Co zamiast punktów – rozmowa z prof. Marią Jarosz

Co zamiast punktów – rozmowa z prof. Marią Jarosz

Środowiska inteligenckie nie chciały przenieść do obecnego ustroju przywilejów dla przedstawicieli innych warstw społecznych Czy na bezpłatnych uczelniach publicznych można spotkać studentów z uboższych rodzin oraz z małych miejscowości i wsi? – Bardzo rzadko. Prawie wcale ich tam nie ma. Można szacować, że na uczelniach publicznych mamy od niespełna 1% do najwyżej 2% studentów pochodzących z takich rodzin. I nie może być inaczej. Dlaczego? – Bo są źle urodzeni. Jakby już na starcie zostali ukarani przez los. Wychowywali się w tzw. Polsce B (np. na jej ścianie wschodniej), w rodzinie biedniejszej i gorzej wykształconej, z trudniejszym dostępem do dóbr kultury, bez tradycji rozwoju intelektualnego. Potomkowie takich rodzin w zasadzie nie mają szans na wyjście z kręgu ubóstwa. W Polsce panują nierówności edukacyjne, które odtwarzają podziały społeczne. Blokada szans dla jednych, a zielone światło dla drugich zaczyna się wcześnie, już w środowisku rodzinnym. We współczesnym polskim społeczeństwie istnieje wyraźna tendencja do odtwarzania w kolejnych pokoleniach statusu materialnego, społecznego i edukacyjnego rodziny. Czy szkoła nie pomaga w niwelowaniu tych podziałów? – Przeciwnie, szkoła dziś dodatkowo utrwala zróżnicowanie między dziećmi z rodzin inteligenckich, robotniczych i chłopskich. Pochodzenie społeczne wpływa na wybór szkoły. Główną barierą selekcji jest przejście ze szkoły podstawowej i gimnazjum do liceum ogólnokształcącego, determinujące często dalszą szkolną i życiową karierę dziecka. Młodzież z rodzin inteligenckich częściej niż rówieśnicy z rodzin robotniczych i chłopskich wybiera szkoły ogólnokształcące. W szkołach ponadśrednich, zwłaszcza wyższych, nadreprezentowani są więc potomkowie rodzin inteligenckich, niedoreprezentowani zaś potomkowie rodzin chłopskich i robotniczych. Oni chcą przekroczyć zaklęty krąg marginalizacji i wykluczenia społecznego. Z reguły jednak pozostaje to marzeniem. Student z rodziny rolniczej czy robotniczej jest prawdziwym ewenementem. Jeśli już studiuje, to w prywatnych szkołach wyższych. Opłaty za te studia finansują często całe rodziny z dziadkami włącznie, kosztem potrzeb zupełnie podstawowych. Szkoły prywatne z reguły oferują niższy poziom nauki niż publiczne. W rezultacie studenci ubożsi są jeszcze dodatkowo oszukiwani – płacą za coś, co nie daje szans ani na pracę, ani na autentyczną wiedzę. Czy w minionych latach to zróżnicowanie edukacyjne nie było łatwiejsze do pokonania? Wśród absolwentów szkół wyższych często przecież pojawiali się ludzie z tzw. awansu społecznego. – W pierwszym powojennym 20-leciu (1945-1965), w okresie socjalistycznej transformacji, panowała relatywna otwartość struktury społecznej w Polsce. Odnotowywano wtedy dużą ruchliwość edukacyjną, czyli osiąganie kolejnych szczebli wykształcenia przez osoby z różnych klas i warstw społecznych. Z czasem jednak polska struktura społeczna zaczęła się zamykać. W latach powojennych, do połowy lat 60., przez cały czas na I roku studiów co drugi student był potomkiem rodziny inteligenckiej. Natomiast student z rodziny robotniczej bądź chłopskiej, początkowo mający zbliżone szanse studiowania, tracił je z roku na rok. W roku akademickim 1983/1984 co 11. potomek rodziny robotniczej i co 23. chłopskiej był studentem I roku studiów wyższych. W roku 1989/1990 – już tylko co 15. i co 29. Działał zatem – i wciąż działa – system dziedziczenia dobrych i złych pozycji. A tuż po roku 1990, kiedy w Polsce zaczęła się odradzać przedsiębiorczość? Ludzie rozpoczynający od handlu ze szczęk zaczęli chyba posyłać dzieci na studia? – Owszem, ale ten ruch edukacyjny nie dotyczył rodzin, które pozostały niezamożne. Na studia szły dzieci tych przedstawicieli rodzącego się biznesu, którzy już zdołali się wzbogacić. Aspiracje do zdobywania wykształcenia stawały się coraz większe, jednak nie wszyscy mogli je realizować. Sytuacja dzieci z rodzin uboższych się nie poprawiła. Jak było w następnych latach po transformacji ustrojowej? Czy zmieniała się dostępność edukacji na uczelniach publicznych dla różnych warstw społecznych? – Zmieniała się, ale prawie nie ma w pełni wiarygodnych informacji na ten temat. Od 1990 r. w statystykach Głównego Urzędu Statystycznego zaniechano w ogóle rejestrowania danych o pochodzeniu społecznym uczniów czy studentów. A także o liczebności poszczególnych klas i warstw w społeczeństwie. Był to rezultat postulatu, wysuniętego w środowiskach inteligenckich, dobrze osadzonych w polityce, by nie przenosić z ancien régime’u do nowego systemu politycznego dawnych podziałów i przywilejów. Przywilejów – w rozumieniu punktów za pochodzenie przyznawanych w PRL od 1968 r. kandydatom na studia wywodzącym się ze środowisk nieinteligenckich. Jak pani ocenia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 21/2011

Kategorie: Kraj, Wywiady