Ciechanów atakuje

Ciechanów atakuje

Są młodzi, wykształceni i nie mają czego szukać w rodzinnym miasteczku Dworzec PKP w Ciechanowie, godzina 4.30. 12 minut temu odjechał osobowy do Warszawy, za niespełna trzy kwadranse będzie następny. Zimno, brudno. W dawnej siedzibie posterunku policji pozostał jedynie ślad po godle państwa i kraty w oknach. Obok smrodliwe WC. Skrzypią stale niedomknięte drzwi do budynku dworca. Wewnątrz kilka lepkich od brudu ławek, zepsuty automat telefoniczny. – Na osobowy do Warszawy – mówi Kasia, podchodząc do kasy. Daje 12 zł, nie pytając o cenę. Zna ją na pamięć. Podobnie jak trasę, którą pokona wtulona w kąt przedziału, oddzielona od innych płaszczem zarzuconym na twarz. W rannych pociągach dowożących do stolicy robotników, agentów ochrony i tych, co mają sprawy do załatwienia przez jeden dzień, nie brakuje takich drzemiących młodych pasażerów. Dochodzi piąta. „Pociąg osobowy z Działdowa do Warszawy Woli wjedzie na tor drugi przy peronie drugim” – słychać trzeszczącą zapowiedź z głośników. Podróżni wysypują się na peron. Za dwie godziny Kasia będzie w Warszawie. Od siódmej rozpocznie swą wędrówkę po firmach. Może tym razem się uda. Przecież nie jest gorsza od Pawła – trochę starszego od niej, ale zawsze kolegi z piaskownicy. U siebie Dwa lata temu na plac przy ul. Skoroszewskiej na warszawskim Ursynowie wjechały spychacze i koparki. – Mój blok rósł w oczach – ocenia tempo robót Paweł Okulski. Ma 29 lat. Wie, co mówi, z zawodu jest inżynierem, pracuje w Mostostalu. Najnowsze dzieło, w którym ma swój udział, to biurowiec klasy A w śródmieściu przy ul. Armii Ludowej. Od niego rozpoczął karierę zawodową w Warszawie. Biorąc pod uwagę jej tempo, zasługuje na miano sprintera. Do mieszkania na drugim piętrze przy Skoroszewskiej wprowadził się w połowie grudnia ub.r. z żoną Moniką, również ciechanowianką. Śpieszyli się, by zdążyć z ustawieniem pierwszej choinki. Dwa pokoje z kuchnią, łazienka i przedpokój. Niby nic wielkiego. Ale za włożone w nie pieniądze mogliby postawić w rodzinnym mieście parterowy dom. – Paweł pilnował majstrów. Ja miałam decydujący głos, gdy wybieraliśmy kabinę prysznicową czy listwy podłogowe. Decydujący, nie oznacza ostateczny – śmieje się Monika. Jej radość jest uzasadniona. Do Warszawy przyjechali trzy lata temu. Szukali pracy. Udało się – wtedy było łatwiej. Paweł zarabia 2,8 tys. zł. Dostaje premie i nagrody. Pensja Moniki to ponad 2 tys. zł. Zaciągnięty na mieszkanie kredyt spłacą, przy pomocy rodziny, w ciągu trzech lat. Ci z prowincji „Ciechanów jest skazany na sukces”, wołał entuzjastycznie 31 grudnia 2001 r. prezydent miasta, Marcin Stryczyński, składając mieszkańcom noworoczne życzenia przed ratuszem. – Dziura zabita dechami, w której nie ma co z sobą zrobić, tu o wszystkim decydują budowane latami układy rodzinno-towarzysko-finansowe – tak widzą swoje miasto ci, którzy z niego uciekają. Podobni do Moniki i Pawła młodzi ludzie są wśród pasażerów każdego pociągu odjeżdżającego codziennie z zaniedbanego ciechanowskiego dworca do Warszawy. Ale wielu wraca tego samego dnia odartych ze złudzeń. Kiedy ochłoną, znów odliczą 12 zł na bilet. Są młodzi, wykształceni, otwarci i wiedzą, czego chcą. Mają ten sam cel: zakotwiczyć się w dużym mieście. Podobne motywacje: brak pracy i perspektyw na własnym podwórku. Ich droga do kariery w aglomeracji niewiele ma wspólnego z typowym wyścigiem szczurów. Jeszcze nie umieją przepychać się łokciami. W rozmowach kwalifikacyjnych nie wychylają się z aspiracjami do zarobków. Szukają czegoś, co pozwoli im tylko zahaczyć się w stolicy. Moment prawdziwego rozpostarcia skrzydeł i wysokich lotów odkładają na później. Mają świadomość, że nim powiedzą „pierwsze koty za płoty”, muszą się wkupić. Koszty bywają różne, taryfy ulgowej nie ma. Paweł Okulski studiował na Politechnice Warszawskiej. Jego pierwsze mieszkanie w niczym nie przypominało tego na Ursynowie. – Wynajmowałem z czwórką kolegów pokój z kuchnią. Stare budownictwo bez wygód. Zimą sypialiśmy w swetrach. Kiedy wkuwając w nocy, zapominałem o zostawionej na parapecie szklance herbaty, do rana zamieniała się w bryłę lodu. Monika skończyła marketing i zarządzanie w agrobiznesie na Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie. Początkowo wspólną przyszłość zamierzali budować w rodzinnym mieście. On po studiach znalazł pracę w ciechanowskiej firmie budowlanej. Ona rozpoczęła praktykę w miejscowym banku. Jednak

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2002, 2002

Kategorie: Reportaż