Meksykańska rzeźnia w Genui

Meksykańska rzeźnia w Genui

An anti-globalisation activist is arrested by police during a protest against the G8 summit in Genoa 21 July 2001. Police and protesters clashed for the second day running at the Genoa G8 summit today and angry activists set fire to an office building as an anti-globalisation during march gathering more than 100,000 people began. AFP PHOTO GABRIEL BOUYS (Photo by GABRIEL BOUYS / AFP)

Tak rozprawiono się z antyglobalizmem Korespondencja z Włoch Dlaczego 20 lat po wydarzeniach na szczycie G8 w Genui należy o nich przypomnieć? Z dwóch powodów. Po pierwsze, było to najpoważniejsze zawieszenie demokracji w kraju zachodnioeuropejskim od czasów II wojny światowej. Po drugie, w Genui umarła – lub raczej została zabita – inna polityka, tworzona oddolnie przez ruchy społeczne, stowarzyszenia, związki, kolektywy, grupy, czyli przez ludzi, którzy wierzyli, że „inny świat jest możliwy”. Dziś, po tych 20 latach, nawet tacy ekonomiści jak Carlo Cottarelli, były dyrektor wykonawczy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, przyznają, że „antyglobaliści widzieli znacznie dalej, podczas gdy ci, którzy kierowali wówczas ekonomią i finansami, byli tylko częściowo świadomi rozmiarów zachodzących zmian”. Co się wydarzyło 20 lat temu? 87 spalonych samochodów, 41 zdewastowanych sklepów, 34 banki, 16 stacji benzynowych. Kostka brukowa wyrwana doszczętnie, podpalone śmietniki, inne zniszczone auta. Przynajmniej 100 mld lirów strat materialnych. Jedna ofiara śmiertelna… To bilans trzydniowej wojny miejskiej podczas spotkania G8, które odbywało się w Genui od 19 do 21 lipca 2001 r. Tamten szczyt ośmiu najbardziej uprzemysłowionych krajów świata był międzynarodowym debiutem Silvia Berlusconiego, który zaledwie kilka miesięcy wcześniej został premierem Włoch po raz drugi. Do słonecznej Italii przybyli wtedy: George W. Bush – świeżo upieczony prezydent Stanów Zjednoczonych, Władimir Putin – równie świeży prezydent Rosji, Jun’ichirō Koizumi – debiutujący premier Japonii, oraz prezydent Francji Jacques Chirac, premier Kanady Jean Chrétien, kanclerz Republiki Federalnej Niemiec Gerhard Schröder i premier Wielkiej Brytanii Tony Blair. Nadmorskie miasto zostało zmilitaryzowane, a jego serce przemieniono w niedostępną twierdzę, nazwaną czerwoną strefą. Mogli w niej przebywać tylko wybrani: delegacje rządowe i akredytowani dziennikarze. Gospodarz Berlusconi zadbał o każdy szczegół. Na cytrynowych drzewkach zdobiących dziedziniec genueńskiego Pałacu Dożów dowiązano na żyłkach dodatkowe cytryny, czerwoną strefę ogrodzono zaś metalową kratą, aby zabezpieczyć ją przed kontestatorami neoliberalnej globalizacji. Według organizatorów Genoa Social Forum, kierowanego przez Vittoria Agnoletta, do miasta przybyło wtedy prawie 200 tys. osób z całego świata: stowarzyszenia, ruchy społeczne, związki zawodowe, organizacje pozarządowe, organizacje katolickie, lewicowcy, antyglobaliści, alterglobaliści, pacyfiści, anarchiści, autonomiści, transnacjonaliści, antyimperialiści, trzecioświatowcy, feministki, ekolodzy i zaangażowani księża, tacy jak Luigi Ciotti, oraz anarchiści z czarnego bloku (black bloc). Cała galaktyka różnorodna ideowo i niejednolita organizacyjnie, która powstała po manifestacjach w Seattle w 1999 r. przeciwko Światowej Organizacji Handlu i zaczęła cementować się na Światowym Forum Społecznym w Porto Alegre w Brazylii, gdzie między 25 a 30 stycznia 2001 r. odbył się pierwszy szczyt w opozycji do Światowego Forum Ekonomicznego w Davos w Szwajcarii. Również antyglobaliści przywieźli do Genui w plecakach cytryny, traktowane jako antidotum na gaz łzawiący. Nieśli banery: „Inny świat jest możliwy” oraz „Wy G8, My 6 miliardów ludzi”. Do pierwszych poważnych zajść doszło w piątek 20 lipca. Licząca ok. 400 osób grupa ekstremistów ubranych na czarno, w kominiarkach, maskach przeciwgazowych czy hełmach, z pałkami, zaatakowała kordon utworzony przez karabinierów w pobliżu stacji Brignole, rzucając koktajle Mołotowa oraz kamienie i szybko uciekając. Policja odpowiedziała gazem i pałowaniem tłumu pokojowych demonstrantów. Przez wiele godzin grupy anarchistów stosujące technikę czarnego bloku poruszały się bezkarnie między czerwoną strefą a peryferiami Genui, mieszając się z tłumem pokojowych manifestantów, prowokując policję i dewastując doszczętnie miasto. Tuż przed godz. 16 doszło do ataku karabinierów w rynsztunku bojowym na pacyfistyczny, legalny marsz Białych Kombinezonów na ulicy Tolemaide. Karabinierzy zaatakowali gazem łzawiącym i bezlitośnie bili bezbronnych manifestantów oraz dziennikarzy i fotoreporterów. Jak wynika z późniejszych ustaleń włoskich mediów, korpus policyjno-wojskowy liczący niemal 300 ludzi, wspierany przez pojazdy opancerzone i furgonetki, najprawdopodobniej pomylił drogę i zamiast zaatakować czarny blok, całą agresję wyładował na pacyfistach w białych kombinezonach, których część, zamknięta w kotle, zaczęła się bronić. Śmierć Carla Giulianiego W tych okolicznościach na pobliskim placu Gaetana Alimondy około godz. 17.20 zginął 23-letni Carlo Giuliani. Po szarży na legalną demonstrację

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 30/2021

Kategorie: Świat