Ćpun w każdej szkole – cd.

Zwolennicy lekkich narkotyków tworzą silne lobby. Tym razem jako pretekst do przedstawiania swych racji wybrali internetową wersję artykułu z „Przeglądu”

– Po co bierzecie to świństwo?
– Żeby sobie ulżyć.
– Nie lepiej jakoś inaczej?
– Tak jest najłatwiej. Bierzesz i jesteś na luzie.
– A jeśli twoje dzieci też będą brały?
– A co ja im zrobię?
To jedna z internetowych dyskusji, którą wywołał artykuł Iwony Konarskiej „Ćpun w każdej szkole” („Przegląd” nr 24). Dialog internautów, głównie entuzjastów lekkich dragów, marihuany – marii, marysi, konopki odmienianej na różne sposoby – oderwał się od tekstu. Fani znaleźli sobie dyskusyjne forum przyjaciół zjednoczonych hasłem „Niech zielone będzie z nami”. Pokazali, jak silne tworzą lobby. Wyszli z kątów, ze swojej samotności podwórkowych kolegów od skuna. Jedni protestują przeciw zakazom, inni szukają akceptacji, odrobina bezradnych oczekuje pomocy. Większość chce po prostu anonimowo pogadać. „Mam tyle i tyle lat palenia…”, to częsty początek wypowiedzi.

O narkotykach wiedzą wszystko

„Poczytajcie o dragach w Internecie. Tam jest sporo wartościowych rzeczy”, radzą zainteresowanym. Ktoś uświadamia Shugara, który pyta „jak się ma palenie do wypadków drogowych”, że maria w przeciwieństwie do alkoholu nie zwiększa skłonności do ryzyka. Ujarany koleś prowadzi o wiele spokojniej niż normalnie. To przekłada się nawet na liczbę wypadków np. w Holandii czy Wielkiej Brytanii, gdzie używanie zioła jest dość powszechne. „Tzw. flashbacki mogą się rzeczywiście przytrafić po LSD. A jeśli już kierowca zobaczy jakieś dziwne wzory na asfalcie i tak zagrożenia nie spowoduje”. Ponoć w brytyjskim magazynie na czterech osobach przeprowadzono test czterech różnych narkotyków. Wyniki: kokaina poprawia zdolność do prowadzenia pojazdu (większa asertywność w stylu jazdy i chęć podejmowania ryzyka), po marihuanie refleks pozostaje bez zmian, parkowanie lepiej niż na trzeźwo, ecstasy i alkohol mają znaczny wpływ negatywny. Zwolennicy dragów są w stanie udowodnić wszystko. O zaletach konopi opowiada cała ferajna: palenie pomaga w typowo mechanicznych pracach, takich jak malowanie figurek, skręcanie długopisów, roboty w polu. „Niedzielny palacz” odkrył nawet ciekawy artykuł, w którym doktor Robert Hepler stwierdził, że odpowiednie dawki marihuany obniżają o 30% ciśnienie śródgałkowe. Co oczywiście przeciw narkomanom wykorzystuje teraz policja, mierząc to ciśnienie podczas łapanek na „lekkich” ćpunów.
Ratty83 twierdzi, że konopie to pożyteczne rośliny. Można je stosować do ekologicznego wyrobu papieru, oszczędzając lasy. Choć udowodniono ich lecznicze właściwości, z winy fanatyków badania nie mogą być prowadzone, bo brakuje systematycznie niszczonych roślin. Magdę ktoś doświadczony przekonuje, że seks po faji jest naprawdę fajny.

Nikt nie rozumie, o co chodzi w braniu

„Młodzież trzeba przekonywać racjonalnymi argumentami. Nie takimi z serii „nie – bo nie”” – wyjaśnia Malaxer. „Płakać mi się chce, gdy widzę, ile pieniędzy marnuje się na rozklejanie bzdurnych plakatów i kręcenie reklamówek telewizyjnych. Te pieniądze naprawdę mogłyby uratować komuś życie”, pisze główny dyskutant, prof. Ciekawski.
„Palacze marihuany to nie bezrozumne bydło. Zajmijcie się lepiej przemytem papierosów i tirami z Nadarzyna. Komunizm nauczył was samych zakazów”. „Masz rację, winą komunizmu jest dzisiejsza ignorancja psychiatrów, socjologów, nauczycieli”. „Chciałbym zobaczyć trochę inne statystyki niż wasze: jaki odsetek ludzi palących w rozumny sposób trawę skończy na heroinie? Wątpię, żeby był większy niż procent pasażerów samochodów ginących w wypadkach”. „1% marihuanistów kończy ze strzykawką, a 3% pijących mleko też kończy ze strzykawką”, śmieją się z absurdu statystyk. „Ludzie, którzy nigdy nie spróbowali! Wasze wypowiedzi są na sucho. To tak, jak po studiach zna się jakiś zawód, ale tylko teoretycznie. Jak spróbujecie, może coś z tego zrozumiecie”.
Może były ćpun dla ćpuna byłby autorytetem? Może rzeczywiście mają własny terapeutyczny język różny od tego z billboardów? „Żebyś się nie rzucał, że nie wiem, o czym mówię, to mój „romans” z trawką trwał 15 lat. Lecz z tego, co przeczytałem w artykule, wnioskuję, że w Polsce wrzeszczą o fizycznym wyniszczaniu, a nikt nie rozumie, o co naprawdę chodzi w braniu. Nie, trawka to nie twarde prochy, po jaraniu nikt nie jest agresywny. Prawda też, że można z niej zejść szybciej niż z innych prochów (np. jedząc coś), co daje poczucie, że ma się kontrolę. Ale bzdura, że jest nieszkodliwa. Jest ucieczką od rzeczywistości i samego siebie. Alienuje i demotywuje. Znieczula i rozleniwia. Wiem coś na ten temat. Nic się nie dzieje po trawce. Dokładnie: NIC. Nie ma postępu w nauce, hobby, karierze, małżeństwie… bo kiedy się przypali, to tak fajnie jest. Po co coś zmieniać. No nie?”.
„Nikt ci ręki nie wykręci, że się marnujesz. Ale też nie będzie nad tobą płakać. Ja po 15 latach wybrałem trzeźwość i mogę mieć tylko nadzieję, że też dojdziesz kiedyś do tego wniosku”, mówi M.

Zajmijcie się alkoholem

Trzeba łamać stereotypy!, krzyczą. Nieprawda, że od trawki się zaczyna, a potem jest coraz gorzej. Logika tego myślenia jest następująca: wypij piwo, skończysz na denaturacie. „Nikotyna i alkohol to pierwsze narkotyki, z jakimi styka się przeciętny nastolatek. Powtarzam: TO SĄ NARKOTYKI JAK KAŻDE INNE”, apeluje jeden z internautów. „Te same statystyki, które twierdzą, że 90% ludzi uzależnionych od heroiny zaczynało od trawki, jakoś milczą na temat alkoholu. Ciekaw jestem, ile procent zaczynało od piwka. Więc może zakazać sprzedaży alkoholu? Wszakże on prowadzi do trawki, a trawka do hery”.
„Każdy rozsądny człowiek wie, że trawka powinna być legalna i opodatkowana jak alkohol, od którego jest przecież zdrowsza. I tak wszyscy, którzy mają ochotę, palą, uczą się braku szacunku do nieskutecznego prawa i nabijają kabzę mafii, która zwozi trawę do Polski”. „Zalegalizujmy zioło i czerpmy z niego korzyści!”, radzi Tonko. „To naprawdę byłby zastrzyk dla dziurawego budżetu”, potwierdzają inni. Z legalną trawką mniej byłoby agresji na polskich ulicach. „Dlaczego dzieci nie czują się bezpieczne? Gdyby marihuana była legalna, nikt by nie chodził po szkołach, częstować amfetaminą. Przecież każdy chcący palić wybrałby trawkę”.
Największą dyskusję wywołało pytanie do przeciwników marihuany: wyjaśnijcie bez ściemy, o co wam chodzi? Dlaczego, będąc dorosłym, nie mogę zapalić, bo wam to przeszkadza? Czy nie przeszkadza wam pijak w autobusie, który zaczepia wszystkich, a wy boicie się odezwać? A lubicie natknąć się na bandę małolatów szukających zaczepki? W tym czasie palacze trawki siedzą w domu, na łące, pływają w łódkach, a jedyne, co może was spotkać z ich strony, to zaatakowanie śmiechem. „Marihuana hamuje agresję. Ten, kto tego nie zauważa, jest ignorantem”.
Z tą opinią zgadza się mieszkaniec Gryfina, gdzie, jak mówi, procentowo zażywa się więcej narkotyków niż w Szczecinie: „Codziennie widzę młodych palących skręty. Rozważają takie problemy, jakich nie podjąłby się żaden obrońca moralności”.
W dyskusji nie zabierają głosu psychologowie, socjologowie, lekarze. Tylko Kotullek odzywa się nieśmiało: „Mam 16 lat. Nigdy nie wezmę narkotyków. Posiadam własny rozum i silną wolę. Przez lata nie byłam tolerowana w grupie, bo nie brałam dla szpanu. Dziś wyciągam do kolegów przyjazną dłoń. Pokazuję, że można żyć bez dragów”. „Nigdy nie mów nigdy”, „Pogadamy za kilka lat”, żartuje sobie z Kotullka forum.
Czy potrzebują pomocy? Rozmawiają o sobie i ze sobą. To nie jest język statystyka, moralisty, rodzica. Polecają sobie skuny, witają się hasłem „daj macha”, na potwierdzenie, że dobrze gadasz, jakby chcieli klepnąć cię po karku. Lubią się wzajemnie, bo bronią tego samego. Black Panther włącza się do rozmowy: „O, witajcie, widzę, że znajomi tu walczą z ignorancją”. Obraz pokolenia, które zasiadło do czatu jest prawdziwszy niż jakikolwiek test. Są dorośli, świadomie wybrali marię, nie potrzebują terapii, bo ona jest terapią. „Chcesz leczyć marihuanistów? To ty masz problem, nie oni”. A jak nie wierzysz, to nakarm dilera tym, co ma przy sobie. Jeśli przeżyje, a na pewno przeżyje, znaczy, że trzeba dać mu spokój”.

Z trawą się nie przyjaźnię

„Po herze wypadają ci zęby i jesteś chudy jak Janko Muzykant” – takie słowa padają rzadko, a jeśli już padają, są zbywane „silnym” argumentem, że przecież nie palimy non stop. „Narkotyk to mój przyjaciel? Jaki przyjaciel? Biorę od czasu do czasu i się z trawą nie przyjaźnię”. „Nie przesadzajcie więc kołtuny”, powołują się na rozsądek marihuaniści: nie wegetujemy bezmyślnie, poznajemy nowych ludzi, uwielbiamy filmy, jeździmy na skałki, a z kręgu naszych znajomych wielu zajmuje dziś poważne stanowiska w biznesie i polityce. Pytamy, jakie popełniamy przestępstwo. Z papierosów, prawda, nie potrafimy wyjść, ale z trawki? „A jak się komuś nic nie chce, to trawy palić nie musi, żeby nic nie robić”, twierdzi Janeck.
„Paliłem trawę kilka razy w moim 20-letnim życiu (notabene namówił mnie doktor filozofii). Pewnie jeszcze nie raz skręcę sobie blanta. Do tego właśnie zdałem maturę, gram na mszach w kościele na gitarze, a dziś dostałem się z konkursu świadectw na studia. Narkomanem nie zostałem”.
A gdzie przebiega granica między od czasu do czasu a codziennością? I choć nie każdy zostanie narkomanem, kto jest w stanie przewidzieć, czy uzależnienie go dotknie? Ten temat jest jakby poza główną dyskusją. Liczy się przecież teraźniejszość, a nikt tu nie rujnuje sobie życia. „Wszystko zależy od konkretnego człowieka. Nie trzeba zażywać, żeby się zabić. Każdy może spaść ze schodów”, tłumaczą.

Przez takich jak wy mój syn dziś umiera

„A ćpajcie sobie i róbcie, co chcecie. Ja jak zobaczę, że u mnie w rodzinie pojawi się ktoś, kto pali trawę, wyleci na zbity pysk”. Może dlatego Marta, która narkotyki nazywa częścią życia, boi się iść do taty i nie popiera głosów o „fajnej jeździe”. „To nie jest wcale tak. Mam 18 lat i trzy lata biorę. Zaczęłam od amfetaminy i trawki, a kiedy to przestało bawić, spróbowałam ecstasy i LSD. Potem też kokainę i heroinę (nie dożylnie). Próbowałam z tym skończyć, ale to silniejsze ode mnie. Ja potrzebuję pomocy specjalistów! Tu silna wola nie ma nic do rzeczy. Raz weźmiesz i ona znika”.
„Jestem mamą Bartka. Ma 23 lata i ciągle ucieka z domu, bo nie umiemy dać sobie rady z jego uzależnieniem. To wy, a nie ludzie, którzy nie biorą, jesteście ignorantami, bawiąc się w dyskusję, że narkotyki wyostrzają zmysły i są terapią śmiechem. Dzięki takim kolegom mój syn dziś umiera”, napisała pani Zofia.
Michał zdał właśnie do drugiej klasy: „U mnie w klasie czterech kolesiów wszystko umie załatwić, a sztychuje się dwóch. Jeden oblał. To koledzy, którzy jeszcze rok temu grali ze mną w piłkę. Teraz im się nie chce. Próbowałem pomóc, bo widzę, jak szybko się staczają. Ale co jeszcze mogę zrobić?”, pyta Michał „dorosłych” narkomanów „bez uzależnień”.

 

Wydanie: 2002, 26/2002

Kategorie: Społeczeństwo
Tagi: Edyta Gietka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy