Czarna rozpacz bez Olisadebe

Czarna rozpacz bez Olisadebe

Jerzy Engel: drużyna wie, że nie jest Brazylią, ale w każdym spotkaniu daje z siebie wszystko Nigdy w historii eliminacji mistrzostw świata reprezentacja Polski nie miała na trzy mecze przed zakończeniem rozgrywek tak komfortowej sytuacji. Pierwsze miejsce w tabeli, pięć punktów przewagi nad Białorusią i siedem nad Ukrainą, reszta rywali już przestała się liczyć. – Możecie rezerwować bilety do Azji – mówił po meczu z Walią oszczędny zazwyczaj w słowach Emmanuel Olisadebe. Nazywany przez kolegów z drużyny narodowej „Czarnecki” Olisadebe w dziewięciu spotkaniach reprezentacji strzelił osiem bramek. W tym dwie z Ukrainą, dwie z Norwegią, po jednej z Armenią i Walią. W pierwszym spotkaniu z Walią grał tylko 16 minut. W rewanżowym meczu z Armenią w ogóle nie wystąpił z powodu kontuzji. Tak się złożyło, że to jedyne jak dotąd mecze w eliminacjach, których Polacy nie wygrali. Ten ostatni był najgorszy. Komentarz Zbigniewa Bońka: – Zrobili wszystko, na co ich było w takich warunkach stać, ale nie wygrali z takim przeciwnikiem jak Armenia. Za wcześnie na hurraoptymizm. Engel Zwolniony ostatnio ze Śląska Wrocław Janusz Wójcik (bo za dużo mówił o kulisach ligi i handlowaniu meczami) przestał być selekcjonerem w grudniu 1999 r. po tym, jak przegrał eliminacje do mistrzostw Europy. Za jego kadencji zawodnikom wiodło się bardzo dobrze, a Wójcik potrafił wyegzekwować premie za wygrane mecze w przegranych już dużo wcześniej eliminacjach MŚ ’98. Sprowadzanie całej kadencji Wójcika do jednego hasła „Kasa, misiu, kasa”, to też jednak uproszczenie. Pozostaje bowiem faktem, że za Wójcika zmieniła się atmosfera wokół reprezentacji. Zabrakło tylko podstawowej sprawy – wyników. Ale też mało kto wierzył, że doczeka się ich jego następca. Tym bardziej że został nim nie faworyt opinii publicznej, Franciszek Smuda, lecz Jerzy Engel. Konkretny, opanowany, mający znakomite kontakty menedżerskie i nie zabiegający zbytnio o rozgłos pasjonat wyścigów konnych (miał firmę promującą wyścigi na Służewcu), który kiedyś zdobył wicemistrzostwo Polski z Legią, pracował na Cyprze, a po powrocie do kraju był współautorem mistrzowskiego tytułu Polonii Warszawa. Początek pracy Engela był nieciekawy. Porażki, bezbramkowe remisy i już zaczęło się wspominać coś o zmianie selekcjonera. Swoim spokojem Engel wyprowadzał niektórych z równowagi, powtarzając po słabych meczach: – Czy wy, panowie, nie widzicie wyraźnej poprawy? Istotnie, poprawę widziało niewielu poza nim. Jeszcze mniej dostrzegało szanse w rywalizacji z Norwegią, Ukrainą, Białorusią i Walią. Do tego doszedł jeszcze konflikt z Andrzejem Juskowiakiem, który potem musiał się wypierać słów cytowanych przez jedną z gazet: „Cała Polska śmieje się z Engela”, niezadowolony był Tomasz Hajto, publicznie oświadczając, iż kadra to nie jest czyjś prywatny folwark. Engel: – Wszystko musi się rodzić z fragmentów. Jeśli sprawdzał mi się jakiś fragment, to ja go już nie ruszałem. Z takich fragmentów powstawała drużyna i ja to widziałem. Prywatny folwark tzw. promocja zawodników? Nikt nie wskakuje do kadry jak dzika kaczka. Na każdej pozycji jest ranking. Tak, gra w reprezentacji jest promocją. Teraz zależy, czy czerpie się z tego korzyści. To idiotyzm wymyślony przez poprzedników. Jednocześnie Engel wspólnie z Bońkiem finalizowali pomysł wystąpienia o przyznanie polskiego obywatelstwa Emmanuelowi Olisadebe. Prezydent Aleksander Kwaśniewski rozpatrzył wniosek pozytywnie. Olisadebe w pierwszym meczu z Rumunią strzelił wyrównującą bramkę. Potem dwie w zwycięskim spotkaniu z Ukrainą, pierwszym w ramach eliminacji MŚ 2001. Nagle wszystko się zmieniło. Reprezentacja zaczęła wygrywać, Engela chwalono z każdej strony za znakomitą selekcję, taktykę, zmiany i oczywiście wyniki, na początku roku podpisana została umowa z nowym sponsorem biało-czerwonych. Berlo zastąpiła Era GSM, rozwiązano wreszcie kontrowersyjną sprawę z roszczeniami „Pumy” bez konieczności wypłacenia odszkodowania (spadek po poprzedniej ekipie kierowniczej PZPN), do drużyny wrócił Juskowiak, Hajto stał się jej podstawowym zawodnikiem. – Jako władze związku moglibyśmy zrobić cuda, wprowadzić wszystkie możliwe reformy, ale i tak nas rozliczą z jednego – z tego, czy reprezentacja awansuje do finałów mistrzostw świata – mówi prezes PZPN, Michał Listkiewicz. Ma rację. Drużyna Engel nie ma samych wielbicieli. Przeciwnicy powtarzają: – Jest to samo, co było dawniej, tyle że robione w białych rękawiczkach. Wójcik mówił o tym, jak jeden z oficjeli powiedział

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 24/2001

Kategorie: Sport