Chopin do bitki i do wypitki

Chopin do bitki i do wypitki

Co wynika ze skłócenia środowiska chopinowskiego? W numerze 25. „Przeglądu” w artykule „Walka o chwiejne stołki” pisaliśmy o perturbacjach związanych z Narodowym Instytutem Fryderyka Chopina. W tekście zawarta została teza, że po nieudanych reformach wprowadzanych przez poprzedniego dyrektora tej państwowej placówki kulturalnej wszystko wraca do normy. Do redakcji zgłosiły się jednak osoby, które przestrzegały przed nadmiernym optymizmem w tej kwestii. W największym skrócie chodziło o to, że formuła Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina daleka jest od doskonałości, a realizacja zadań statutowych nie przebiega bez zarzutu. W efekcie przeciętny czas trwania jednego kierownictwa NIFC wynosił ostatnimi czasy półtora roku i każda zmiana następowała w atmosferze skandalu.Jeśli więc stwierdzenie, że w Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina wszystko wraca do normy, jest słuszne, warto zapytać, co oznacza ta norma. Czy chodzi tylko o koncerty pod pomnikiem w Łazienkach i w Żelazowej Woli oraz międzynarodowy konkurs organizowany raz na pięć lat, czy też o promocję i pielęgna-cję największego skarbu polskiej kultury? Czy NIFC to impresariat artystyczny, muzeum i wydawnictwo, czy raczej wielka międzynarodowa szkoła ucząca, jak słuchać i grać Chopina? Czy wreszcie ma to być instytucja biznesowa zarabiająca na sprzedaży marki Chopin, np. w postaci ekskluzywnej wódki, czy placówka misyjna, która pieniądze publiczne wydaje wyłącznie na ważne cele społeczne?Szukając odpowiedzi na te pytania, poprosiliśmy o opinię kilku byłych szefów tego instytutu, którzy opuścili swoje stanowiska w sposób w miarę normalny. Szklane taflew dworku Chopina Najbardziej krytyczny okazał się Albert Grudziński, wieloletni dyrektor Towarzystwa im. Fryderyka Chopina,a także w ostatnim 10-leciu jeden z wicedyrektorów Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. Rozdarcie Grudzińskiego wynika z faktu, że był on we władzach dwóch mających podobne cele instytucji, z których jedna działa w formule stowarzyszenia, druga zaś jest państwową agendą podległą bezpośrednio ministrowi kultury.Eksdyrektor wyżej stawia działanie w formule stowarzyszenia niż instytutu, jak bowiem twierdzi, w instytucji państwowej wyłącznie występuje się o pieniądze. – Proszę dać na festiwal! – oto typowa odzywka jednego z zastępców, który siedzi z założonymi rękami, do dyrektora. Zastępcy nie interesuje, że budżet NIFC jest okrojony, że w nowym roku nie będzie tyle pieniędzy, ile w poprzednim, itd.– Przyglądałem się temu z bliska – mówi Albert Grudziński i dodaje:– W TiFC każdą zdobytą złotówkę oglądało się z obu stron, a w NIFC obowiązywała tylko formuła „ma być”. To niesmaczne. W stowarzyszeniu pracowało ok. 50 osób, ale koszty były niewielkie, a dotacja państwowa skromna. Większość środków zdobywaliśmy na zewnątrz. W instytucie wszystkiego jest dużo i wszystko kosztuje drogo.Rozrzutne gospodarowanie ministerialnymi dotacjami eksdyrektor wytyka permanentnie. Np. dworek Chopina w Żelazowej Woli – wydano ogromne pieniądze, a w dworku, zamiast czegokolwiek, co świadczyłoby o Chopinie, stoją tylko tafle szkła. Muzeum Chopina w Warszawie – także monstrualny wydatek, ale sporo pieniędzy wyrzucono w błoto, bo aranżację obiektu powierzono zagranicznym projektantom, którzy w ogóle nie czuli naszej specyfiki, a przy okazji zlikwidowali salę koncertową na drugim piętrze, która miała już swoją tradycję. Wreszcie konkurs chopinowski organizowany tym razem wyłącznie za pieniądze publiczne. Dziś tylko w Chinach i w Polsce państwo funduje sobie taką imprezę, a u nas dopuszczono się różnych uchybień, m.in. niezgodnie z procedurą do konkursu włączona została Julianna Awdiejewa, którą z racji nadesłania słabego nagrania powinno się odrzucić, tymczasem zdobyła pierwszą nagrodę. Inne rzeczy też robiono niefachowo i nieuczciwie. Przyszedł dyrektor Kazimierz Monkiewicz, który chciał nieprawidłowości usunąć, ale był bezsilny, przeszkadzano mu, bo nie był zawodowym muzykiem. Pianiści nie majągdzie grać? Tę minorową ocenę funkcjonowania NIFC konkretyzuje w pewnych punktach opinia prof. Ryszarda Zimaka, z zawodu dyrygenta, byłego rektora Akademii Muzycznej w Warszawie, który w latach 2005-2007 sprawował funkcję dyrektora Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. Profesorowi nie podoba się za mała aktywność instytutu w sferze edukacji i promocji dzieł Chopina w kraju i za granicą. – NIFC powinien być autentycznym centrum zainteresowania dziełem, życiem i muzyką Chopina – mówi. – Powinien być promotorem wszystkich inicjatyw chopinowskich, co jest ważne, zwłaszcza po ostatnim konkursie chopinowskim oraz po jubileuszu 200. urodzin. NIFC powinien skierować uwagę na edukację młodego pokolenia Polaków.– W 2006 r., jeszcze przed 200. rocznicą urodzin Chopina – wspominaprof. Zimak – skierowałem list do dyre-ktorów szkół

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 31/2012

Kategorie: Kultura