Chłodnym okiem
Odetchnęliśmy z ulgą. Po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów, które zresztą wcześniej niż nasze media podały już zagraniczne rozgłośnie, padaliśmy sobie w objęcia. Znam ludzi – aż strach wymienić nazwiska – związanych od wieków z lewicą, którzy nie tylko wiwatowali z racji zwycięstwa Tuska, ale wręcz oddali głosy na jego partię w przekonaniu, że tylko Platforma Obywatelska jest w stanie odsunąć Kaczyńskich od władzy. Dlaczego? Dlatego, że te wybory były konfrontacją dwóch stylów rządzenia, a także dwóch wyobrażeń o współczesnym polskim społeczeństwie. W wyobrażeniu PiS współcześni Polacy są społeczeństwem obolałym, pielęgnującym zastarzałą traumę przeszłości, żyjącym w poczuciu krzywdy, głęboko zrośniętym z nabożną tradycją narodową, a przy tym mściwym i zawistnym. To ostatnie przekonanie podtrzymywali zresztą socjologowie, stwierdzający na podstawie badań, że głównym uczuciem Polaków rzeczywiście jest zawiść i, jak napisał to kiedyś Michał Komar, ” aby sąsiadowi nie było lepiej”. Liderzy PiS oskarżają się teraz, kto spaprał ich kampanię, w której zdawali się mieć wszystkie szanse. Otóż uważam, że PiS od początku do końca swej kampanii postępowało prawidłowo, jeśli za prawidłową uznać tę właśnie wizję społeczeństwa polskiego. Natomiast w wyobrażeniu Platformy – a może tylko przypisywanym Platformie – sprawy mają się inaczej. Otóż według Platformy Polacy są społeczeństwem optymistycznym, dla coraz większej ich liczby przeszłość, PRL-owska i inna, jest zaledwie opowieścią dziadunia, symbolika i tożsamość narodowa jest dla nich kwestią drugorzędną wobec perspektywy europejskiej, która im się podoba, a mimo drastycznych nierówności ciągle jeszcze liczą na swoją indywidualną szansę, jeśli tylko dać im wolną rękę. Prawda zapewne leży po środku. Nie zapominajmy, że pomiędzy zwolennikami pierwszej i drugiej wersji jest zaledwie dziewięć, choć decydujących w tych wyborach punktów. Dwie wizje Polski żyją obok siebie i mocują się ze sobą. Nadszedł więc czas, aby na to wszystko spojrzeć chłodnym okiem. Myślę, że przewaga PO nad PiS polega na tym, że za rządów Kaczyńskich większość Polaków czuła się potencjalnymi przestępcami – z racji przeszłości, poglądów, działalności zawodowej lub gospodarczej, a sformułowanie aktu oskarżenia było tylko kwestią czasu i losowej loterii. PO zaś, głównie przez usta Tuska, nawołuje do miłości i pogody ducha. Jeśli więc Platforma utrzyma ten klimat, będzie to istotna zmiana atmosfery w życiu publicznym. Ale czy go utrzyma, zależy od PiS właśnie. PiS bowiem już wzięło na siebie rolę twardej opozycji, zmuszającej przeciwnika do działania na swoją niekorzyść. Paweł Śpiewak np. słusznie pisze („GW”, 24.10.2007), że porażka PiS pokazała, iż kwestia korupcji, z której PiS uczyniło swoje główne hasło, nie jest w odczuciu elektoratu kwestią aż tak kluczową. Ale Platforma nie będzie mogła wyjść z antykorupcyjnego amoku, ponieważ PiS zarzuci jej natychmiast, że jej ludzie tak się już nakradli, iż teraz nie chcą nawet o tym rozmawiać. Platforma chce wyjść z antyniemieckiej obsesji Kaczyńskich, ale Jarosław Kaczyński już nazwał Tuska laufrem Angeli Merkel i nadal będzie go szantażował „honorem”, „godnością” itd., zmuszając do jakichś niedorzecznych gestów. Tak będzie też w sprawach kościelnych – i Tusk, i jego ludzie będą musieli dwa razy częściej biegać na nabożeństwa, a może nawet do Torunia, niż mają na to ochotę, aby nie zyskać opinii bezbożników. W istocie więc przed twardą próbą staje stanowczość, a także liberalizm Platformy Obywatelskiej. Był to zawsze liberalizm dziwnego chowu. W przeciwieństwie do klasycznego liberalizmu europejskiego składał się on, owszem, z liberalizmu, a nawet leseferyzmu gospodarczego oraz wcale nie liberalnego konserwatyzmu w kwestiach obyczajowych, światopoglądowych i politycznych. Nie pamiętam, aby wzorem klasycznego liberalizmu platformersi stawali kiedykolwiek w obronie praw kobiet, łącznie z ich prawem do planowania rodziny i aborcji, nie pamiętam, aby podnosili raban w sprawie „parad równości” albo twardo walczyli o świeckość państwa, w tym o laicki model oświaty. A już zupełnie nie pamiętam, aby PO kiedykolwiek stanęła po męsku w sprawie IPN, czyli historycznej policji politycznej, albo ustawy lustracyjnej lub dekomunizacji, która sankcjonuje zbiorową odpowiedzialność polityczną. Przeciwnie, we wszystkich tych kwestiach PO jest współautorem najgłupszych nawet ustaw, ponieważ gorliwie za nimi głosowała. W 2005 r. bliźniacy Kaczyńscy nie wygrali przypadkiem. Skapitalizowali oni po swojej stronie wielki bagaż niesprawiedliwości społecznej, który przyniosła









