Chęć erotycznego eksperymentowania

Chęć erotycznego eksperymentowania

Rewolucja seksualna w 20-leciu międzywojennym Nawet jeśli pierwsze w życiu doświadczenia erotyczne nie doprowadziły do ciąży, wiele dziewczyn czekało jeszcze wytłumaczenie się z nich przed przyszłymi narzeczonymi. W latach 20. ci ostatni nie zawsze byli otwarci (…). I nie zawsze wyznawali tak postępowe opinie, jak oczekiwałyby ich partnerki. Niedługo po odzyskaniu niepodległości jedno z pism codziennych opublikowało ankietę „z okazji jakiegoś pana Michała X., który zapytał redakcji, co ma uczynić wobec tego, że ukochana narzeczona przyznała mu się, iż miała »przeszłość«”. Tadeusz Boy-Żeleński wspominał: „Posypały się setki sprzecznych odpowiedzi: dawno w prasie nie było takiego ożywienia”. Przed I wojną światową podobna debata w ogóle byłaby nie do pomyślenia. Wiele jednak mówi także fakt, że dyskusja okazała się tak bardzo burzliwa. Wymagania moralne względem kobiet przestały być sprawą oczywistą. Ludzie równie głośno krytykowali przedślubną swobodę dziewcząt, co jej bronili. A za kolejne parę lat pan Michał pewnie w ogóle nie wysłałby swojego pytania. Bałby się, że wyśmieją go za wyciąganie sprawy trywialnej i dawno rozstrzygniętej. Mógłby ewentualnie szukać pomocy w którymś z wychodzących w połowie lat 20. polskich pisemek erotycznych. Sprawa dziewczęcej cnoty wracała na ich łamy jak bumerang. I to w raczej liberalnych tonach. (…) Dosadniej tematem młodzieżowych ekscesów zajął się Stanisław Bal, autor frywolnego zbioru opowiadań „Godzina życia mężczyzny”. W tekście „Przed ślubem” postawił tradycyjny system wartości na głowie. W przededniu wesela narzeczona wyznaje zdobywcy swojego serca, że musi koniecznie o czymś z nim porozmawiać, zanim wypowiedzą sakramentalne „tak”. On przez całą noc bije się z myślami. Zżerają go wątpliwości. Boi się, że ona wyzna mu prawdę o swojej przeszłości, o erotycznych hulankach sprzed lat. „Posiąść ubóstwianą kobietę – decyduje wreszcie chłopak – to ideał każdego mężczyzny. Ale po trzykroć większym ideałem jest poślubić kobietę, którą się kocha i pożąda”. Nawet jeśli ona nie jest już dziewicą. Przybity, ale pogodzony z losem narzeczony idzie do niej na poranną, decydującą rozmowę. Gotów jest dowiedzieć się wszystkiego. Ona jednak wcale nie przystępuje do spowiedzi. Wręcz przeciwnie. Wyprowadza zupełnie niespodziewany atak. Ruga go za to, że przez dwa lata narzeczeństwa ani razu nie zaciągnął jej do łóżka. Sprawa jest jej zdaniem bardzo poważna i wymaga rozstrzygnięcia, nim zwiążą się na resztę życia. Przecież jeśli on „tak pięknej dziewczyny nie uwiódł”, to musi być z niego „albo inwalida… albo też… ostatni niedołęga!”. Książka Stanisława Bala ukazała się w 1930 r. I można sobie łatwo wyobrazić, że podobne konwersacje odbywały się już wtedy w prawdziwym świecie. Dziewczęta zaczęły wymagać od swoich narzeczonych więcej niż tylko niekończących się pogaduszek, kiedy „matka drzemie w drugim pokoju”. Posmak realizmu miała także wymiana zdań opublikowana przez pismo „Nowy Dekameron” w maju 1925 r. To również jest konwersacja pomiędzy narzeczonymi. Ona pyta: – Chciałabym wiedzieć, czy… przed naszymi zaręczynami bardzo hulałeś? Ale musisz mi powiedzieć prawdę, słyszysz? Szczerą prawdę! – Po co właściwie chcesz to wiedzieć? – Po co? Żeby być uspokojoną. (…) – Tak, hulałem nieco… Ale nie znałem cię jeszcze wtedy i byłem młody… A młodzieńcy, jak wiesz, muszą się wyszumieć… – A młode dziewczęta? – Im tego zazwyczaj nie pozwalają. Pozwól, że ja na to pytanie nie dam ci odpowiedzi. – A gdybym ja w młodości też hulała? – Też bym cię wziął, bo cię kocham. Historia zatoczyła koło. W XIX w. mężczyźni mogli mieć dowolną przeszłość i żonie nie wolno było nawet o nią pytać. Jednocześnie kobietom pozwalano tylko na jeden wpis w historii życia płciowego – 20 lat cnoty. Kiedy na początku XX stulecia feministki zaczęły namawiać dziewczęta, by żądały od swoich przyszłych mężów „sprawozdania z ubiegłego życia”, mało kto traktował ich postulat poważnie. Do czasu. W międzywojniu nie tylko wymiana informacji o dawnych doświadczeniach miłosnych stała się nowym standardem, ale mężczyźni – zostali wręcz zepchnięci do defensywy. Poradniki dla kobiet na każdym kroku wzywały, żeby narzeczonego prowadzić przed ślubem do lekarza. Przykładowo książeczka „Do młodej matki” opublikowana w 1933 r. przez Warszawskie Towarzystwo Ginekologiczne zalecała, „by sprawdzić [jego] (…)

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2015, 2015

Kategorie: Książki