Szlachcic był silny, władczy i mądry, miał przypominać orła lub sokoła. A chłop był ciemny i pośledni, zjadający resztki z pańskiego stołu jak wrony i szpaki (…) Pańsko-chłopski świat miał wyraźnie wyznaczone granice. Chłopi z dóbr kościelnych również nie byli dopuszczani przed oblicze kanoników, przeorów, opatów czy biskupów. Nie inaczej granice społeczne przebiegały w przypadku wsi akademickich i miejskich. Nawet przyjazny włościanom Piotr Skarga, jezuita i syn młynarza, powiadał, że „musi być nierówność w Rzeczpospolitej. Bo przecież hardość jest wielka i głupstwo, gdy się wszyscy równymi sobie czynią”. Bieda, ciemnota, ciężka fizyczna praca, doświadczanie przemocy odbijały się na fizjonomii chłopów, co tylko zdawało się potwierdzać ich odmienność w stosunku do panów. Panowie zwracali uwagę na chłopski „chód powolny”, „wygląd ponury”, „niski wzrost”, „spojrzenie spod łba”. „Mizerne i plugawe twarze, tępe fizjonomie” – opisywał włościan przybysz ze Śląska w XVIII w. Panów i chamów miały też różnicować zapachy. Pan pachniał świeżością. Cham cuchnął chłopem, bo był brudny, pracował w wielokrotnie przepoconej koszuli, rzadko korzystał z bieżącej wody, „śmierdział bydlętami”, ponieważ wśród nich przebywał. Sarmaci powiadali, że nawet gdyby chłopa przebrać po pańsku, to i tak z daleka byłoby widać maskaradę. Zdradziłoby go chłopskie zachowanie, wyraz twarzy, ułożenie rąk, „chłopski smród”, ciemniejszy od pańskiej kolor twarzy, smaganej wichrem i prażonej słońcem. Dla panów włościanie byli „dzikim ludem”, nieróżniącym się od zwierząt i zaspokajającym potrzeby w zwierzęcy sposób. To istota człekokształtna, nie człowiek. „Chłop w Polszcze ma tylko przymioty duszy i ciała, ale osoba jego nie jest człowiekiem, ale rzeczą własną szlachcica” – pisał Franciszek Salezy Jezierski, jeden z myślicieli epoki stanisławowskiej, który akurat sprzeciwiał się powszechnej opinii, że włościanin „niczym się od bydląt nie różni”. To przekonanie bazowało na pojawiających się teoriach „naukowych”, których autorzy dowodzili, że skoro chłopi bardziej przypominają zwierzęta niż ludzi, to muszą mieć inne niż panowie mózg, serce, układ pokarmowy i kości czaszki, przypominające pług lub sochę. Byli i tacy, którzy twierdzili, że status społeczny pana to następstwo obecności w jego organizmie złota, a w chłopskim ciele można odnaleźć jedynie żelazo i co najwyżej miedź. Różnice między panami a chłopami miały być także następstwem długości trwania ciąży chłopek i szlachcianek. W chłopskich wyobrażeniach ciąża szlachcianek mogła trwać nawet do dwunastu miesięcy. Musiała być odpowiednio dłuższa niż ciąża chamek, ponieważ panie z dworu rodziły dzieci wyposażone w inne przymioty ciała i ducha. Panowie temu nie zaprzeczali, aczkolwiek heraldyk i historyk Bartosz Paprocki pisał pod koniec XVI w., że „to być nie może, bo tak wiele było u chama dobrych i zacnych potomków, jako w Semowym i Jafetowym pokoleniu”. Podobne głosy należały jednak do rzadkości. Głębokie społeczne i kulturowe zróżnicowanie panów i chłopów nie uszło uwadze odwiedzających nasz kraj cudzoziemców. Jeden spośród nich, XVIII-wieczny francuski jezuita, pisarz i guwerner Hubert Vautrin pisał: „Kasty mieszkańców Polski wywołują wrażenie, jakby należały do różnych gatunków”. Według szlachty rzeczywiście tak było. Poszukując źródeł fundamentalnej odmienności, panowie sięgali nawet do… ornitologii. Szlachcic był silny, władczy oraz mądry, ponieważ miał przypominać orła lub sokoła. Natomiast chłop był ciemny i pośledni, zjadający resztki z pańskiego stołu, tak jak wrony i szpaki. (…) Ale pojawiły się również inne oceny. W grudniowym numerze ludowego pisma „Zaranie” z 1912 r. ukazał się tekst zatytułowany „Chłop i Cham”. Jego autor, ludowy publicysta Tomasz Nocznicki, alarmował, że panowie traktują ludność włościańską w sposób urągający poczuciu ludzkiej godności. Twierdził, że obecnie to panowie jako „krzywdziciele ludu” są chamami, a chłopi jafetami. Podobnie pisali literaci oraz publicyści znani z liberalnych poglądów. Niektórzy uważali, że bycie chamem to w istocie nic złego. Przeciwnie – to znak człowieka ciężkiej pracy, uczciwego, kochającego ziemię i rodzinę. Inni zwracali uwagę, że „cham” dobrze gospodaruje, ma edukacyjne ambicje, potrafi zmieniać otoczenie na korzyść. „A pańską niwę kłuje w oczy, że się chamy uczą i na ludzi wychodzą, podczas gdy szlachta bankrutuje materialnie i moralnie”, pisał w 1884 r. Adolf Dygasiński. W symboliczny










