzie działały oddziały zbrojne po stronie radzieckiej – to stało się, jak pamiętamy, główną przyczyną powołania Korpusu Ochrony Pogranicza. Odrodzone państwo polskie otaczali dwaj potężni sąsiedzi zainteresowani jego osłabianiem, niemogący się pogodzić z tym, że nasz kraj odzyskał miejsce na politycznej mapie Europy. W Niemczech wspierano nacjonalistów szerzących hasła polskiego państwa sezonowego i polnische Wirtschaft. W kwietniu 1922 r. Niemcy i Rosja Radziecka porozumiały się ponad Polską w Rapallo, w Warszawie odebrano to jako zagrożenie naszego bezpieczeństwa. Mimo podpisanego w 1921 r. traktatu ryskiego wschodnia granica Polski nie została jeszcze uznana przez mocarstwa zachodnie. Dopiero w marcu 1923 r. Rada Ambasadorów zatwierdziła przebieg granicy wschodniej oraz przyznanie Polsce Wileńszczyzny i Galicji Wschodniej. Na konferencji pokojowej narzucono Polsce tzw. mały traktat wersalski gwarantujący mniejszościom narodowym pełnię praw obywatelskich i bacznie obserwowano ich przestrzeganie. Widać więc, jak kruchy był lód, po którym stąpała Polska w grudniu 1922 r. Gdyby zabrakło Piłsudskiego, groźba wybuchu wojny domowej byłaby poważniejsza? – Reakcja na śmierć Piłsudskiego mogła być gwałtowna ze względu na związek emocjonalny, jaki się wytworzył między nim a kombatantami, dawnymi podkomendnymi z Legionów. Potwierdził go obradujący w sierpniu 1922 r. w Krakowie zjazd legionistów. Naczelnik cieszył się ogromną popularnością w wielu środowiskach. Z drugiej strony polscy politycy wszystkich nurtów dobrze rozumieli skutki, jakie może mieć otwarty konflikt wewnętrzny. Po zamordowaniu Narutowicza nawet politycy i publicyści prawicy przestraszyli się efektów swojej działalności. Mogli przypłacić ją życiem, bo po zamachu na Narutowicza w kręgu piłsudczyków zrodził się pomysł zamordowania grupy prawicowych działaczy. – Jednak do krwawej zemsty nie doszło. Marszałek Sejmu Maciej Rataj stanowczo odradzał taki pomysł, mówiąc, że jeśli się zaczyna odwet, nigdy nie wiadomo, kiedy on się skończy. Podobne stanowisko zajął Ignacy Daszyński. Dzięki temu i niezdecydowaniu samego Piłsudskiego, który przez moment miał ochotę wyjść na ulicę na czele wojska i rozprawić się z „gówniarzami”, ideę odwetu zarzucono. Myślę, że podobnie postąpiono by także w sytuacji, gdyby zabrakło Piłsudskiego.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 45/2012

Kategorie: Historia