Piękny pogrzeb po wiedeńsku

Piękny pogrzeb po wiedeńsku

W Muzeum Pochówku można poznać pełne przepychu żałobne rytuały z XVIII czy XIX wieku, jak też najnowsze trendy w usługach funeralnych Tu zawsze leży się na swoim miejscu. Można się przymierzyć do wiecznego odpoczynku w trumnie, wybrać trumnę siedzącą, rozważyć pośmiertną plastyfikację. Tylko w Wiedniu śmierć jest piękna i tylko tu to wiedzą. Teatrum ostatniego pożegnania organizowane jest jak pośmiertny event, pamięć bohatera ostatniego show ma trwać długo. Tylko w Wiedniu istnieje pojęcie pięknego pogrzebu, tylko tu śpiewa się schoene Leiche, o pięknym nieboszczyku. Tu śmierć nie jest wrogiem, jest kumplem. Teatralny wiedeński pogrzeb to szansa dla wielkich, ale i dla niezamożnych, niedostrzeganych w życiu doczesnym, by dokonać ostatniej autoprezentacji, mrugnąć w drodze do grobu: hej, patrzcie, co dla was zrobiłem, co wam pokazałem po mojej śmierci, patrzcie, ile pieniędzy dla was wydałem! To ostatnie show nawiązywało do wykwintnych, dekoracyjnych barokowych pogrzebów arystokracji, przejętych przez zamożne mieszczaństwo w XIX w. Inscenizowano przejścia teatralnie przystrojonego konduktu, od czap typu napoleoński pieróg na głowach pracowników zakładów pogrzebowych poprzez wystroje trumien, powozów i ozdoby końskich łbów, ogonów, po stroje żałobników. Wyreżyserowane ostatnie przedstawienie pokazywano całemu miastu w kondukcie. W zależności od kiesy nieboszczyka było luksusową sztuką w kilku aktach i z własną dramaturgią albo tanim interludium. Nie tylko wiedeńczycy, ale i Austriacy z prowincji gotowi byli brać w pracy wolny dzień i słono płacić za lożę przy oknie czy na balkonie w budynkach na trasie konduktu, by z lampką szampana cieszyć się jego widokiem. Patrzeć na ostatni występ tego, co szampana napić się już nie może. Ekskluzywne zakłady towarów żałobnych były przygotowane na wypożyczenie każdego produktu na tę okoliczność – ubrań czy innych rekwizytów. Spełnienie marzeń o pośmiertnej gali W 2007 r. minęło 100 lat od powołania przez gminę miasta Wiedeń, za burmistrza Karla Luegera, Miejskiego Zakładu Chowania Zwłok Miasta Wiednia, wykupującego prywatne zakłady pogrzebowe. W 1910 r. burmistrz zmarł i założona dzięki niemu firma sprawiła mu piękny pogrzeb. W wiedeńskim dialekcie pozostało pojęcie Pompfüneberer – to postać w odświętnym uniformie, z charakterystycznym kapeluszem pierogiem, uproszczenie pochodzące od Entreprise des Pompes Funebres, nazwy pierwszego prywatnego przedsiębiorstwa pogrzebowego, spełniającego marzenia o pośmiertnej gali. Dzięki wykupywaniu prywatnych zakładów pogrzebowych przez gminną instytucję Bestattung Wien uzbierała się interesująca kolekcja rekwizytów, urządzeń, kostiumów, historycznie wartościowych przedmiotów. By pokazać ją szerokiej publiczności, w 1967 r. otwarto w Wiedniu Muzeum Pochówku. Szok, ciekawostka, dziwoląg – od lat ulubione miejsce turystów, studentów, a i samych wiedeńczyków w każdym wieku. W 1987 r. dyrektorem zostaje dr Wittigo Keller, znany etnolog, m.in. specjalista od woodoo, kultury śmierci i pochówku, naukowiec; zmienia charakter muzeum na placówkę o żywym, aktywnym kontakcie eksponatu z publicznością, miejsce oswajające tabu śmierci. Dowody? 1 października 2010 r., Noc Muzeów w Wiedniu – najdłuższe kolejki do Bestattungsmuseum, które od 2008 r. w tę jedną noc pozwala przymierzyć się do wiecznego spoczynku i poleżeć w trumnie. – 5 tys. zwiedzających, z tego 2 tys. na próbę położyło się do trumny, większość to kobiety! Najstarsza zainteresowana miała 88 lat, poleżała, wygodnie jej się spoczywało, obiecała, że jeszcze zajrzy w przyszłym roku i nie ma zamiaru na razie dłużej poleżeć – mówi dyrektor muzeum, dr Keller. Codziennie oprowadza wiele grup z całego świata ciekawych śmierci z bliska. Dzwonek dla umarłego W 2001 r. zbudowano na podstawie obrazu surrealistycznego malarza, René Magritte’a, tzw. siedzącą trumnę – wita gości jako jeden z pierwszych eksponatów Muzeum Pochówku. Pokazano ją na targach pogrzebowych De Vota, ale na razie prototyp nie znalazł odważnego klienta. Za to wiele osób interesowało się XIX-wiecznymi wiedeńskimi budzikami ratunkowymi, wprowadzonymi m.in. na cmentarzu w Währing. Były odpowiedzią na histerię dotyczącą możliwości pochowania za życia, czego dowodami miały być podrapane paznokciami pochowanych wieka trumien. W muzeum znajduje się budzik ratunkowy z 1828 r., którego linkę przywiązywało się do dłoni lub tylko palca nieboszczyka, dla spokoju sumienia bliskich i lekarzy. Zgodnie z zaleceniami zmarli musieli leżeć w otwartych trumnach co najmniej dobę w kostnicy. Budzik umieszczano w domu grabarza, niestety przy większej liczbie nieboszczyków alarm dzwonił niemal bez przerwy.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 43/2010

Kategorie: Świat
Tagi: Beata Dżon