Chwalmy się designem – rozmowa z Beatą Bochińską

Chwalmy się designem – rozmowa z Beatą Bochińską

Nawet nie wiemy, jak wiele przedmiotów jest produkowanych w Polsce. Jesteśmy trzecim na świecie eksporterem mebli, co trzeci Europejczyk siedzi na polskim krześle Beata Bochińska – prezeska Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, historyczka sztuki, krytyczka designu, wykładowczyni na Uniwersytecie Warszawskim oraz w Szkole Głównej Handlowej (Design Management). Rozmawia Agata Grabau Kiedy w Polsce zaczęło funkcjonować pojęcie wzornictwa? – Choć wzornictwo rozwijało się w Polsce od końca XIX w., definicja zjawiska i wprowadzenie nazwy do świadomości odbiorców to zasługa jednej osoby – Wandy Telakowskiej, założycielki Instytutu Wzornictwa Przemysłowego. Niezwykła kobieta, dziś powiedzielibyśmy: mentorka, przywódczyni i celebrytka. Przed II wojną światową należała do warszawskiej bohemy, skończyła ASP i była uznaną graficzką, nie tylko w kraju. Zdobywała medale na wystawach światowych, jej prace pokazywano w Londynie, Nowym Jorku, Paryżu… Podziwiano ją, pisali dla niej wiersze Miłosz, Hemar, Słonimski. Telakowska bardzo zaangażowała się w proces związany z przebadaniem akademii sztuk pięknych w całym kraju, zlecony przez ministerstwo. Doszła do wniosku, że kryje się w nich olbrzymi potencjał kreatywny. Kiedy jeździła po świecie, widziała, że w wielu krajach artyści – jeszcze nienazywani projektantami – współpracowali z przemysłem, z rzemiosłem, z manufakturami. Uznała, że Polska jako młode, prężnie rozwijające się państwo nie może sobie pozwolić na marnotrawienie tego potencjału. Skoro mamy dobrych artystów, również tych związanych ze sztuką użytkową, warto wykorzystać ich zdolności dla dobra gospodarki. Udało jej się przekonać Ministerstwo Przemysłu i Handlu do tego, żeby włączyć młodych polskich artystów do współpracy z przemysłem. To była nowa idea. – W tamtym czasie wręcz szalona. Dziś jest to oczywiste, absolwenci wzornictwa przemysłowego w naturalny sposób wiążą się z biznesem. Najlepsze marki, świadome potrzeb odbiorców, współpracują z projektantami, aby stworzyć produkty najwygodniejsze, najbardziej funkcjonalne, bezpieczne, estetyczne… Wiele lat temu to był pomysł rewolucyjny. Zaczęto pracować nad sposobem, aby polskich artystów „pożenić” z wytwórcami. Niestety wybuchła wojna… Telakowska nie porzuciła swoich zainteresowań? – Wykładała w czasie wojny w szkole kupieckiej i przez cały czas bardzo interesowała się handlem. Rozumiała, że idea to za mało, produkt musi być wprowadzony na rynek we właściwy sposób, wypromowany, sprzedany. Po wojnie wróciła do Warszawy i została zaproszona przez Leona Kruczkowskiego do Ministerstwa Kultury i Sztuki. Otworzyła departament związany z planowaniem i zaraz potem Biuro Nadzoru Estetyki Produkcji. Biuro przekształcono następnie w Instytut Wzornictwa Przemysłowego, gdzie została szefową od spraw estetycznych. Wanda Telakowska ustawiła wzornictwo w odpowiednim miejscu, mówiąc: artysta będzie projektantem, współpracującym z wytwórcą, który produkuje, następnie ktoś musi to sprzedać. Od razu założyła, że projektant powinien współdziałać z obszarem nauki. Miała świadomość, że projektanci wiedzą bardzo dużo o kształtowaniu estetycznym, ale nie mają pogłębionej wiedzy związanej z innymi obszarami: materiałem, technologią, ergonomią. Doświadczenie lat 50. Polski design zaczął się rozwijać bardzo szybko. – Projekty z lat 50. i 60. miały naprawdę wysoką jakość. Kiedy przyglądamy się polskiemu designowi z tamtego czasu na tle dokonań europejskich, widzimy, że jesteśmy w awangardzie. Blisko nam do designu skandynawskiego – bez kopiowania, równolegle, a nieraz nawet wcześniej. Mówię o skandynawskim, bo np. design włoski to projekty przygotowywane głównie z myślą o zamożnym kliencie. Piękne, ale dla wybrańców, pojedyncze, kosztowne. To włoskie pojęcie designu tak się przebiło do świadomości odbiorców, że zaczęto powszechnie kojarzyć design z produktami szczególnymi, drogimi. A my opowiedzieliśmy się po drugiej stronie: Skandynawowie, Duńczycy, Szwedzi, Finowie, ale też Rosjanie, Niemcy, Łotysze i Polacy przygotowywali design dla przeciętnego odbiorcy. Przeszliśmy wojnę, mieszkaliśmy w zniszczonym kraju, gdzie wszystkiego brakowało. Potrzebowaliśmy przedmiotów świetnie zaprojektowanych, pięknych, ale produkowanych masowo, dla każdego. Dlatego polski design miał zawsze charakter demokratyczny. W dzisiejszym świecie to gigantyczna przewaga. Polscy projektanci są dziś postrzegani jako wysokiej klasy fachowcy, bo potrafią zaprojektować coś, co zaakceptuje przeciętny odbiorca, ale co nie jest przeciętne w wyrazie, ma rys odróżniający produkt od innych. To wielka wartość. Dzisiejsze spojrzenie na design wywodzi się wprost z tamtego okresu? – Lata 50. ukształtowały nasz sposób widzenia, miejsce designu, wzornictwa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 48/2011

Kategorie: Kultura
Tagi: Agata Grabau