Ciepła woda w kranie

Ciepła woda w kranie

W mediach można wyczytać, że na ambasadora w Niemczech minister Sikorski szykuje Jana Tombińskiego. Dżentelmena w wieku emerytalnym. Cóż, szału nie ma.

Owszem, nikt Tombińskiemu nie odmawia kompetencji czy znajomości polityki europejskiej. „Mój mąż jest z zawodu ambasadorem”, może mówić jego żona, bo Tombiński ambasadorował w Słowenii, we Francji, w Unii Europejskiej, a także, jako przedstawiciel Unii Europejskiej – w Ukrainie i w Stolicy Apostolskiej.

Pięć ambasad, piękna kariera. Teraz ma być szósta. I możemy w ciemno zakładać – żadnego błędu Tombiński nie zrobi, w kontaktach z Auswärtiges Amt będzie akuratny, z mediami będzie miał poprawne kontakty, wszystko będzie miłe jak ciepła woda w kranie. Ale – jak podpowiada historia jego szefowania na poprzednich placówkach – wartości dodanej nie stworzy.

Zresztą zerknijmy w niedawną przeszłość. Tombiński był w latach 2001-2006 ambasadorem we Francji, jego poprzednikiem był Stefan Meller, a następcą Tomasz Orłowski. Porównajmy tę trójkę – na tle Mellera czy Orłowskiego Tombiński wypada, najdelikatniej mówiąc, blado. Czym miał Francuzom imponować? Wiedzą o Francji, o francuskiej historii czy kulturze – nie za bardzo. Nie miał też jakichś szczególnych kontaktów w Quai d’Orsay czy Pałacu Elizejskim. W zasadzie Francuzi zapamiętali go jako tego ambasadora, który miał nadzwyczaj dużo dzieci (ambasador jest ojcem dziesięciorga). To ich zadziwiało, o tym wspominają do dziś. Ale nic więcej.

A Unia Europejska? Do Brukseli pojechał niemal prosto z Paryża, był tam naszym ambasadorem w latach 2007-2012. Jego poprzednikiem był Marek Grela, a następcą Marek Prawda. I znów mamy różnicę, która bije po oczach…

Gdzie jest więc haczyk, który tłumaczyłby jego karierę?

Można ich wymienić kilka. Po pierwsze, to dawny działacz NZS, co bardzo mu pomagało, gdy przyszedł do MSZ, i przydaje się do dziś. Jest pół roku młodszy od Tuska, także działacza NZS, i reprezentuje ten sposób myślenia. Było to zresztą przyczyną pewnego incydentu, kiedy w czasach, gdy był ambasadorem przy UE, powiedział, że nie jest dobrym pomysłem, by na szefa unijnej dyplomacji wysuwać kandydata z komunistyczną przeszłością. Akurat chodziło o Massima D’Alemę i wypominanie „komunizmu” jemu kompromitowało Tombińskiego, a nie byłego premiera Włoch.

Po drugie, potrafi grać na siebie. Ludzie, którzy z nim pracowali, z pewnym zażenowaniem wspominają, jak lubił przechwalać się swoimi awansami. A jednocześnie blokować awans innych. Są szefowie placówek, którzy słyną z tego, że potrafią pozytywnie nakręcać podwładnych. Tombiński do takich nie należy. Kto u jego boku urósł?

I po trzecie – najwyraźniej taki ambasador w Niemczech i Tuskowi, i Sikorskiemu pasuje. Duda też nie powinien kręcić nosem – ostatecznie do Brukseli Tombińskiego wysłali Anna Fotyga i prezydent Lech Kaczyński. Jest również głęboko wierzący. W Brukseli raz w miesiącu organizował poranne modlitwy dla dyplomatów i urzędników instytucji unijnych.

Może więc jest tak, że lepszego kandydata na Berlin nie ma? I Sikorski z Tuskiem postawili na sprawnego urzędnika, który wprawdzie niczego nie przyniesie, ale równocześnie niczego nie zepsuje. Jest to też wskazówka – że ośrodka polityki niemieckiej powinniśmy szukać w innym miejscu.

 

Wydanie: 15/2024, 2024

Kategorie: Aktualne, Notes dyplomatyczny

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy