Chirac – nieubłagany bushożerca

Chirac – nieubłagany bushożerca

Prezydent Francji wykorzystuje każdą okazję, aby dopiec liderowi USA Największą pasją Jacques’a Chiraca jest gnębienie prezydenta Busha. Francuski przywódca na niemal każdą propozycję Waszyngtonu odpowiada gromkim non! Oburzony taką arogancją wpływowy komentator dziennika „New York Times”, Thomas L. Friedman, napisał więc: „Francja nie jest po prostu naszym niewygodnym sojusznikiem. Nie jest po prostu naszym zazdrosnym rywalem. Francja staje się naszym wrogiem”. Magazyn „Newsweek” nazwał Chiraca Mr Un-America, czyli Pan Nie-Ameryka. Nad Sekwaną nie rozważa się już kwestii, jak wielka jest transatlantycka przepaść, tylko czy sojusz transatlantycki jest w ogóle potrzebny. François Heisbourg, dyrektor francuskiej Fundacji Studiów Strategicznych, blisko powiązanej z Ministerstwem Obrony, twierdzi, że prezydent Bush „zniszczył 60 lat strategicznego partnerstwa” między oboma krajami. Oczywiście wiadomości o śmierci francusko-amerykańskiego aliansu są przesadzone. Trzeba jednak przyznać, że Chirac czyni wszystko, aby utrudnić Bushowi realizację politycznych planów. Obie strony zachowują pozory. Podczas obchodów 60. rocznicy lądowania aliantów w Normandii, które odbyły się na początku czerwca, Chirac deklarował, że Francja nigdy nie zapomni długu, jaki ma wobec Stanów Zjednoczonych, swego „wiecznego sprzymierzeńca”. Bush podkreślał zaś z zapałem, że Francja była pierwszym przyjacielem Ameryki. Ale takie momenty pojednania są inscenizowane przede wszystkim na użytek opinii publicznej. „Odprężenie” w stosunkach między Paryżem a Waszyngtonem trwa krótko. Przed uroczystościami w Normandii Paryż ostrzegł Busha, aby nie wykorzystywał obchodów rocznicowych do propagowania amerykańskiej interwencji w Iraku. Podczas czerwcowego szczytu G-8, który odbył się na „urlopowej” Sea Island w Georgii, gospodarz starał się jak mógł, aby zapanował wakacyjny nastrój. Zaproszeni mężowie stanu włożyli koszulki z krótkimi rękawami, tylko sztywny Chirac demonstracyjnie paradował w garniturze i pod krawatem. Wspierany przez swego najważniejszego alianta w Europie, kanclerza RFN Gerharda Schrödera, szorstko odrzucił inicjatywę amerykańskiego prezydenta mającą na celu demokratyzację Bliskiego Wschodu. Oświadczył, że kraje tego regionu „nie potrzebują misjonarzy nawracających na demokrację” – jednoznaczna aluzja do ideologicznych koncepcji Waszyngtonu, pragnącego uszczęśliwić „amerykańskimi wartościami” jak największą część ludzkości. Ale prawdziwa bomba wybuchła w końcu czerwca na szczycie NATO w Stambule. To Chirac najbardziej przyczynił się do fiaska tego spotkania. Bush zachęcał Unię Europejską do przyjęcia Turcji. W ten sposób – jak wywodził – UE udowodni, że nie jest ekskluzywnym klubem jednej religii, zaś koncepcja „zderzenia cywilizacji” okaże się mitem historii. Trudno odmówić logiki wywodom Busha. Także Chirac zdaje sobie sprawę, że prędzej czy później Unia Europejska będzie musiała otworzyć drzwi przed Ankarą. Niemniej jednak zareagował wyjątkowo niedyplomatycznie. „Prezydent Bush (…) nie tylko posunął się za daleko, ale także wkroczył na teren, który do niego nie należy. To tak, jakbym ja próbował mówić Stanom Zjednoczonym, jak mają kształtować swoje stosunki z Meksykiem”, oświadczył. Niektórzy uważają, że francuski przywódca wystąpił tak arogancko, ponieważ podejrzewał Busha o ukryte zamiary. Waszyngton doskonale bowiem rozumie, że przyjęcie Turcji jeszcze bardziej „rozwodni” Unię Europejską, pozbawi ją treści i możliwości skutecznego działania na arenie międzynarodowej. Wydaje się jednak, że Chirac dał Bushowi prztyczka w nos w ramach swej polityki gnębienia amerykańskiego przywódcy. W Stambule konsekwentnie torpedował wszelkie propozycje USA, a także wspieranych przez Stany Zjednoczone rządów Iraku i Afganistanu. Żołnierze NATO do Iraku? Non. Pomoc w szkoleniu irackich policjantów? Teoretycznie tak, ale broń Boże nie w Iraku. Najlepiej niech Irakijczycy szkolą się w Rzymie. Siły szybkiego reagowania Paktu Północnoatlantyckiego do Afganistanu? Non. Ten korpus, składający się przecież w większości z żołnierzy francuskich, nie powinien być „używany do starych spraw”. Oddłużenie Iraku? Non. Zamiast tego należy zredukować długi krajów Trzeciego Świata. Po szczycie w Stambule komentatorzy w USA mogli nie bez racji pytać: „Jeśli mamy takich przyjaciół jak Chirac, na cóż nam jeszcze wrogowie?”. 71-letni prezydent Francji nie jest osobiście bezpardonowym antyamerykanistą. Jako student spędził w USA kilka miesięcy i do dziś niemal z entuzjazmem wspomina ten czas. Zdaje sobie jednak sprawę, że tylko w opozycji do jedynego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 29/2004

Kategorie: Świat