Chleb bodzie ceną

Chleb bodzie ceną

Panika na rynku rolnym oznacza, że nie tylko za pieczywo przyjdzie nam więcej zapłacić To, co się w Polsce dzieje ze zbożem i chlebem, zakrawa na absurd. W jednym roku Marian Zagórny wysypuje na stacji importowane zboże, bo mamy go za dużo i nikt nie chce od naszych rolników kupować tego, co zebrali. Teraz okazuje się, że zboże trzeba w trybie nagłym importować, w dodatku bez cła, pozbawiając budżet państwa dochodów z tego tytułu, bo może zabraknąć. I to wszystko w sytuacji, gdy jeszcze nic się stało. Przecież Polska nie zmieniła się raptem w zbożową pustynię zagrożoną klęską głodu przez ogniste samumy. Rzecz w tym, że, w rzeczywistości, zboża w naszym kraju nie brakuje. W okresie od lipca ub. roku do kwietnia 2000 r. skup wyniósł 5,3 mln ton. W takim samym czasie, ale o rok wcześniej – tylko 4,1 mln ton. Te ponad 5 mln ton aż nadto wystarcza na pokrycie wszelkich potrzeb naszego piekarnictwa, młynarstwa, makaroniarstwa, przemysłu paszowego. Tyle że to są przyziemne wyliczenia, które mają się nijak do emocji rządzących naszym rynkiem spożywczym. Strach przed lataniem Racjonalne myślenie i liczenie skończyło się u nas właśnie po kwietniu wraz z ostatnimi tegorocznymi przymrozkami i początkiem długotrwałej suszy. Wybuchła panika windująca ceny. Cena pszenicy doszła do rekordowego w dziejach III RP poziomu 780 zł za tonę, podczas gdy w marcu wynosiła zaledwie 520 zł/t. W ślad za tym podrożała pasza dla zwierząt, mąka i pieczywo – cena 700-gramowego bochenka chleba sięga nawet 2,5 zł. Jeśli idą w górę pasze, to drożeje i mięso – w maju kilogram żywej świni kosztował 3 zł, a teraz już 3,6 zł. Specjaliści z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej szacują, że może to oznaczać wzrost cen detalicznych wyrobów mięsnych o ok. 10%. Zapewne w jeszcze większym stopniu podrożeje mięso drobiowe. Ceny lecą w górę ze strachu. Hodowcy, młynarze, piekarze – wszyscy oni boją się tego, że pod koniec roku, gdy okaże się, że zanotowaliśmy kiepskie zbiory, będzie brakować zboża i stanie się ono bardzo drogie. Każdy, kto może, pragnie kupować więc zboże w tej chwili. W rezultacie – bardzo drogie stało się ono już teraz i obecny skok znacznie przewyższył poziom cen zboża, jakiego można by się spodziewać w najczarniejszych, jesiennych przepowiedniach. Ci, co kupują w tej chwili, by zapłacić taniej, w rzeczywistości więc przepłacają. Gdy zmniejszy się popyt, to i spadnie cena. Najbardziej racjonalnym zachowaniem byłoby zatem, teoretycznie, powstrzymanie się od zakupów. Ale tylko teoretycznie. Bo w praktyce wszyscy ci, którzy przerabiają zboże, przerzucają wyższe ceny na barki swoich odbiorców – młynarze na piekarzy, zaś piekarze – na zjadaczy chleba. Młynarze głośno tego nie mówią, ale obecny skok cen jest dla nich zbawieniem. Cała ta branża jest bowiem generalnie deficytowa i funkcjonuje tylko dlatego, że coraz bardziej się zadłuża. Ochoczo podniesiono więc ceny mąki, nawet i o 50%. W nieco innej sytuacji są piekarze, którym od paru lat dobrze się wiedzie i osiągają wysoką rentowność. Nie ma jednak przecież żadnego powodu, by mieli raptem ograniczać swe zyski, skoro mogą podnosić ceny chleba – co też i czynią… Tak więc to my, przeciętni zjadacze chleba, powinniśmy być zainteresowani wstrzymywaniem się od zakupów, bo wzrostu cen pieczywa na nikogo już nie przerzucimy. Upiecz to sam Problem tylko w tym, że od kupowania i konsumowania chleba powstrzymać się raczej trudno, a wszelkie dotychczasowe tego próby, znane z historii, stanowiły nader bolesne doświadczenie. Mówiąc innymi słowy, popyt na pieczywo ma charakter sztywny, tylko w minimalnym stopniu zależny od wysokości cen. Więc tak czy siak, chleb będziemy kupować, choć – jak usłyszałem w IERiGŻ – możliwe są pewne społeczne działania dostosowawcze. Z wyliczeń specjalistów tegoż instytutu wynika bowiem, że w tej chwili bardziej opłacalny staje się samodzielny wypiek chleba niźli jego nabywanie w sklepie. To zatem, co było tylko rozrywką garstki snobów pragnących pokazać, jak niebanalnie i zdrowo żyją, nabiera więc ponownie ekonomicznego uzasadnienia. Panikę na rynku zbożowym pragną wykorzystać, naturalnie, również i producenci zbóż. Oni zresztą z powodzeniem ją rozdmuchali, bo po pierwszych sygnałach o możliwości wzrostu cen zaczęli ograniczać podaż zboża, by było

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 25/2000

Kategorie: Obserwacje