Cóż wart urlop bez skargi

Cóż wart urlop bez skargi

Niemiecki turysta pogłaskał krokodyla. Potem domagał się odszkodowania za to, że biuro podróży nie ostrzegło go przed niebezpieczeństwem Za głośne fale, za szybki zachód słońca, hotelowa pościel w kratkę, krajowcy na plażach, niewierny animator, niebo w innym kolorze niż na zdjęciach w katalogu, zbyt wielu Brytyjczyków w Turcji – to tylko niektóre skargi niemieckich turystów. Jak co roku, powtarza się ten sam schemat. Obywatele Republiki Federalnej wyjeżdżają na urlopy w różne części świata, a potem zasypują biura podróży skargami i reklamacjami, żądając zwrotu kosztów. Wielu dochodzi swoich, często śmiesznych i nonsensownych, racji przed sądem. Największe europejskie biuro podróży TUI dostaje 63 tys. reklamacji od niemieckich urlopowiczów rocznie. Szacuje się, że 75% obywateli RFN co najmniej raz złożyło skargę lub zażalenie po sezonie urlopowym. „Skarga stanowi część urlopu i jest równie ważna jak wieża Eiffla dla Paryża” – wywodzi Karl Born, renomowany profesor zarządzania turystyką z Uniwersytetu Harz. Podkreśla, że wprawdzie przedstawiciele innych nacji również się skarżą, ale odsetek absurdalnych, śmiesznych, zażaleń Niemców jest szczególnie wysoki. Turyści z Republiki Federalnej wykształcili swoistą „kulturę składania urlopowych skarg”. I walczą o swoje „prawa” butnie, bez wdzięku. Urlopowicz z Italii próbuje wyjednać lepszy pokój w hotelu, prawiąc żeńskiemu personelowi komplementy, Szwajcar – żaląc się na kłopoty ze zdrowiem. Niemiec natomiast grzmi: „Jeśli to się natychmiast nie zmieni, podam was do sądu!”. Nie trzeba dodawać, że sukces najczęściej odnosi Włoch, po nim Szwajcar, natomiast życzenia Niemca spełniane są w ostatniej kolejności – opowiada prof. Born. „Prawo podróży” jest w RFN bardzo rozbudowane. Ponadto istnieje tzw. Tabela Frankfurcka, szczegółowo określająca, jaki procent zwrotu kosztów należy się za poszczególne niedogodności na wczasach (przykłady w ramce). Tabela nie jest obowiązującym prawem, lecz dokumentem pomocniczym dla sędziów. Mimo to każdego lata drukuje ją wysokonakładowy tabloid „Bild”. Setki tysięcy turystów znad Łaby i Sprewy wycinają ją i zabierają na wczasy. Niektórzy z tym wykazem w ręku krążą po hotelu i plaży, zastanawiając się, co by tu zaskarżyć. Zażalenia dokumentują szczegółowo zdjęciami i podpisami świadków (jak zresztą radzą prawnicy). Pewna turystka przysłała do działu skarg TUI fotografię, która przedstawiała ją siedzącą w hotelowej wannie w ubraniu i ze zbolałym wyrazem twarzy. Miał to być dowód, że wanna jest za mała. Prywatna telewizja RTL emituje dziesięcioodcinkowy program dokumentalny o udrękach niemieckich wczasowiczów. Oglądają go miliony, bowiem, jak to się mówi w Monachium czy Berlinie: „Schadenfreude ist die beste Freude” (Radość z cudzego nieszczęścia jest największą uciechą). Niektóre skargi są tak bezsensowne, że wypada się zadumać nad tupetem lub stanem umysłów ludzi, którzy wnieśli je przed oblicze Temidy. Pewien urlopowicz próbował pogłaskać w Afryce krokodyla. Rozdrażniony gad kłapnął paszczą. Na szczęście skończyło się na strachu, lecz po powrocie turysta pozwał biuro podróży, „które powinno go było wyraźnie ostrzec”. Sędziowie w Republice Federalnej rozpatrywali już tak osobliwe skargi wczasowiczów, że niewiele rzeczy może ich zdziwić. Tym razem jednak Wysoki Sąd zaniemówił ze zdumienia. W końcu huknął: „Powszechnie przecież wiadomo, że nie głaszcze się krokodyli. Do tego nie potrzeba opinii biegłego!”. Rozprawa skończyła się w pięć minut. Nie dostała odszkodowania także turystka, która przeżyła namiętny romans z hotelowym animatorem. Gdy następnego lata wróciła z nadzieją na kolejne rozkosze, dowiedziała się, że przystojny młodzian „animuje” już inną urlopowiczkę. Gorzko rozczarowana Niemka zażądała zwolnienia „niewiernego” animatora z pracy. Kiedy jej odmówiono, skierowała sprawę do sądu. Oczywiście przegrała sromotnie, jak podkreślił bowiem trybunał, biuro podróży nie ma obowiązku regulowania osobistych relacji swoich klientów. Nie wywalczył rekompensaty mężczyzna, który skarżył się, że w hotelu w Grecji nie pozwalano mu przychodzić na kolację w krótkich spodniach. Sąd orzekł, że luksusowy hotel ma prawo domagać się od swych gości wieczorem eleganckiego stroju. Do legendy przeszedł list, który pewne małżeństwo wysłało do TUI z hotelu na Maderze. Doszli oni do wniosku, że wędliny z bufetu śniadaniowego są nieświeże. „Moja żona dobrze zapamiętała sobie wzór na piątym i dziewiątym plasterku wędliny. Okazało się, że następnego dnia te plasterki znowu leżały w spirali wędlin.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2011, 33/2011

Kategorie: Świat