Walczy z AIDS i z korupcją, zbiera pieniądze dla chorych dzieci, udziela rad liderom mocarstw. Aktywność Billa Clintona zadziwia Komentatorzy są zgodni, że były prezydent USA, będący od prawie pięciu lat osobą prywatną, zdobył pozycję globalnego gracza. Tylko w pierwszej połowie bieżącego roku Clinton odwiedził 22 kraje i spotkał się z ponad 30 byłymi i urzędującymi szefami państw i rządów. Z pewnością został najaktywniejszym i najbardziej wpływowym spośród byłych przywódców Stanów Zjednoczonych. Jimmy Carter, 38. prezydent USA, otrzymał w 2002 r. Nagrodę Nobla za swe wysiłki na rzecz krzewienia pokoju i demokracji. Ale Carter, polityk przypominający smutnego misjonarza, nie szukał rozgłosu, działał z dala od kamer. Clintona otacza natomiast aura sympatycznego urwisa, którego czarowi nie sposób się oprzeć. „Jestem najsławniejszym grzesznikiem świata”, powiedział kiedyś o sobie Bill. Mąż Hillary znakomicie się czuje tylko w świetle reflektorów, pragnie, aby wszyscy poznali i podziwiali jego szlachetne czyny. Jak napisał dziennik „USA Today”, Carter był przeważnie samotnym aktorem, natomiast Clinton próbuje stworzyć ruch. Najwyraźniej nie bez powodzenia. W dniach 15-17 września w czasie uroczystej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ zorganizował własne „spotkanie na szczycie”, nazwane skromnie Clinton Global Initiative. W hotelu Business Floor na Manhattanie na zaproszenie Billa spotkało się ponad 800 osobistości ze świata polityki, gospodarki i show-biznesu. Przybyli brytyjski premier Tony Blair, król Jordanii, Abdullah, sekretarz generalny ONZ, Kofi Annan, sekretarz stanu USA, Condoleezza Rice, prezydent Ukrainy, Wiktor Juszczenko, astronauta John Glenn oraz aktorzy Leonardo DiCaprio i Barbra Streisand. Ta ostatnia nie kryła uwielbienia dla gospodarza i powiedziała, że Stany Zjednoczone powinny zmienić konstytucję, aby Amerykanie znów mogli wybrać Billa na prezydenta. Clinton wyznaczył cztery tematy dyskusji: walka z AIDS, globalny wzrost temperatur, konflikty religijne, korupcja i dobre rządzenie. Były gospodarz Białego Domu przemawiał z pasją, jak czarnoskóry kaznodzieja zachęcający owieczki swego kościoła do hojnych datków na dobrą sprawę. Pytał: „Dlaczego jesteśmy zobowiązani pomóc innym ludziom? Tak, to jest w naszym interesie, ale jest także moralnie słuszne”. Przytaczał przy tym szczegółowe informacje na temat chorób dzieci w Bangladeszu czy wysokości płac w przemyśle tekstylnym Lesotho. Przy szampanie i sushi z wielką swadą wciągał gości w dyskusje na temat wpływu importu kanadyjskiego drewna na amerykański rynek czy jakości ziemi uprawnej w Argentynie. Charyzma Billa okazała się skuteczna. Zgromadzeni „zobowiązali się” przeznaczyć na różnego rodzaju inicjatywy aż 1,25 mld dol. Niektóre z tych obietnic zostały złożone już wcześniej, inne być może nigdy nie zostaną spełnione. Ale i tak Clinton odniósł błyskotliwy sukces. Postanowiono zainwestować w rozwój sieci telefonicznej w Strefie Gazy. 100 mln dol. przeznaczonych zostało na fundusz poparcia afrykańskiego biznesu, 300 mln na rozwój ekologicznej energetyki w Europie. Znaczne środki przyrzeczone zostały na programy pomocy osieroconym z powodu AIDS dzieciom na Czarnym Lądzie i młodym dziewczętom w Brazylii. Były prezydent zapowiada, że spotkania w ramach Globalnej Inicjatywy Clintona będą się odbywać co roku, przy czym tylko ci, którzy dotrzymali swych zobowiązań, zostaną ponownie zaproszeni. Były sekretarz transportu w administracji Clintona, Rodney Slater, powiedział: „Bill pokazał, że można zostać globalnym graczem bez formalnej władzy, lecz tylko z autorytetem moralnym. Tak, Clinton miał kłopoty podczas swej prezydentury i aferę z Moniką Lewinsky, ale często kryzys życiowy może dać nowe siły, doprowadzić do pozycji autorytetu”. Komentatorzy zwrócili jednak uwagę, że Clinton uzyskał poparcie przede wszystkim zagranicznych sponsorów. Amerykańscy ludzie interesu zachowali powściągliwość. „Wszyscy kochamy Billa, ale być może znamy go za dobrze, aby od razu dać mu 100 mln”, oświadczył jeden z amerykańskich uczestników prywatnego „szczytu” Clintona. W USA wątpliwości budzą przede wszystkim intencje byłego lidera. Z pewnością pragnie on pomóc potrzebującym (zyskując także kolejną porcję sławy). Ale czy przy okazji nie zamierza zwiększyć szans żony w walce o prezydenturę? Hillary Clinton jest obecnie senatorem z Nowego Jorku, w 2006 r. będzie się ubiegać o drugą kadencję i z pewnością wygra. Dwa lata
Tagi:
Marek Karolkiewicz









