Jedz, myśl i oglądaj

Jedz, myśl i oglądaj

Kulinarna obsesja na ekranie Niepostrzeżenie staliśmy się ekspertami od kuchni, gotowania, diet oraz biznesu restauracyjnego. Jak Polska długa i szeroka triumfy święcą programy kulinarne, biobazary, a dobre restauracje wbrew kryzysowi pękają w szwach. Wydaje nam się, że wiemy, co służy naszym organizmom, a czego unikać – tak czy inaczej świadomość kulinarna społeczeństwa rośnie i rośnie zainteresowanie różnymi wydarzeniami okołokuchennymi. Równie inspirujące jak samo jedzenie jest zaś oglądanie jedzenia, zwłaszcza że o sekcję dokumentów kulinarnych „Jedz lokalnie, myśl globalnie” wzbogaciła się jubileuszowa edycja festiwalu Planete+ Doc. Życie Carlina Jeśliby szukać wspólnego mianownika dla czterech dokumentów pokazywanych w cyklu, byłaby nim pasja, niekiedy granicząca z obsesją, no i poczucie misji ich bohaterów. A także szacunek dla natury. Bez tego nie powstałby np. ruch Slow Food, którego założyciel Carlo Petrini, zwany familiarnie Carlinem, to jedna z najbardziej wpływowych postaci we Włoszech. Gdyby nie zainteresował się promocją lokalnych produktów, pewnie i tak realizowałby się na polu społecznikowskim. W „Historii ruchu Slow Food” Stefano Sardo portretuje Petriniego, który szlak aktywisty przecierał w lewicujących organizacjach studenckich, działalność promotora dobrego, zdrowego jedzenia zaczynał zaś skromnie, od grona najbliższych znajomych w miasteczku Bra, od zachęcania drobnych producentów do zrzeszania się, by razem mówić donośniejszym głosem. Wielu zaskoczą lewicowe korzenie Slow Food, ale dziś to przede wszystkim nośne hasło i organizacja działająca w 150 krajach. Milczenie małży Nie wszystkim wiadomo, że Belgowie mają obsesję na punkcie małży – są ich największymi konsumentami na świecie, zjadając rocznie 30 tys. ton. Szkopuł w tym, że kraj dysponuje zaledwie 60 km wybrzeża, bez zatok, w których można by umiejscowić hodowle. Co innego Holandia – tu, w zatokach Zelandii, hodowle i połowy małży to wielosetletnia tradycja, przekazywana w rodzinach od pokoleń. Podczas gdy Belgowie próbują rozwinąć hodowlę na pełnym morzu, Holendrzy starają się utrzymać swoje zatokowe tradycje. W dokumencie „Małże i miłość” Willemiek Kluijfhout przeplata ludzkie historie małżową love story – podwodne, poetyckie zdjęcia nie tyle uchylają rąbka tajemnicy, ile otwierają muszlę jednego z najbardziej tajemniczych stworzeń, zanim dokona tego garnek z gorącą wodą. Dzięki tym ujęciom film, który mógłby być zwykłym dokumentem poznawczo-interwencyjnym, nabiera szczególnych walorów artystycznych. To truizm, ale żeby na talerz trafiły małże wyjątkowej jakości, potrzebne jest zaangażowanie wielu pasjonatów. Enigmatyczne mięczaki całe to zamieszanie wokół siebie znoszą cicho i z godnością, robiąc swoje. Ale to pozory, bo nawet w takich skromnych stworzeniach jest odrobina szaleństwa. – Małże są nieprzewidywalne jak nastolatki – mówi obrazowo jeden z badaczy, który próbuje dociec, dlaczego raz zachowują się tak, a raz zupełnie inaczej. Wszystko o surowej matce W Holandii żyje też rodzina, u której małży nie uświadczysz, podobnie jak ryb, mięsa, mleka ani jego przetworów. To zaś, co jedzą samotna matka Francis i nastoletni Tom, nie jest poddawane jakiejkolwiek obróbce cieplnej, bo witarianie jedzą tylko surowe pokarmy. Francis poznajemy w trakcie talk-show, gdy odpowiada na zarzuty zanęcania się nad dzieckiem poprzez dietę. Tom jest mniejszy od rówieśników, a przy takim sposobie żywienia jego ostateczny wzrost będzie niższy o 12 cm, jak twierdzą lekarze, albo o 6 cm, jak mówi jego mama. W kolejnych scenach obserwujemy waleczną matkę i nieco wycofanego syna, których restrykcyjna dieta zaprowadziła do sądu dla nieletnich. Francis argumentuje, że nie naraża dziecka na kontakt ze szkodliwymi hormonami wzrostu, że surowa żywność uchroni je przed rakiem. Na pewno nie chce zaszkodzić synowi, dieta zapobiegająca śmiertelnym chorobom jest przecież wyrazem największej miłości. Ale sposób, w jaki Francis forsuje swoje zdanie, nie przysparza jej sympatii lekarzy. Zwłaszcza że niczym świadek Jehowy zna jedyną właściwą odpowiedź na każde pytanie i trudno ją zaskoczyć. Jej surowa krucjata to walka o styl życia, o którego słuszności trudno teraz przesądzać, i o wolność. Na ile uprawniona? I jak w tym wszystkim odnajduje się nastolatek? Anneloek Sollart w dokumencie „Na surowo” unika ferowania wyroków, oddając głos zarówno zwolennikom, jak i przeciwnikom witarianizmu. Po owocach ich poznacie Znacznie mniejsze kontrowersje wywołuje inna pasja –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2013, 2013

Kategorie: Kultura