Chory prezydent i afera kartoflowa

Chory prezydent i afera kartoflowa

Polscy politycy zareagowali histerycznie na prymitywną satyrę niemieckiej gazetki W ubiegłym tygodniu rozegrał się w Polsce prawdziwy teatr absurdu. Trudno się oprzeć wrażeniu, że polityka zagraniczna IV RP charakteryzuje się amatorszczyzną i chaosem. Komentatorzy zaczęli pisać o kryzysie w stosunkach polsko-niemieckich. Włoski dziennik „Corriere della Sera” stwierdził nawet: „jak niewiele trzeba, by rozpalić ogień na granicy na Odrze”. Powodem tej groteskowej afery stał się artykuł, który ukazał się 26 czerwca w niskonakładowym berlińskim dzienniku „tageszeitung” („taz”). Popełnił go dziennikarz Peter Köhler, najwyraźniej niecierpiący na nadmiar talentu. Tekst opublikowany został na ostatniej stronie nazwanej „Prawda” („Die Wahrheit”), mającej charakter jednoznacznie satyryczny, na której żurnaliści „taz” wykpiwają bezlitośnie wszelkie autorytety od papieża i kanclerza federalnego po irańskich ajatollahów i Władimira Putina. Na tej stronie ukazuje się rubryka „Schurken, die die Welt beherrschen wollen” co przetłumaczyć można jako: „Gałgany, które chcą zawładnąć światem” (Schurken to także łotrzykowie czy dranie, ale nie, jak piszą niektóre polskie media, złodziejaszki, słowo to ma bardzo słabo dostrzegalny odcień żartobliwy). Tym razem „taz” dobrał się do skóry braciom Kaczyńskim i w dziale „Schurken” poświęcił im wyjątkowo złośliwy i pozbawiony dobrego smaku tekst „Nowe polskie kartofle”. Dziennik drwił z antyniemieckich uprzedzeń obu polskich mężów stanu. Oto Lech Kaczyński to niskiego wzrostu „polityk zza Odry, który, wyprostowany jak struna, podaje niemieckiej pani kanclerz nogę”, a także chełpił się tym, że przez całe lata żadnemu niemieckiemu politykowi nie podał nawet palca. „Wystarczająco często ten najwyższy rangą Polak trąbił, że w ogóle nie zna Niemiec poza spluwaczką w męskiej toalecie na lotnisku we Frankfurcie. Urodzony w 1949 r. Kaczyński reprezentuje to trudne pokolenie, które jeszcze przed swoimi narodzinami zostało przez Niemcy ukąszone… Odkąd Lech Kaczyński jako dwunastolatek ze swoim bratem bliźniakiem w filmie O dwóch takich, co okradli księżyc odstawił wiele błazeństw, bliżej mu na księżyc niż do Niemiec i Rosji. Rosja wcisnęła Polsce kciuki komunizmu w zadki, a od lat 70. bracia Kaczyńscy chcieli socjalizm wykoleić…”. Obecnie zaś „z wielką energią chcą sprzątnąć ostatnich komunistów z kraju i społeczeństwa. Dlatego parlament ma bez szemrania przyjąć sto ustaw… Wzorem do naśladowania dla Kaczyńskich był twórca Polski z 1919 r., Józef Piłsudski, który w 1926 r. odkrył sterowaną demokrację i do 1935 r. napędzał półfaszystowski reżim wojskowy. Tak jak Piłsudski Kaczyńscy są polscy do szpiku kości. Obydwaj udowodnili, że są czyści z przodu i z tyłu. Lech zabronił mężczyznom w Warszawie paradować z gołymi tyłkami, Jarosław zaś mieszka z własną matką, ale przynajmniej bez ślubu”. Oczywiście to tekst prymitywny i niesprawiedliwy. Trzeba jednak uwzględnić fakt, że niemiecki humor daleki jest od subtelności, a satyrycy i „dowcipnisie” znad Łaby i Renu od dziesięcioleci mają fiksację na temat tylnej części ciała. „Taz” zresztą do opiniotwórczych dzienników w Niemczech nie należy. To małe lewicowo-alternatywne pisemko. Drwiny „taz” zazwyczaj są ignorowane. Strona „Die Wahrheit” miała konflikt tylko z Iranem, po tym, jak zakpiła sobie z fanatycznych mułłów. Odtąd korespondent „taz” ma oficjalny zakaz pracy w republice islamskiej. Czyżby Polska coraz bardziej upodabniała się do Iranu? 6 lipca „taz” opublikował komentarz, w którym sugerował, że Rosja rządzona jest przez „opętaną seksem humanoidalną, automatyczną wielką ośmiornicę”. Z Kremla nie rozległy się jednak gniewne pohukiwania protestu. Polak za to musi dbać o swą godność. Jak napisał wpływowy monachijski dziennik „Süddeutsche Zeitung”, politycy znad Wisły najwyraźniej zapomnieli o zasadzie: „Psy szczekają, karawana idzie dalej”. Niestety, zły los sprawił, że dyrektor departamentu informacji MSZ, Paweł Dobrowolski, polecił przetłumaczyć satyrę „taz” i umieścić ją w przeglądzie prasy na stronie internetowej resortu. Szefowa MSZ, Anna Fotyga, bezwarunkowo oddana braciom Kaczyńskim, natychmiast zwolniła tego doświadczonego dyplomatę, ale już było za późno. Tekst przeczytał prezydent i poczuł się obrażony. Niespodziewanie Lech Kaczyński odwołał swój udział w spotkaniu z kanclerką Niemiec i prezydentem Francji z okazji 15. rocznicy powołania Trójkąta Weimarskiego, do którego miało dojść 3 lipca. Oficjalnym powodem była choroba szefa państwa – zaburzenia pracy przewodu pokarmowego. Fama głosi, że po lekturze tekstu z „taz”

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 28/2006

Kategorie: Świat