Zwycięstwo Bolsonara oznacza poważny kryzys demokracji w Brazylii i w całym regionie Jest rok 2009. Jair Messias Bolsonaro wiesza w swoim gabinecie w Izbie Deputowanych plakat z hasłem „Tylko psy szukają kości”. To wyraz jego stosunku do rodzin ofiar dyktatury wojskowej (1965-1985), które próbują odnaleźć groby setek młodych działaczy lewicowych, torturowanych, mordowanych i grzebanych w głębokich fosach. Dziewięć lat później 55% Brazylijczyków biorących udział w II turze wyborów wskazuje go jako prezydenta tego wielkiego kraju. Jego zwycięstwo oznacza poważny kryzys demokracji w Brazylii i w całym regionie. Brazylijczycy wybrali przeszłość Kraj, który dał światu wybitną literaturę, sztukę, muzykę i film, karnawał i futbol, kraj Heitora Villi-Lobosa, Caetana Velosa i Marii Bethânii, Machada de Assisa i Jorge Amado, Clarice Lispector i Nélidy Piñón, oddał swój głos na lidera, który neguje to, co w Brazylii najpiękniejsze i najcenniejsze. Niełatwo zrozumieć, dlaczego miliony ludzi postanowiły opowiedzieć się za kimś tak agresywnym. Zwolennikiem autorytaryzmu i stosowania tortur, przeciwnikiem demokracji, antyfeministą i homofobem. Dlaczego zrobili to czarnoskórzy lub kolorowi piłkarze, tacy jak Ronaldinho czy Rivaldo, kiedy powszechnie wiadomo, że Bolsonaro jest rasistą? Tłumaczenie, że kraj jest podzielony, że głosowano przeciw korupcji, która ogarnęła Brazylię za rządów lewicowej Partii Pracujących, to za mało. Wszak korupcja na prawicy była jeszcze większa. Także stwierdzenie, że chodzi o bezpieczeństwo – a to może zapewnić wojsko – nie wystarczy. Były spadochroniarz nie wygrał wyborów z uwagi na swoje wartości ani to, co do tej pory zrobił. Wygrał, bo część społeczeństwa marzy o powrocie do przeszłości. Brazylia zbudowała kiedyś specyficzne społeczeństwo odznaczające się naturalną swobodą, otwartością jednego człowieka na drugiego, kreatywnym współżyciem wielu ras i kultur. Jednak nie wyzbyło się ono uczucia poddaństwa, potrzeby posiadania przywódcy, który zapewniłby mu wieczne szczęście, jak w czasach kolonii pułkownicy. Jair Bolsonaro, emerytowany kapitan, wspierany przez politycznie prawie nieobecne ugrupowanie, Partię Społeczno-Liberalną (PSL), pokonał kandydatów centrowych i lewicowych. Fernando Haddad, który był tylko erzacem uwięzionego Luli, przegrał, choć uzyskał przyzwoity wynik (44%). Fawele bez kolejki Bolsonaro pojawił się jako produkt rozczarowania rządami lewicy, która obarczona korupcją sama zabiła nadzieje, jakie z nią wiązano. W wielkiej szkole samby zaczęła swój makabryczny taniec zdeprawowana demagogia: Bóg, porządek i rodzina. Została rozbudzona tęsknota za dyktaturą wojskową. Na cześć zwycięstwa „zbawiciela ojczyzny” już głoszą peany Kościoły fundamentalistyczne, korzystające z przywilejów podatkowych nieprzysługujących ludziom biednym. Cieszy się skorumpowana magnateria finansowa i gospodarcza, do której Bolsonaro puszcza oko. Jest faktem, że sytuacja polityczna w Brazylii powodowała ucieczkę kapitału, głównie do Stanów Zjednoczonych. Według New World Wealth, w 2017 r. były to 2 mld dol. Gospodarka znalazła się w sytuacji najgorszej od lat recesji, politycy nie potrafili sobie z nią szybko poradzić, przemoc uliczna była nie do zniesienia – w tymże 2017 r. zabitych zostało 64 tys. osób. Kraj zaczynał przypominać tonącego „Titanica”. Bladym wspomnieniem były czasy, kiedy Brazylijczycy patrzyli w przyszłość z optymizmem. W 2011 r. największa gospodarka Ameryki Łacińskiej osiągnęła stopę wzrostu PKB 7,5% i przygotowywała się do Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej 2014 oraz igrzysk olimpijskich w roku 2016. Były pieniądze i roboty publiczne. W północnej części Rio de Janeiro, w kompleksie faweli Alemão, oddano do użytku 3,5-kilometrową kolejkę linową, przedmiot chwały gubernatora Sérgia Cabrala. Kolejka obsługiwała codziennie do 120 tys. osób, w tym turystów, w rejonie uznawanym za jeden z najniebezpieczniejszych w mieście. Szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde porównywała ją do kolejek alpejskich. Jednak dwa miesiące po olimpiadzie, w październiku 2016 r., rząd stanowy podjął decyzję o zamknięciu kolejki na skutek zużycia kabli trakcyjnych. Stan Rio de Janeiro popadł w głęboki kryzys finansowy. Gubernator Sergio Cabral przebywa w więzieniu skazany za korupcję. Mieszkańcy porzuconego przez rząd kompleksu faweli Alemão żyją bez kolejki. Jednak Bolsonaro nie jest rozwiązaniem. Jeśli korupcja, rozkład instytucji publicznych i zubożała klasa średnia są problemem strukturalnym w Brazylii, to koncentracja władzy w rękach autorytarnego wojskowego może tylko przyśpieszyć odejście kraju od zasad demokratycznych w kierunku dyktatury. Pani