Śląsk podpala lont?

Śląsk podpala lont?

Najpierw straszono apokalipsą, potem bagatelizowano jego znaczenie. W strajku generalnym na Śląsku uczestniczyło 85 tys. osób Wtorek, 26 marca, godz. 6 rano. Przed Hutą Pokój w Świętochłowicach wszyscy przestępują z nogi na nogę. Mróz nie sprzyja protestom. Trudno utrzymać flagi w zgrabiałych dłoniach. – Ten strajk jest strajkiem solidarnościowym, gdzie rzeczywiście jeden staje za wszystkich, wszyscy za jednego – Dominik Kolorz, lider śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”, oficjalnie inauguruje protest. Ostrzej występuje Bogusław Ziętek z „Sierpnia 80”: – Jeśli ten rząd będzie dalej likwidował nasze miejsca pracy, zamykał szkoły i szpitale, odbierzemy politykom to, co kochają najbardziej – władzę. Co nam zostało? – Co nam zostało? Kiedyś z kopalni uciekało się do Fiata czy Opla, bo robota i przyjemniejsza, i bezpieczniejsza. A teraz to chłopaki stamtąd dopytują się o pracę pod ziemią – mówi Rafał z kopalni Wujek. Górnictwo wciąż okazuje się najpewniejsze. A Rafał wylicza: – Zwolnienia w Fiacie, w szkolnictwie, na kolei, nie wiadomo, co dalej z robotą w hutach… Kończy się już Śląsk pewności zatrudnienia, wyróżniający się pod tym względem na tle kraju. Bezrobocie w listopadzie 2012 r. przekroczyło magiczną barierę 200 tys. osób. I perspektyw poprawy nie ma. Marszałek województwa właśnie zapowiedział cięcia w Kolejach Śląskich. – Jak nam rozwiązali śląski zakład Przewozów Regionalnych, liczyliśmy, że uda się załapać do nowych Kolei Śląskich. Ale tam potrzebowali dyrektorów, a nie kolejarzy – na jednego gościa na dyrektorskim stołku przypadało zaledwie 10 maszynistów. No ale jak zarząd wpuścił KŚ w długi, to i tam będzie kiepsko – opowiada jeden z kolejarzy protestujących na dworcu w Katowicach. „Gdzie ten strajk?:)”, dwie godziny później pyta na Facebooku Kuba, który rankiem bez problemu dojechał na Uniwersytet Śląski, gdzie jednak z powodu protestu ogłoszono godziny rektorskie. I miał prawo go nie zauważyć. Strajk w zajezdniach tramwajowych i autobusowych rozpoczął się o 3.00. Z powodu tej wczesnej pory większość pasażerów komunikacji miejskiej mogła go nawet nie dostrzec, choć na trasę nie wyjechało 120 autobusów i 65 tramwajów. Nieco dotkliwszy był protest na kolei (od godz. 8 do 10) – stanęło 105 pociągów. Narzekali natomiast taksówkarze, bo okazało się, że wbrew zapowiedziom mediów nie mieli więcej kursów. Od 6.00 do 8.00 strajkowała większość zakładów przemysłowych (głównie na pierwszych zmianach), część od 7.00 do 9.00, a pozostali, w tym oświata, od 8.00 do 10.00. Strajkowali m.in. pracownicy hutnictwa, koksownictwa, energetyki, ciepłownictwa, górnictwa, przemysłu zbrojeniowego, metalowego i motoryzacyjnego, kolei, komunikacji miejskiej, służby zdrowia i oświaty (165 placówek). W zakładach, których pracownicy nie mają prawa do strajku, oflagowano budynki. Nie było wielotysięcznych manifestacji ani widowiskowego palenia opon. Strajk przeprowadzono spokojnie, jak najmniej uciążliwie dla mieszkańców regionu. A jednak wzięło w nim udział aż 85 tys. osób. Gdy kamery były zwrócone na Śląsk, w 23 miastach w całym kraju odbyły się pikiety solidarnościowe. Liczyły od kilkudziesięciu osób do ponad 2 tys. Czyżby był potencjał do rozszerzenia protestu? Referenda i negocjacje Jest godz. 9, mróz bez zmian. Kilkudziesięcioosobowa grupa zgromadziła się pod siemianowickim magistratem. Związkowe flagi, transparent lokalnego Stowarzyszenia Obrony Mieszkańców „Jedność”. – Nareszcie zaczynamy! – kwituje jeden ze związkowców. Od kilku miesięcy w całym regionie organizowane były akcje informacyjne o proteście. Na ulicach, przed dworcami, na targowiskach. Biuletyny, ulotki, rozmowy z przechodniami. O strajku na Śląsku wiadomo było od jesieni ub.r., gdy pomysł jego zorganizowania poparli delegaci zjazdu śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”. Wraz z innymi związkami, m.in. OPZZ i „Sierpniem 80”, powołano do życia Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy. Postulaty dotyczyły wsparcia dla przedsiębiorstw (np. w postaci ulg podatkowych) utrzymujących zatrudnienie w czasie kryzysu, ograniczenia stosowania pozakodeksowych umów o pracę, rekompensat dla energochłonnych zakładów zagrożonych wprowadzeniem pakietu klimatyczno-energetycznego (którego skutkiem będzie znaczna podwyżka cen energii), utrzymania emerytur dla pracowników „zatrudnionych w warunkach szczególnych”, ale również zaprzestania likwidacji szkół i nieprzerzucania finansowania publicznego na samorządy. Oliwy do ognia dolał rządowy projekt wydłużenia okresu rozliczeniowego czasu pracy, oznaczający de facto likwidację dodatku za nadgodziny i uzależnienie czasu pracy od widzimisię pracodawcy. Przed strajkiem należało przeprowadzić referenda w poszczególnych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2013, 2013

Kategorie: Kraj