Co drugi Polak łamie prawo

W zeszłym roku policja ujawniła 17 mln 240 tys. wykroczeń Polaka obowiązuje kilkaset tysięcy najróżniejszych przepisów. Ich największy zbiór zawiera kodeks wykroczeń, tysiące podwieszone są pod ustawy, są też ustaleniami wewnętrznymi pewnych grup, np. myśliwych. Na osiedlu, w pracy, na ulicy jesteśmy osaczeni przepisami. Łamiemy je nagminnie. Często bezkarnie. Jeszcze częściej nieświadomie. – Zabójstwo jest złem samym w sobie, nie trzeba człowiekowi tłumaczyć, dlaczego jest zakazane – mówi prof. Eleonora Zielińska z Wydziału Prawa UW. – Z wykroczeniami jest inaczej. Często dopiero z przepisu obywatel dowiaduje się, że coś jest zabronione. I trudno mieć do niego pretensję, bo nawet studenci prawa nie orientują się zbyt dobrze w gąszczu przepisów. Kodeks wykroczeń jest dla nich lekturą nadobowiązkową. Wielu zostaje prawnikami, nigdy się z nim nie zapoznawszy. Tymczasem, zdaniem prof. Zielińskiej, obserwujemy „inflację przepisów”. Przez władze najróżniejszych szczebli zostały one rozmnożone i uznane za lek na całe zło. – Nic bardziej mylącego – obrusza się Dagmara Woźniakowska, prawniczka z Polskiego Stowarzyszenia Edukacji Prawnej. – Bez zastrzeżeń akceptujemy te normy prawne, które zazębiają się z normami moralnymi. Pozostałe, jak wykroczenia podatkowe czy przechodzenie na czerwonym świetle – podaję te często łamane – traktujemy jak przeszkody, które trzeba obejść. Apele o uczciwość – Nieznajomość, lekceważenie i kłopoty z egzekucją przepisów – to trzy zmory polskiego prawa – wylicza mecenas Maciej Dubois. Dr Monika Płatek, przewodnicząca Polskiego Stowarzyszenia Edukacji Prawnej, twierdzi, że kodeks karny nie jest siatką do łowienia przestępcy. Podobnie jest z kodeksem wykroczeń. Jej zdaniem, przestrzeganie prawa jest niemożliwe, gdy mnoży się zakazy. A tak dzieje się w Polsce. Z kodeksu czyni się coraz szczelniejszą siatkę. Odwoływanie się do solidaryzmu społecznego także okazuje się bezskuteczne. Taką klęską kończą się wszelkie apele, by płacić abonament radiowo-telewizyjny. Opowieści o misji nadawcy publicznego nie trafiają do świadomości Polaków. W powodzi zakazów warto zastanowić się, jakie przepisy Polacy łamią najczęściej. Co zrobić, by uwolnić się od głupich i egzekwować te niezbędne? I dlaczego Polacy nagminnie je łamią? Dwugodzinny rajd z policjantami kontrolującymi południowopraskie osiedle. Najbardziej przejęty jest towarzyszący nam kundel. Kontrolowani pozostają obojętni. Policjanci pouczyli pięciu meneli, można to nazwać pouczeniem zbiorowym, bo siedzieli na jednym murku przy piaskownicy i popijali z jednej butelki. Poza tym zatrzymano dwóch kierowców jadących pod prąd jednokierunkową osiedlową uliczką. Zareagowano także na alarm starszej pani, która boi się wielkiego dobermana stojącego pod spożywczym. Policjanci pouczali i wypisywali mandaty. Po ich przejściu życie wraca do normy. To znaczy do łamania przepisów. Pies na spacerze, picie alkoholu, przekraczanie prędkości, obowiązek jazdy z biletem – przepisy regulujące te sprawy Polacy łamią najczęściej i ostentacyjnie. Te dotyczące życia osiedlowego (cisza nocna, zakaz gry w piłkę) zwyczajnie śmieszą i kojarzone są komediami Barei. Inne, jeśli chce się uchodzić za osobę dynamiczną, też trzeba łamać. Obowiązuje brak szacunku dla prawa. – Nie potępiamy kogoś, kto nie płaci podatków, uważamy go za człowieka przedsiębiorczego – ocenia prof. Zielińska. Dr Janusz Kochanowski, wykładowca Wydziału Prawa UW, w wielu komentarzach zaznacza, że łamanie przepisów określa nasz stosunek do norm społecznych. Nie uznajemy ich za wiążące. W dużej mierze dlatego, że nie przestrzegają ich ci, którzy je ustanawiają. Czym jest jazda na gapę w porównaniu z korupcją polityków? – pyta obywatel i nie kupuje biletu. Każde swoje działanie obok prawa uważa za usprawiedliwione. Podział na „onych”, którzy wszystko sobie załatwią, i „szarych obywateli” jest wytłumaczeniem. Najłatwiej przychodzi nam usprawiedliwienie nieuiszczania opłat telewizyjnych, jeżdżenia na gapę i parkowania w miejscach niedozwolonych. Prawo pod psem Szczegółowo uregulowane jest nasze życie z psem. Nie ma powszechnego obowiązku wyprowadzania psów tylko na smyczy i w kagańcu. Te sprawy w każdej gminie regulują uchwały miejscowych władz samorządowych, wydane na podstawie ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Są gminy, gdzie na smyczy trzeba wyprowadzać tylko psy niebezpieczne. Niestety, przeważnie nie precyzuje się jakie. Są też gminy, które uchwaliły, że wszystkie psy muszą być na uwięzi. –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 39/2002

Kategorie: Społeczeństwo