Codex pictoratus

Codex pictoratus

Swoją książkę „Gazeta Krakowska w antrakcie. Wspomnienia redaktora” (Wydawnictwo Śląsk, 2014) otwiera Sławomir J. Tabkowski trzema dedykacjami. Dwie z nich pozwolę sobie przytoczyć. „Przyjaciołom, kolegom, znajomym – wszystkim z mojej generacji – przypominając, że czas naszej aktywności przypadający na okres PRL nie należy, jak chcą niektórzy, do straconych, bowiem na miarę sił i ówczesnych możliwości zrobiliśmy bardzo dużo dla innych i dla Polski”. „Szanownym czytelnikom, wyrażając nadzieję, że ta praca, przybliżając do prawdy o opisywanych latach i wydarzeniach, wywoła refleksję na temat losów pokoleń Polaków”. Można oczywiście ironizować, że pisząc o własnych lub swojego kręgu dokonaniach, nie należy przesądzać, czy zrobiło się „bardzo dużo”, dużo czy trochę. Ale jest to oczywiście niskie czepialstwo. Dwie cytowane dedykacje oddają w pełni zawartość książki z jednej strony traktującej o dziejach „Gazety Krakowskiej”, z drugiej będącej autobiografią, co zresztą jest tutaj nierozłącznie związane. Otóż warto powtarzać i przypominać kolejnym generacjom, że świat jest nieraz (z reguły) niejednobarwny, skomplikowany i paradoksalny. „Gazeta Krakowska” była, co zostało uwidocznione zaraz pod tytułem, „Dziennikiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej”. W górnym prawym rogu pierwszej strony znajdowało się obowiązkowe hasło: „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”. Definiuje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2015, 41/2015

Kategorie: Felietony, Ludwik Stomma